Franciszek od Brata Alberta mówił, że trzeba być dobrym jak chleb
Kraków będzie miał nowego orędownika w niebie. Nieoficjalnie ma go już od dawna. Bo zmarły trzy lata temu kardynał Franciszek Macharski kochał i miasto, i jego mieszkańców. Z wzajemnością.
Krakowianie żegnali go przez kilka dni. W Księdze Kondolencyjnej wyrażano ból i smutek, ale także wdzięczność:„Odeszło do Pana serce Krakowa”, „Byłeś wielki, jesteś wielki i pozostaniesz wielki”. Przyjaciele byłego metropolity wierzą, że ta wielkość zostanie potwierdzona „Bożą pieczęcią”. Przygotowują się do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego Kardynała.
Są niemal pewni, że do tego dojdzie, gdy minie przepisowe pięć lat od dnia, gdy pożegnał się z tym światem. Mówią, że przybywa świadectw jego świętości. To m.in. listy i osobiste notatki, które możemy zobaczyć na wystawie w krakowskim sanktuarium „Ecce Homo” św. Brata Alberta.
W słynnej Chatce, gdzie mieszkał od czasu przejścia na emeryturę, siostry albertynki, gospodynie tego miejsca, pokazały również przedmioty, których używał kard. Macharski. Są tam mitra i piuska kardynalska, maszynka do golenia, zegarki, budzik, nóż do rozcinania papieru, świecznik i barometr. Jest zapisany przez kard. Macharskiego kalendarz z 2005 r.
Pod datą 21 czerwca - wtedy przeszedł na emeryturę - znajduje się notatka: „U sióstr albertynek z prośbą o przytułek”. Można też zobaczyć sutanny, w których chodził, a także mniej oficjalny strój - koszulę w kratę, kurtkę, kaszkiet i szal. W kącie siostry ustawiły fotel, na którym siedział. Z pledem, którym otulał się, gdy było zimno. Przy fotelu jest stolik, na którym leżą otwarty brewiarz i okulary kard. Macharskiego.
Przedmiotów nie jest zbyt dużo. Hierarcha nie miał zwyczaju gromadzić rzeczy. Siostry zbierają też świadectwa jego świętego życia. Wierzą, że w przyszłości zostanie wyniesiony na ołtarze.
- Jesteśmy tego pewne. W końcu wiemy, z kim mieszkałyśmy tyle lat - podkreśla siostra Dolorosa Kilnar, która przez ostatnich pięć lat życia hierarchy opiekowała się nim. A teraz pełni posługę w zakładzie dla ciężko chorych pod Wrocławiem. Siostra Dolorosa twierdzi, że kard. Macharski dostawał wiele listów, w których proszono go o modlitwę w jakiejś intencji. Najczęściej powrotu do zdrowia bliskiej osoby. Potem, w kolejnym liście, dziękowano za pomoc.
- Ksiądz kardynał nigdy nie odmawiał. I nie zostawiał takiej sprawy na potem. Mamy dowody na to, że te modlitwy były skuteczne - kontynuuje siostra. Świadectwa skuteczności modlitw za wstawiennictwem kard. Macharskiego składają także pielęgniarki, pracujące w szpitalu, w którym przebywał i zmarł kardynał. Jedna z nich ponoć wymodliła sobie… męża.
Siostry albertynki wierzą, że zgromadzone na wystawie przedmioty - zwłaszcza notatki, listy, artykuły - mogą być wykorzystane do procesu beatyfikacyjnego kard. Macharskiego. „Niemal pewni” tego są przyjaciele byłego metropolity krakowskiego. Jest wśród nich ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, prezes Fundacji im. Brata Alberta, który napisał pierwszą biografię hierarchy.
- Chciałem pokazać Księdza Kardynała nie tylko, jako metropolitę krakowskiego, ale przede wszystkim, jako człowieka niesłychanie wrażliwego na ludzkie potrzeby - mówi ks. Isakowicz--Zaleski. Jego zamysłem było przedstawienie kardynała na wszystkich etapach życia, a więc jako syna przedsiębiorcy krakowskiego, właściciela słynnej restauracji „Hawełka”, później, jako kleryka i księdza, którego posługa przypadła na niełatwe czasy. Lata wojny i komunizmu.
