Felieton Tadeusza Płatka: Wywalmy konie z miasta
Dwadzieścia lat temu krakowskie dorożki wyglądały dokładnie tak, jak teraz te na Krupówkach. Małe, stare, zapyziałe, z kołami od żuka (to taki, jakby kto nie wiedział, komunistyczny polski samochód dostawczy). Dorożki zawsze były drogie i zawsze śmierdziały.
Pierwszy i ostatni raz w życiu jechałem czymś takim na swoim wieczorze kawalerskim, ubrany we frak i melonik, wierny odwiecznej zasadzie, że kawaler durnym ma być, wygłupiać się musi, epatować bezwstydem. Dlatego ten jedyny raz wspominam, przez woal wypitego szampana, bardzo miło. Zawsze dziwiło mnie jednak, dlaczego ludzie na trzeźwo, w dzień, na wakacjach z dziećmi w Krakowie, mogą wydawać kupę forsy na przejażdżki tą pseudo-tradycją.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień