Gdy wszystko boli, czyli życie po boreliozie. Historia Magdy Lament spod Torunia. "Zepsułam się"

Czytaj dalej
Fot. fb Magdaleny Lament (wszystkie fot.)
Małgorzata Oberlan

Gdy wszystko boli, czyli życie po boreliozie. Historia Magdy Lament spod Torunia. "Zepsułam się"

Małgorzata Oberlan

Najpierw był kleszcz i ciężka grypa. Okazało się, że to borelioza. Po niej przyszła neuroborelioza i fibromialgia. Teraz Magda Lament spod Torunia kolejny rok walczy z chorobą. Jej historia pełna jest bólu, ale i miłości, wiary oraz hartu ducha.

Zobacz wideo: Co zrobić ze zwierzęciem przed wyjazdem na urlop?
[video]45051[/video]
Jak żyć, gdy wszystko tak bardzo boli? Ręce, nogi, stawy, dosłownie każda komórka twojego ciała... Gdy podstępna neuroborelioza znów atakuje, choć masz za sobą już tyle dni "bezobjawowych"? Gdy fibromialgia (uszkodzenie neuroprzekaźników w mózgu) odbiera ci kolejne życiowe funkcje? Gdy przestajesz widzieć, zapominasz najprostsze rzeczy, męczy depresja? Gdy...

- Żyć jak najpełniej, najlepiej jak się da - mówi Magdalena Lament. I choć bólem jest już czasem bardzo zmęczona, a o śmierci mówiła nieraz jak o wybawieniu, wciąż daje świadectwo hartu ducha i niepoprawnego optymizmu.

Jak to się wszystko zaczęło? Dla Magdy to nie kleszcz był początkiem cierpienia

Magdalena Szwechowicz-Lament to w regionie osoba dobrze znana. Przez lata działała na rzecz Polskiej Akcji Humanitarnej, a następnie osób chorych onkologicznie, w śpiączkach i z innymi schorzeniami w Toruniu. Zresztą, pomaga do dziś, mimo walki z chorobą - dotknęła ją borelioza, neuroborelioza i powikłania. Mimo tego, jak niedawno opisywaliśmy, pod swój dach przyjęła i otoczyła wszechstronną opieką ukraińskie matki z dziećmi, uciekające przed wojną. Cały czas jej dom otwarty jest na - jak pieszczotliwie ich nazywa - "naszych bandytów", czyli osoby kierowane tutaj do prac społecznych przez sąd.

Gdzie jest ten dom? To farma "Koza Nostra" w Przeczenie, urokliwej wsi w gminie Łubianka pod Toruniem. Tutaj Magda przez lata wraz z mężem Stanisławem Lamentem prowadziła agroturystykę, hodowlę kóz, produkcje serów. Teraz jednak, z uwagi na chorobę Magdy, życie na farmie toczy się inaczej.

Od czego zaczęły się cierpienia Magdy? - Prawdziwy początek nie był wcale wtedy, kiedy udziabał mnie kleszcz. Ani wtedy, kiedy "wyrzygał" do mojej krwi borelię i jej siostrę mykoplazmę. Również nie wtedy, gdy wskutek powyższego przeszłam dziwną, kilkudniową grypę z bardzo wysoką gorączką, która z kolei zaskutkowała zapaleniem osierdzia i pobytem w szpitalu ma kardiologii. Nie w te lata, kiedy bezskutecznie szukałam przyczyny wędrujących bólów stawów. Nie, prawdziwy początek wyglądał zupełnie inaczej - wspomina Magdalena.

Jak się okazało, Magdalena Lament nosiła w sobie krętki Borellia przez około pięć lat. Jakimś cudem jej organizm ("samoobronnie" - tak to określa dziś) nie dawał im się rozpanoszyć. Dopiero moment silnego, głębokiego stresu, który przeżyła, uruchomił lawinową reakcję chorobową.
[polecane]24660963,24662447,24656955,24651871;1;Polecamy[/polecane]

Gdy Staś zdrowiał po operacji, ja się zepsułam. Najpierw choroba odjęła mi ręce i nogi...

Ten ogromny stres związany był z chorobą męża i ryzykowną dla jego życia operacją. Przeddzień zabiegu anestezjolog usiłował zniechęcić Stanisława do operacji, obawiając się powikłań krążeniowych, kardiologicznych. Szpital uprzedził, że w razie zatrzymania akcji serca nie ma narzędzi do reanimacji i pacjenta trzeba będzie transportować do odległego o 40 km szpitala w Koninie (życie Magdy i jej męża w tamtych okolicach się wtedy toczyło).

To była zima, mróz siarczysty, dużo śniegu. Przerażona Magda zaczęła przygotowywać się szybko na scenariusz, w którym z zasypanego białym puchem podwórza musi wyjechać na wspomniany OIOM do Konina. O czwartej nad ranem chwyciła za łopatę i zaczęła odśnieżanie. Łzy zamarzały jej na policzkach, a śnieg ciągle padał, i padał, i padał... Nie patrząc na to, odśnieżała dalej.

Co było dalej? Z jednej strony: szczęśliwy finał. Operacja się powiodła i mąż w formie wrócił do domu. Z drugiej strony jednak ten silny stres wyczerpał organizm Magdy i uruchomił procesy chorobowe. Im bardziej Stanisław dochodził do sił, tym mniej miała ich ona sama.

-Krętki zaczęły rządzić mną, moimi stawami, kośćmi, serem i mózgiem; życiem moim i mojej rodziny - wspomina Magdalena rok 2018. -Borelia porażała kolejne nerwy. Nękały przeczulicą całego ciała. (...) Zepsułam się. Najpierw choroba odjęła mi ręce i nogi. Były jednocześnie sztywne i wiotkie. Czasem każda z nich ważyła trzynaście ton; niekiedy tylko osiem i pół...
[polecane]24313557,24663063,24343423,24663833;1;Polecamy[/polecane]

Neuroborelioza. Ciąg remisji i wznów oraz leczenie poza NFZ

Skutki boreliozy miały jednak dopiero nadejść. Magdalenę zaatakowała neuroborelioza, podstępny ciąg powikłań. Jak opisuje, to ciąg remisji i wznów. Spadkiem po neuroboreliozie okazała się fibromialgia - uszkodzenie neuroprzekaźników w mózgu. Wszystko to oznaczało dla niej zaburzenia widzenia, myślenia, ostre stany depresyjne - obok bólu fizycznego i dni, w których dosłownie nie mogła ruszyć ręką ani nogą.

Odwiedzała różnych lekarzy specjalistów. Zajmowali się nią psychiatrzy i Poradnia Leczenia Bólu. Szukała ratunku w medycynie niekonwencjonalnej. Aby złagodzić ból, próbowała nawet medycznej marihuany ("Raz. Nie podpasowała mi zdecydowanie" - wspomina dziś ze śmiechem, gdy rozmawiamy przez telefon). Pomocne i niosące jakąś ulgę okazywały się zabiegi fizjoterapii. Tu szczególnie - złote ręce Przemysława Trenka, fizjoterapeuty.

Tak długie i skomplikowane leczenie, bo przecież na różnych polach, w większości nie jest refundowane przez NFZ. Magdalena Lament jest jedną z wielu osób w Polsce, które doświadczyły tego na własnej skórze. Między innymi o tym mówią jej "Boga-Duszki. Niesamotność - historia prawdziwa", czyli wydana niedawno książeczka.

Średnio trzy tysiące złotych miesięcznie - tak to było

Kiedy tak jak Magdalena zmagasz się z nawrotami choroby, życie bywa wyjątkowo trudne. Także od jej najbardziej prozaicznej, materialnej strony. "Pieniądze szczęścia nie dają?" - tak brzmi jeden ze śródrozdziałów książki. Odpowiedź autorki brzmi: "To zależy, co dla kogo jest szczęściem."

