Tomasz Pruchnicki

Gorlice. Sad Wrońskich jak tajemniczy ogród. Jego dobrym duchem była pani Wanda

Wanda Wrońska była nie tylko gospodynią na sporym majątku ziemskim. To osoba, która w czasie okupacji pomagała Żydom Fot. archiwum krzysztofa wrońskiego Wanda Wrońska była nie tylko gospodynią na sporym majątku ziemskim. To osoba, która w czasie okupacji pomagała Żydom
Tomasz Pruchnicki

Miejscem czerwcowych eskapad wagarowiczów z nowiutkiej jeszcze „piątki” był sad rodziny Wrońskich. Tutaj gałęzie drzew aż uginały się od czereśni. Gospodynią na majątku i dobrym duchem tego miejsca była pani Wanda Wrońska.

Kilku chłopaków z ósmej „b” spotyka się przed szkołą nr 5, która zeszłego roku we wrześniu została oddana do użytku przy ulicy Krakowskiej. Nie wchodzą do środka. O lekcjach nawet nie myślą. Rodzi się natomiast pomysł, by pójść na wagary. Tłumaczą sobie nawzajem, że oceny są już wystawione, same powtórki, aby zapełnić czas na lekcjach po klasyfikacji - a pogoda taka ładna. Do szkoły i tak już przychodzą bez teczek i podręczników. Jest 15 czerwca 1975 roku.

Wagary na opłotkach miasta

Aby nie byli widoczni na ulicach miasta, gdzie każdy znajomy może ich zauważyć i powiedzieć rodzicom, uradzili, że idą zlustrować okolicę. Oznaczało to ni mniej, ni więcej niż łazikowanie w okolicach zajezdni autobusowej, kopalni na Magdalenie i potem w kierunku mostu ropickiego. Wyruszyli chodnikiem w kierunku Zamkowej.

Na wysokości rozwidlenia drogi Zamkowa - Kopalnia Magdalena odkryli, że mogą przecież iść do sadu państwa Wrońskich i spałaszować trochę owoców. Te aż kusiły z gęsto rosnących tutaj drzew czereśni, jabłoni i grusz.

Czereśniowe splewy

Całą akcję należało przeprowadzić po cichu i z rozmysłem, gdyż po sadzie połączonym z ogrodem, stale kręcili się jacyś pracownicy. Warunki terenowe sprzyjały ukryciu się wśród drzew. Chłopcy za swój cel wybrali czereśnię o dużych ciemnoczerwonych owocach. Zarządzono ciszę, by nikt nie wykrył niespodziewanych użytkowników niezwykłego ogrodu.

W sadzie i ogrodzie Wrońskich w tym czasie pracowali nie tylko właściciele, ale również pracownicy z okolicy, dzierżawiąc także małe poletka na swoje potrzeby.

Wchodząc za nieistniejącą już dzisiaj bramę, słychać było tętniący życiem owadów i ptaków tajemniczy ogród jak z obrazu Józefa Mehoffera. Brakowało tylko monstrualnych rozmiarów ważek i motyli. Atmosfera jak na tym znanym obrazie.

Sad z ogrodem oddalony był o kilkaset metrów od domu państwa Wrońskich i położony na niewielkim wzniesieniu terenu, tak, że z drzew można było zobaczyć osoby wychodzące ze starego domu i w porę sprawnie przeprowadzić „ewakuację”.

Czytaj więcej i dowiedz się jak mijał czas w sadzie rodziny Wrońskich. 

Pozostało jeszcze 71% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Tomasz Pruchnicki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.