Firmy same próbują szkolić uczniów, bo na rynku cały czas brakuje fachowców
Brak wykwalifikowanej kadry to cały czas największy problem nowosolskich przedsiębiorców. Ale nie tylko ich. Zakłady starają się poszukiwać fachowców na różne sposoby. Część z nich sama próbuje ich sobie wyszkolić.
Aplikacje? Spływają do nas niemal każdego dnia. Cóż jednak z tego, skoro cały czas mamy problem z zamknięciem rekrutacji... - mówi wprost Tomasz Łyszyński, kierownik działu personalnego firmy Nord Napędy. Powód wspomnianej sytuacji jest oczywiście prosty: brak wykwalifikowanej kadry na rynku pracy.
Nowosolski zakład, który tylko w tym roku planuje kolejne inwestycje za kilka milionów euro, nie załamuje oczywiście rąk i aktywnie próbuje walczyć ze wspomnianym problemem. Już teraz współpracuje m.in. ze szkołami średnimi, by kształcić ewentualnych przyszłych pracowników. - Praktyka w nauce zawodu to podstawa - przyznaje T. Łyszyński. - W naszym zakładzie preferujemy jednak co najmniej roczną praktykę, ponieważ, powiedzmy sobie szczerze, dwutygodniowe zajęcia uczniom kompletnie nic nie dają - opowiada.
Sytuacja na rynku pracy spowodowała ponadto, że zakład dokłada się także do pensji specjalnie zatrudnionego nauczyciela praktycznej nauki zawodu.
- Właśnie w tym kierunku chcemy zmierzać. To o wiele lepsze rozwiązanie niż np. wyznaczanie pracownika, który musi sprawować opiekę nad uczniami – zaznacza kierownik. Warto podkreślić, że z myślą o kształceniu przyszłej kadry szefostwo Nord Napędy zastanawia się nawet nad zakupem dwóch specjalnych maszyn, które służyłyby tylko do szkoleń i nauki zawodu. Koszt każdej z nich to ok. 400 tys. zł! Na dowód tego, jak ważna jest praktyka, T. Łyszyński przytacza jedną z wielu historii, związanych z rekrutacją do zakładu Nord Napędy.
- Dwie osoby starały się u nas o pracę na stanowisko obróbki mechanicznej. Nie wymagamy tu cudów, wystarczą podstawowe umiejętności, jak odczytanie rysunku technicznego, odczyt z suwmiarki. Jeden z kandydatów kończył właśnie studia inżynierskie na budowie maszyn. Drugi przerwał naukę w technikum, ale pracował wcześniej w warsztacie samochodowym. I przepaść między nimi, jeśli chodzi o wiedzę, była ogromna. Na korzyść tego, który już pracował oczywiście – zaznacza.
Poza szkoleniem sobie przyszłych pracowników nowosolskie zakłady stawiają także na szeroką promocję swoich firm.
Największy pracodawca w powiecie nowosolskim, Gedia Poland, organizuje m.in. specjalne dni otwarte, podczas których kandydaci mogą zwiedzić firmę od środka, i poznać zasady jej funkcjonowania. Chętni mogą na miejscu zostawić także swoje CV.
Jak z brakiem wykwalifikowanej kadry chcą z kolei walczyć władze Nowej Soli i powiatu? - Transport i szkolnictwo zawodowe to nasze „być albo nie być” – mówi wprost Wadim Tyszkiewicz. Dlatego też, jak dodaje, jednym z priorytetów na najbliższe lata jest stworzenie z pięcioma innymi gminami w powiecie wspólnego transportu, by pracownicy mogli dojeżdżać do zakładów, a także duża reforma szkół ponadgimnazjalnych.