Felieton Tadeusza Płatka. Mój pierwszy samochód - Maluch
Moim pierwszym samochodem, 23 lata temu, był maluch w kolorze MILICYJNYM. Mimo, że było już kilka lat po transformacji, nadal tę niebieskoszarą serię nazywano na cześć aparatu przemocy poprzedniego systemu , choć już była policja.
MILICYJNYM był więc maluch, niektórzy nazywali go ZOMO, ale to by mi już, starokrakowskiemu kamienicznikowi, nie przeszło przez gardło. I tak, jak reszta opcji lakieru, milicyjny oznaczał coś, co nie było żadnym kolorem, podobnie, jak BANANOWY, SZAROBIAŁY czy ZGNIŁOZIELONY. Odcienie te były symbolem upadku reżimu - nikt ich nie chciał, ale nikt nie miał wyjścia.
Kolory te opakowane były brzydkimi, homologowanymi dodatkami. W 1985 roku (kilka lat wcześniej) zrezygnowano z chromowanych zderzaków na rzecz plastikowych, które czarne były tylko przez chwilę, stopniowo siniejąc na słońcu.
Jajowaty, czarny prędkościomierz zastąpiono kwadratowym, szarym, pozbawiono też maluchy spryskiwacza w kształcie małego kapelusza i oryginalnej dźwigienki startera, obok równie oryginalnej manetki ssania. Tak. SSANIE - wajcha zwiększająca bogactwo paliwa po to, żeby dało się odpalić na mrozie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień