Felieton Tadeusza Płatka: Podstawy joggingu w lesie
Myślę, że ludzie biegają rano w mieście, bo nie mogą spać.
Słyszałem od takiego, co wstawał o wpół do piątej, że wschody słońca dają mu siłę, ale nie wierzę. Co innego na wsi, w puszczy bezkresnej bez internetu. Ranne ptaszenie jest tu oczywiste, nie służy wrzucaniu zdjęć na insta, pozwala doświadczyć jedynie. Miejskie upodobanie suchego ciepła roztapia się w wilgoci; w rosie, mgle, deszczu, błocie, które tylko na powierzchni jest twarde, w środku kryjąc śmierdzącą pralinkę.
Wilgoć jest wszędzie, dlatego tylko rolnicze gumiaki pozwalają przejść suchą nogą przez to, co jeszcze nie zostało zbrukane betonem.
Przed szóstą w lesie, który na razie jest daleko od wszystkiego, uderza mnie świadomość, że za jakiś czas może go nie być, bo jakiś sołtys dostanie dotację z Unii na ścieżki zdrowia, albo gmina podzieli go na budowlane, uzbrojone działki. Dociera banał, że każdy mój codzienny kwartał miejski „od zawsze” zabetonowany, kiedyś był puszczą, że krakowski Rynek też tonął pod liśćmi, zupełnie takimi, jakie teraz mam pod stopami.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień