Fandom, fantastyka i PRL
Miłośnicy literatury science fiction zbudowali w PRL własny świat. Tworzyły go centralne i lokalne kluby, środowiskowe zloty, własne pisma i... trzeci obieg wydawniczy.
Można powiedzieć, że literatura fantastyczna znalazła sobie miejsce w powojennej Polsce za sprawą dwóch rzeczy. Po pierwsze dzięki twórczości Stanisława Lema. Jego świetnie napisane powieści szybko znalazły uznanie czytelników, zostały też docenione przez poważnych krytyków, a nawet trafiły na listę lektur szkolnych. Drugim elementem legitymizującym fantastykę była jej popularność w ZSRR. Tam gatunek ten rozwijał się bujnie, choć oczywiście w specyficznym ujęciu - bohaterscy sowieccy kosmonauci eksplorowali kosmos, niosąc na inne planety przodujący ustrój. Co najmniej więc z tych dwóch powodów polscy decydenci od literatury akceptowali fantastykę.
Prócz Lema powieści pisali SF m.in. Krzysztof Boruń i Andrzej Trepka, Witold Zegalski, Konrad Fiałkowski, Stefan Weinfeld. W latach 70. debiutowali Bohdan Petecki, Adam Wiśniewski-Snerg, Wiktor Żwikiewicz, Edmund Wnuk-Lipiński, ważne powieści i opowiadania publikował Janusz A. Zajdel. Tym ostatnim pisarzem wiąże się istotny nurt polskiej fantastyki czasów PRL - tzw. fantastyka socjologiczna. Zajdel, Wnuk-Lipiński, Marek Oramus opisywali peerelowskie realia w fantastycznym kostiumie: kosmiczne społeczeństwa przyszłości poddawane były opresji i utrzymywane przez władze w biedzie i kłamstwie - tak samo jak mieszkańcy PRL-u. Ten nurt żywy był w polskiej SF aż do końca lat 80. i do końca systemu. Była też oczywiście klasyczna fantastyka o podboju kosmosu i eksploracji planet, fantastyka dla dzieci i młodzieży, a nawet próby fantastyki historycznej.
Więcej książek!
Wraz z pisarzami rosło środowisko czytelników, zwane z angielska fandomem. Miłośnicy literatury SF nie wyróżniali się na tle innych społeczności fanowskich - chcieli się spotykać, dyskutować o przeczytanych książkach, rozmawiać z autorami, dzielić wrażeniami. - Ale był jeszcze jeden istotny aspekt - nazwałbym go „aprowizacyjnym”. Na spotkaniach fani mogli wymieniać się książkami, informować, w której księgarni można dostać atrakcyjny tytuł, a później także wymieniać filmami na kasetach VHS. Taka była specyfika fandomu we wszystkich demoludach, w których fantastyki ciągle brakowało. Dzisiejsi młodzi ludzie nawet nie mogą sobie tego wyobrazić - mówi Tomasz Pindel, autor książki „Historie fandomowe”, w której opisał dzieje polskiego środowiska miłośników fantastyki.
Fani SF zaczęli więc samorzutnie zakładać kluby skupiające pasjonatów tego typu literatury. Za najstarszy uznaje się Klub Astronautów „Saturn” z Brzegu, który powstał w 1974 r. Po nim pojawiły się dwa kluby w Warszawie i jeden w Szczecinie. Z ich połączenia w lutym 1976 r. powstał Ogólnopolski Klub Miłośników Fantastyki i Science Fiction (OKMFiSF). Zgodnie z wymogami czasu działał w ramach Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich.
Jak pisze Tomasz Pindel, głównym celem powołania ogólnopolskiej organizacji - prócz wspomnianych wcześniej aspektów towarzyskich - była chęć wywarcia wpływu na politykę wydawniczą w kraju. Mimo że fantastyka była popularna, w Polsce ukazywało się zaledwie parę tytułów książkowych rocznie. „To miał być najważniejszy cel OKMFiSF” - wspominał sekretarz klubu Jacek Rodek.
Centrala chce raportów
Ważnym wydarzeniem dla polskiego środowiska fantastycznego był Europejski Kongres Science Fiction (Eurocon), który w 1976 r. miał miejsce w Poznaniu. Organizował go tamtejszy oddział Związku Literatów Polskich. Kongres mało przypominał zachodnie konwenty, na których w luźnej atmosferze spotykają się fani z twórcami, bardziej był poważną konferencją z oficjalnymi wystąpieniami. Z drugiej strony jednak Tomasz Pindel przytacza w książce następującą anegdotę, jaka krąży do dziś w środowisku. Na Eurocon zaproszono znanego brytyjskiego pisarza Briana W. Aldissa, którego książka „Non stop” ukazała się właśnie w Polsce. Pisarz chciał za honorarium kupić sobie jacht, ale gdy okazało się, że nie jest to możliwe, a w dodatku nie może też zamienić złotówek na dolary, całość wypłaty przeznaczył na zabawę. I tak cały konwent pił na jego koszt…
Wróćmy jednak do Ogólnopolskiego Klubu Miłośników Fantastyki. Na listę jego sukcesów wpisać można skłonienie wydawnictwa KAW do uruchomienia książkowej serii z fantastyką (tzw. seria z glistą), organizowanie spotkań z krajowymi i zagranicznymi pisarzami, stworzenie warsztatów twórczych oraz giełd książek, a także wyjazdy delegatów na światowe konwenty.
Szybko jednak okazało się, że OKMFiSF ma tendencje centralizacyjne i od wchodzących w jego skład oddziałów terenowych wymaga raportów i sprawozdań, i w ogóle krępuje działalność. Środowisko rozczarowało się do organizacji, spadła liczba członków i w lipcu 1981 r. klub zakończył działalność. Życie - także literacko-towarzyskie - nie lubi próżni, więc niemal natychmiast zarejestrowano Polskie Stowarzyszenie Miłośników Fantastyki (PSMF).
Miała to być organizacja nowa, pozbawiona wad poprzedniej, bardziej dynamiczna i skupiająca większy zakres środowiska. W praktyce powtórzyła się jednak sytuacja z OKMFiSF - gdy grupa fanów chciała zarejestrować lokalny klub miłośników fantastyki, była odsyłana do PSMF i domagano się, by została oddziałem stowarzyszenia.
Wobec tego wiele terenowych środowisk wolało działać bez związku z centralą, jako sekcje w domach kultury, koła przy bibliotekach, klubach osiedlowych czy organizacjach studenckich itp.