Felieton Tadeusza Płatka: Problemy planszówek
Już sam nie wiem, czy ja mam problem, czy gry planszowe mają problem ze mną, w każdym razie to ja je kupuję, nie one mnie. To ja chodzę po znienawidzonych sklepach z zabawkami, przemierzam księgarnie, przynajmniej kilka razy w roku, przebywam drogę krzyżową w poszukiwaniu prezentów dla dzieci i w końcu umęczony dochodzę do wniosku, że to właśnie gra planszowa będzie odpowiednią zabawką, nie dość że rozwijającą intelektualnie, to jeszcze - par excellence - familijną, angażującą cały rodzinny zespół do wspólnej, miłej zabawy.
Jest taka piętrowa szuflada w sypialni, jeszcze druga szuflada pod łóżkiem szczelnie wypełniona kolorowymi pudełkami, które ktoś wymyślił i które w jego mniemaniu były najlepsze na świecie. Jest też kilka - podejrzewam - które urodziły się z chciwości i koniunktury. Dość na tym, że wszystkie, co do jednego, są wybrakowane, czegoś nie mają - jakiejś kostki, kartonika, planszy, w szczególności zaś instrukcji obsługi.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień