Felieton naczelnego: Jak meloman z Albionu Kraków hojnie obdarzył
Z niewypowiedzianym żalem, ale znów muszę to zrobić. I to nie z lenistwa, ale naprawdę nie da się inaczej. Muszę do opisu naszej rzeczywistości sięgnąć po scenariusz „Misia” Stanisława Barei. Wiem, że dla felietonisty to najprostszy z możliwych zabiegów, no ale sami się Państwo przekonają…
Oto na konto Miasta Krakowa ktoś wpłacił 10 mln zł z przeznaczeniem „na budowę Centrum Muzyki”. Tego samego Centrum, co do którego postawienia na Cichym Kąciku wątpliwości są mniej więcej takie same jak do budowy bloków na Klinach, gdzie mógłby być użytek ekologiczny. Zostawmy deweloperkę i budowniczych, ci dają sobie radę doskonale - Kliny już w dużej części zaorano, co stało się pretekstem, by udowadniać, że nie ma tam walorów przyrodniczych, zaś z terenu przygotowywanego pod Centrum Muzyki wyburzono budynek o potencjalnych walorach zabytkowych, nim wojewódzki konserwator zdążył się mu przyjrzeć. Tak, tak, by była jasność, to krakowskie sprawki opisywane przez nas tylko w tym tygodniu.
No ale gdzie tu Bareja - zapytają Państwo, wszak to nie Bareja, a zwyczajnie „późny Majchrowski”, jak określane są przez złośliwych i jak opisywane będą w kolejnych wiekach obecne dzieje Krakowa. Drodzy Państwo, „barejowski twist” tkwi w tych 10 dużych bańkach, co to je Miasto dostało, i co do których zarzeka się, że nie powie „Dziennikowi”, od kogo, choćby je nawet sądem straszyć.
Wczoraj na antenie Radia Kraków prezydent Jacek Majchrowski jednak uchylił rąbka tajemnicy. Wpłacającym ma być tajemniczy pan. Co o nim wiemy? Ano że „nie Polak” i że „z londyńskiej branży IT”. Więcej się nie dowiemy „bo RODO” - jak powiada prezydent Majchrowski o darczyńcy równie mitycznym jak londyńska ciotka Ryszarda Ochódzkiego. Ochódzkiemu w „Misiu” nieistniejąca ciotka służyła jako wymówka do dziwnych machlojek. Do czego służy miastu meloman z londyńskiego IT? Cóż, obiecujemy się „pomimo RODO” dowiedzieć. - Znajdziemy go panie kierowniku! Dwie noce będę jeździł, a go znajdę! - rzucił mi jeden z reporterów. - Żeby mi tylko był na rano. Na rano! - odpowiedziałem.
Żarty żartami, ale wszystko powoli zaczyna przypominać nie tylko komedię, ale i dramat o bananowej republice, w której znikąd pojawiają się tajemnicze pieniądze pod kontrowersyjne inwestycje, a władza bagatelizuje pytające o to media, uprzednio lekceważąc opinie mieszkańców, a nawet konserwatora zabytków. To już powoli nie Bareja, a Bugajski i nie „Miś”, a „Układ zamknięty”.