Felieton Tadeusza Płatka. Gdy radio traci zasięg
Mieszkam nie tak znowu daleko od centrum miasta, w zasadzie ta lokalizacja ma same zalety, jest wszelako sprawa, która doprowadza mnie do szału.
Gdy dojeżdżam do domu autem, muszę przejechać przez górkę, na której fale radiowe biją się o siebie. W samym środku fascynującej audycji o filozofii następuje wyrwa, w którą wbija się chropowata piosenka Budki Suflera, zespołu, którego szczerze nienawidzę. Ja nawet nie wiem, co to za stacja włazi nieproszona, ale z pewnością Cugowski jest tam bogiem. Mam nadzieję (za każdym razem), że to będzie tylko fragment beznadziejnego refrenu, zwłaszcza że redaktor Stawiszyński wraca po chwili z wygnania do moich głośników. Szkoda, że tylko na pięć sekund, bo znowu ta cholerna Budka, w środku puenty o Wittgensteine. Żeby to jeszcze była ABBA, Jackson czy Hanna Banaszak, jakoś bym to przeżył, ale nie - Cugowski. Artysta, którego głos można obiektywnie określić jako „ciekawy”, o metalicznej barwie, posiadający jednak właściwość nie do zniesienia: pieje zawsze „nad dźwiękiem”. Tłumacząc ten muzyczny żargon - śpiewa ZAWSZE ciut wyżej niż powinien. Mam ochotę wysiąść z auta, chwycić niewidzialną chmurę tej budki i wcisnąć ją w dół na swoje miejsce, ale się nie da. Żeby było jasne - wielu artystów obdarzonych wysokim głosem, słynnych tenorów, również operowych, stosuje taki trik, że kulminacyjny dźwięk „podciągają” o kilka centów (to miara wysokości). Robili tak Jan Kiepura czy Luciano Pavarotti. Jedyna różnica polega na tym, że oni traktowali to wzniesienie jako przyprawę. Cugowski - jako podstawę dania, metodę, która właśnie mnie na górce katuje, stawia przed dylematem: trwać w nadziei, że zaraz na antenę przebije się z powrotem „kwadrans filozofa” czy wyłączyć to wycie i godzić się z przepadkiem wartościowej rozmowy.
Oczywiście wyłączam, zostałem bowiem skrzywdzony przez naturę - nieczyste śpiewanie wywołuje u mnie fizjologiczny ból brzucha. Z tego samego powodu nie mogę słuchać Renaty Przemyk, artystki mającej dużo do powiedzenia, której opowieści chciałbym słuchać, ale po prostu nie jestem w stanie. Artystki, której nieczysty głos stał się znakiem rozpoznawczym, stworzył unikalną jakość miłą uchu wielu fanów.
Swoją drogą - żyjemy w czasach, w których technologia nagraniowa jest w stanie zrobić z głosem w zasadzie wszystko. Program komputerowy MELODYNE może w niewiarygodny sposób, zachowując barwę wokalisty, pięknie go „wyczyścić”. To oszustwo sprawia, że, kupując nagranie, nie możemy być pewni, czy artysta lub artystka pozbawiona elektronicznego pancerza rzeczywiście tak dobrze brzmi.
Ja jednak wolę być oszukiwany, zwłaszcza, gdy przejeżdżam codziennie przez moją górkę.
PS. Nie musiałbym tamtędy jeździć, gdyby zarząd dróg wyremontował ul. Królowej Jadwigi, a nie urządzał sobie na niej, od dwóch miesięcy, piaskownicy.