- Był bardzo związany z ideą pomocy bliźnim i Bratem Albertem, który dewizę tego świętego - „Być dobrym jak chleb” realizował w praktyce. I nigdy nie stracił życzliwości wobec bezdomnych, potrzebujących wsparcia. A później, gdy papież zdecydował o jego emeryturze, świadomie wybrał, jako miejsce swojego zamieszkania nie kurię, nie Łagiewniki, ale sanktuarium Brata Alberta - kontynuuje ks. Isakowicz-Zaleski.
Wydana rok temu książka stała się bestsellerem. Autor zamieścił w niej wiele nieznanych szerzej ciekawostek z życia „ostatniego księcia Krakowa”. Opisał po raz pierwszy wiele różnych sytuacji z udziałem kard. Macharskiego. Zamieścił wiele niepublikowanych dotąd zdjęć, które dali mu ludzie zaprzyjaźnieni z Kardynałem. Już tylko czytając same tytuły rozdziałów, m.in.: „Hippisi i „Solidarność”, „Koń by się uśmiał”, czy „Wesołe jest życie staruszka” łatwo zgadnąć, że to ciekawa lektura. W książce nie zostały pominięte również trudne sprawy, które rozgrywały się za czasów, gdy metropolitą był kard. Franciszek. Mowa o stanie wojennym, powstaniu Solidarności, lustracji w Kościele czy sporze o klasztor w Oświęcimiu. - Przy ich rozstrzyganiu kardynał zawsze trzymał jedną linię.
Uważał, iż Kościół powinien się kierować zasadami ewangelicznymi i nie jest jego zadaniem bezpośrednie angażowanie się w politykę. Nie bez powodu nazywano Go księciem Kościoła. Mówiono o nim także, że jest krakauerem, bo tak mocno czuł się związany z tym miastem - dodaje ks. Isakowicz-Zaleski. O swojej książce „Franciszek od Brata Alberta” jej autor mówi, że to „tylko szkic do portretu”, ale inni duchowni i ludzie świeccy uważają, że ta publikacja może stanowić ważny element w procesie wyniesienia na ołtarze byłego metropolity.
Kard. Franciszek Macharski zmarł 2 sierpnia 2016 r. o godz. 9.37. Dla krewnych i przyjaciół jego śmierć nie była zaskoczeniem. Już w czasie odbywających się wówczas w Krakowie Światowych Dni Młodzieży jego stan określano, jako „agonalny”. „Franiu, jak wytrzymasz, będziemy rano u ciebie” - mówił w imieniu swoim i papieża Franciszka kard. Stanisław Dziwisz 27 lipca 2016 r. wieczorem, trzymając za rękę nieprzytomnego kard. Macharskiego. Lekarze i pielęgniarki szeptali między sobą, że kardynał na pewno czeka na papieża. Doczekał się. Nieprzytomnego od prawie dwóch miesięcy kard. Macharskiego papież Franciszek odwiedził rano 28 lipca 2016 r. Modlił się przy nim dłuższą chwilę, głaszcząc chorego po ręce. Wyszedł ze szpitalnej sali niezwykle wzruszony.
Kard. Franciszek Macharski przebywał w Centrum Urazowym Medycyny Ratunkowej i Katastrof Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie przez siedem tygodni. Od czasu, gdy wychodząc na przechadzkę po ogrodzie, przewrócił się i stracił przytomność. W takim stanie odwieziono go do kliniki. Tam okazało się, że złamał kręgosłup. Kilka dni później metropolita senior przeszedł skomplikowany zabieg. Zmarł nie odzyskawszy przytomności. Miał 89 lat.
Wierni nie zapominają o kardynale Franciszku Macharskim. W katedrze na Wawelu, wokół krypty, gdzie pochowano byłego metropolitę, codziennie modlą się ludzie. Prosząc Go o wstawiennictwo w osobistych intencjach. Wielu już dzisiaj uważa Go za swojego orędownika w niebie. Ci, z którymi był zaprzyjaźniony, twierdzą, iż są gotowi zaświadczyć o jego świętości. W tym gronie jest m.in. abp Grzegorz Ryś, William de Mousson Romański, prezes Fundacji Wspierania Kultury „Magne Res”, który organizuje koncerty poświęcone pamięci Kardynała i senator Bogdan Klich.
Ten krakowski polityk już w kilka miesięcy po śmierci kard. Macharskiego opowiedział naszej reporterce - relacja z tej rozmowy ukazała się na łamach „Dziennika Polskiego” - szczegóły cudownego - jak uważają państwo Klichowie - uzdrowienia ich syna, który jako półroczne niemowlę ciężko zachorował. - Znaliśmy się z Księdzem Kardynałem od dawna. Bywał u nas w domu. Ośmieliłem się w środku nocy do niego zadzwonić. Opowiedziałem o naszym dramacie i poprosiłem o modlitwę. Nie odmówił. Syn wyzdrowiał. Żaden z lekarzy nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego tak nagle i szybko - opowiada Bogdan Klich.
Polityk wspomina też, że kiedy kard. Macharski dowiedział się, że jego syn jest już zdrowy, nic nie powiedział, tylko się uśmiechnął. Były minister obrony narodowej, podobnie jak siostra Dolorosa, mówi, że byłby szczęśliwy, gdyby w przyszłości mógł zostać świadkiem w procesie beatyfikacyjnym Kardynała. Bo razem z żoną są pewni, iż dzięki Jego modlitwie ich syn żyje i dobrze się rozwija. Takich osób jest więcej.
Wszyscy, którzy znali kardynała, potwierdzają, że był bardzo skromny. W trakcie corocznych wigilii na krakowskim Rynku Głównym bardzo długo, nie bacząc na mróz, łamał się opłatkiem z krakowianami, wśród których było wiele osób samotnych, ubogich, bezdomnych. - Był bliski ludziom. Pokazał to najlepiej czas śmierci Jana Pawła II. Wszyscy się wybrali do Rzymu, on został w Krakowie. Jego więzi z papieżem były wielkie. Był jednym z najbliższych, miał prawo stać przy jego łóżku. On został. Gdy papież umarł, to kardynał wyszedł do ludzi i klęczał z nimi na chodniku - przypomina abp Grzegorz Ryś.
Byłego metropolitę nierzadko można też było spotkać po prostu na ulicy, bo chętnie przemierzał miasto piechotą. Przez lata swego pasterzowania służył najbardziej potrzebującym.
Widać to było szczególnie w czasach stanu wojennego, gdy troszczył się o internowanych i ich rodziny. Założył dla nich specjalne biuro pomocy. - Czuło się wtedy niezwykłą obecność księdza kardynała i jego cichą interwencję. Nie mówił o tym, ale wiedzieliśmy, że często to on pomagał w zwolnieniu z więzienia wielu osób - zauważa prof. Andrzej Zoll. - Powoli i skromnie zdobywał mocną pozycję męża stanu. Męża stanu nie z uznania władzy, ale z mianowania przez ludzi - podkreśla profesor.
Inteligencja, pracowitość, skromność, intuicja w ocenie spraw religijnych, ludzkich i społecznych - takimi przymiotami, w ocenie przyjaciół i współpracowników, obdarzony był zmarły przed trzema laty kardynał Franciszek Macharski. Kierował archidiecezją krakowską przez długie 27 lat. „Mąż stanu” - powiedział o nim Jan Paweł II. „Pokorny” - kilka lat później dodał Benedykt XVI. Dla wiernych w Krakowie i Małopolsce był jednak przede wszystkim wspaniałym duszpasterzem. Godnym następcą wielkich poprzedników - kardynałów Dunajewskiego, Sapiehy, Wojtyły.
Uważa się, że największym osiągnięciem kard. Macharskiego był sam sposób kierowania diecezją. Na początku nie było mu łatwo. Zajął miejsce kard. Wojtyły, który miał inną osobowość. Spontaniczną, bardziej otwartą. Tymczasem kard. Macharski uchodził za osobę raczej zamkniętą i bardziej powściągliwą w okazywaniu uczuć. Ale udało mu się zjednać krakowian i mieszkańców Małopolski. Zapewne m.in. dlatego, że często powoływał się na naukę i samą osobę Jana Pawła II. Dzięki temu wierni z archidiecezji czuli jeszcze bliższą więź z papieżem. Poza tym wiadomo było powszechnie, że obaj wielcy krakowscy kardynałowie - Wojtyła i Macharski - nie tylko się szanowali, ale też bardzo lubili.
Gdy w 2002 r. kard. Macharski skończył 75 lat i zgodnie z Kodeksem prawa kanonicznego złożył na ręce papieża rezygnację z urzędu metropolity, Jan Paweł II jej nie przyjął. Poprosił przyjaciela o dalszą posługę w charakterze biskupa archidiecezji. „Niech z Bożą pomocą kontynuuje” - takie były słowa papieża. Podobne sytuacje zdarzają się w Kościele katolickim niezwykle rzadko.