-Dla mnie stawką było i jest zdrowie. A ani diagnostyka, ani leczenie neuroboreliozy nie jest refundowane. Średnio trzy tysiące miesięcznie wydaję na wizyty, badania, leki suplementy, witaminy. W naszym budżecie to kwota nieosiągalna - nie kryje na łamach książki autorka. Dodając, że bez nieustannej pomocy bliższych i dalszych krewnych, przyjaciół, znajomych po prostu nie dałaby rady. Tak było w przeszłości - dziś już Magdalena ma inne standardy, ograniczyła wydatki.

Dla Magdy proszenie o pomoc nie było łatwe, bo przecież przez lata to ona pomagała innym. Zawodowo, ale i zwyczajnie, po ludzku, na co dzień. Musiała jednak się jednak nauczyć i prosić, i przyjmować wsparcie. Na końcu książki zainteresowani znajdą wskazówkę, jak mogą pomóc. Autorka podaje kontakt telefoniczny do siebie i "szczęśliwe numerki", czyli numer konta. Nasi Czytelnicy znajdą je w ramce pod tekstem.

"Boga-Duszki" przeczytać warto niezależnie od tego, czy się bohaterów tej książki zna. "Boga-Duszki" są drogowskazem, jak należy żyć z chorobą, z którą zmaga się Magda. Jak z nią walczyć i nigdy się nie poddawać. (...) To cudowny przykład, że miłość potrafi zwyciężyć wszystko. A gdy dodać do tego absolutną i niczym niezmąconą wiarę w Boga, nie potrzeba więcej, aby mieszkać w raju jeszcze tu na Ziemi" - tak recenzuje książkę na jej okładce Przemysław Trenk, poeta i fizjoterapeuta Magdaleny, Polecamy nasze grupy i strony na Facebooku:

wyżej już wspomniany.

Ratunek? Miłość i wiara. Mimo wszystko "tematy okołofunerlane omówione"

Historia Magdy i jej książeczka to jednocześnie świadectwo życia pełnego miłości: do męża, rodziny, przyjaciół, znajomych i nieznajomych ludzi, przyrody, świata po prostu. To również świadectwo wiary w Boga i pełnej ufności co do jego planów.

Wzruszające w "Boga-Duszkach" są opisy dni, w których chora polega tylko na swoim ukochanym Stasiu. "Dziś jestem zdana na opiekę Stasia, rodziców, bliskich, przyjaciół. Mąż mnie kąpie, robi pedicure, czesze. Podaje posiłki, leki, przekłada, przykrywa, odkrywa. Za to ja czasem umyję naczynia; prawą rękę, bo lewą się podpieram. Ale może nie zawsze tak będzie?" - pisze autorka na ostatnich stronach książki.

Jak podsumowuje, tematy okołofunarlane ma z najbliższymi omówione ze szczegółami, a sprawy majątkowe porządkuje. Liczy się z każdym scenariuszem, a bywa, że wymęczona bólem wypatruje odejścia jak wybawienia. Być może jednak Góra szykuje dla niej inny scenariusz.

-Jestem mimo wszystko nieustającą optymistką. Gdy dostanę w prezentowej torebce końskie łajno, ucieszę się, że dostałam konika, tylko mi uciekł - podsumowuje z typowym dla siebie humorem Magda Lament.

PS Większość cytatów pochodzi z książki "Boga-Duszki. Niesamotność - historia prawdziwa" Magdaleny Lament. To zapiski jej życia z chorobą, przeplatane wierszami męża Stanisława Lamenta.

WARTO WIEDZIEĆ. Rośnie liczba przypadków boreliozy. To podstępna choroba, która udaje inne

WAŻNE. WAŻNE. Chcesz pomóc Magdalenie Lament w walce z chorobą?

Małgorzata Oberlan

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.