Grupa z Wołczyna, czyli jak Buraky trzymają się razem
Radny Ludwik B. zatruwa środowisko, jeździ jak pirat, uderzył dziennikarza, jest oskarżony o groźby. Mimo to burmistrz klepie go po ramieniu, radni wychwalają, a strażacy wyliczają jego medale. Tylko ludzie się go boją.
Dzień przed Wigilią 2015 roku na prywatną posesję w Krzywiczynach koło Wołczyna wjechał pomarańczowy szambowóz. Z ciężarówki wysiadł mężczyzna. Zaczął wylewać fekalia pod domem. Kiedy z domu wyskoczył mieszkaniec, Ludwik B. tylko się zaśmiał. Właściciel zaczął robić mu zdjęcia, ale operatora szambowozu to nie odstraszyło. Rozbawiony śmiał się od ucha do ucha. W szoferce siedział także chłopiec w szkolnym wieku, był to wnuk kierowcy.
Mieszkaniec Krzywiczyn natychmiast wezwał straż miejską i policję. Doskonale znał operatora szambowozu. To Ludwik B., lokalna szycha w Wołczynie. Radny z listy PSL-u (do niedawna był wiceprzewodniczącym rady miejskiej), prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Wierzbicy Dolnej oraz członek rady nadzorczej Banku Spółdzielczego w Wołczynie. Jest także członkiem zespołu Buraky, występującego na Dniach Wołczyna i festynach.
Zespół Buraky założył i prowadzi włodarz Wołczyna, Jan Leszek Wiącek.
- Dlaczego Buraky? Bo nazwa jest adekwatna do składu - żartował Jan Leszek Wiącek kilka lat temu na łamach nto. - BU - bo burmistrz, RA - radni, KY - kierownicy jednostek. A wyście o czym myśleli? - pytał ze śmiechem.
Kapelę tworzą wołczyńskie VIP-y. Burmistrz Wiącek gra na gitarze i śpiewa (przed objęciem rządów w 2002 r. pracował w Wołczyńskim Ośrodku Kultury), reszta robi za chórki.
We wrześniu ubiegłego roku Buraky były gwiazdą dożynek powiatowych w Wąsicach. Podczas koncertu burmistrz Wołczyna objął na scenie radnego Ludwika B. i wyraźnie rozbawiony, wychwalał go, że włada miotłą jak szpadą.
Policja po zarzutach o groźby karalne odebrała B. broń myśliwską. Ludzie boją się zeznawać przeciwko radnemu...
- Oglądam telewizję. Skądś znam tego reprezentanta! Patrzę: walczy! To Ludwik! A to nie szpada, tylko miotła. Ludwik to jest równy chłop! - mówił ze sceny burmistrz Wiącek, po czym obaj z radnym poklepali się po plecach. W tak oryginalny sposób burmistrz Wołczyna skomentował publicznie pobicie operatora Polsatu przez Ludwika B.
Radny w furii. Polała się krew
Do incydentu doszło w lipcu 2016 r. obok domu Ludwika B. w Wierzbicy Dolnej koło Wołczyna.
Po artykułach w nto, w których informowaliśmy o wybrykach wołczyńskiego radnego, tematem zainteresował się Polsat. Ekipa telewizyjna przyjechała do Ludwika B. Kiedy dotarli na miejsce, radny siedział akurat w ciągniku (jest rolnikiem emerytem). Nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, kazał im „wypier...lać”.
3-osobowa ekipa zaczęła się cofać, ale reporter cały czas zadawał pytania radnemu o jego naganne zachowanie.
- Wtedy radny chwycił drąg i rzucił się na nas - opowiadał Artur Borzęcki, dziennikarz Polsatu. Dziennikarze zaczęli uciekać. Operator przewrócił się. Ludwik B. doskoczył do niego i powiedział „Bo pier...lnę!” i uderzył go z całej siły kijem. Polała się krew.
Całe zajście trwało nieco ponad minutę i zostało nagrane przez kamerę Polsatu. Operator Jarosław Podolak pojechał do lekarza w Kluczborku, który stwierdził stłuczenia obu rąk i prawej nogi.
Do Wierzbicy Dolnej przyjechały trzy radiowozy. Policję wezwali zarówno dziennikarze Polsatu, jak i Ludwik B.
Radny twierdził, że doszło naruszenia miru domowego, co jest przestępstwem. Kluczborska prokuratura po sprawdzeniu sprawy umorzyła jednak ten wątek (do pobicia doszło już poza posesją).
Co ciekawe, prokurator początkowo umorzył także sprawę pobicia!
- Prokurator zdecydował o jej umorzeniu, ale już po tym fakcie uznał, że decyzja była przedwczesna - wyjaśniała Lidia Sieradzka z Prokuratury Okręgowej w Opolu. - Prokurator doszedł do wniosku, że przestępstwo powinno być ścigane z oskarżenia prywatnego. Później jednak zmienił swoją ocenę, uważa, że zdarzenie należy rozpatrywać w oparciu o prawo prasowe.
W rezultacie Ludwik B. usłyszał dwa nowe zarzuty: za spowodowanie uszkodzenia ciała operatora oraz użycie przemocy w celu zmuszenia dziennikarza do zaniechania interwencji prasowej.
Sprawę rozpatrzy Sąd Okręgowy w Opolu. Ludwikowi B. grozi kara pozbawienia wolności nawet do 3 lat.
Jak sądy karzą radnego
To niejedyny proces w ostatnim czasie, w którym 65-letni Ludwik B. zasiada na ławie oskarżonych. W Sądzie Rejonowym w Kluczborku toczy się sprawa, w której radny z Wołczyna oskarżony jest o grożenie śmiercią mieszkańcowi Krzywiczyn. Temu samemu, któremu dzień przed Wigilią z uśmiechem na ustach wylał zawartość szamba pod oknami.
Czym mieszkaniec Krzywiczyn podpadł Ludwikowi B.? Kilka razy zawiadomił burmistrza Wołczyna oraz straż miejską o tym, że radny wypompowuje szamba i wylewa fekalia gdzie popadnie, np. do przydrożnych rowów. W korespondencji do burmistrza mieszkaniec Krzywiczyn podkreślał, że chodzi mu tylko o to, żeby radny więcej nie zatruwał środowiska.
Ale Ludwik B. nic sobie nie robił z tych zawiadomień ani z kar pieniężnych. Straż Miejska w Wołczynie wlepiła mu w sumie trzy mandaty (w wysokości od 100 do 500 zł. Jednocześnie strażnicy miejscy skarżyli się, że ludzie boją się zeznawać przeciwko Ludwikowi B., ponieważ boją się jego reakcji. Sąd Rejonowy w Kluczborku nałożył na radnego w ubiegłym roku dwie grzywny: 400 zł za piracką jazdę w centrum Wołczyna (jechał lewą stroną jezdni, potem drogą jednokierunkową pod prąd, o mało nie potrącając dwóch pieszych) i 500 zł za nielegalne wylewanie ścieków.
Za kilkakrotne grożenie mieszkańcowi Wołczyna gestem podrzynania gardła i słowami: „Już nie żyjesz, załatwimy to inaczej!” kluczborski sąd chciał ukarać radnego również 500-złotową grzywną. Ale Ludwik B. złożył sprzeciw od wyroku nakazowego, dlatego ruszył normalny proces.
Koledzy go chwalą i bronią
Ludzie boją się zeznawać przeciwko Ludwikowi B. Policja w związku z oskarżeniami o grożenie śmiercią odebrała mu broń myśliwską. Koledzy z wołczyńskiej elity stoją jednak za nim murem.
- To człowiek dialogu, zawsze pozytywnie odbierany i oceniany, chociaż ekspresyjny w zachowaniach - ocenia burmistrz Jan Leszek Wiącek.
Za dobrego i pomocnego człowieka Ludwika B. uważa także Mariusz Pieńkowski, radny powiatu i szef zakładu komunalnego w Wołczynie. Nie widzi problemu w tym, że Ludwik B. nie przywoził ścieków do zarządzanej przez niego oczyszczalni ścieków, tylko zatruwał nimi okolicę.
- Nie wierzę osobiście w te groźby karalne, Ludwik B. to człowiek dobry, pomocny i raczej spokojny - ocenia Mariusz Pieńkowski. Radny Pieńkowski przyjechał do Wierzbicy Dolnej zaraz po incydencie z dziennikarzami Polsatu i mówi, że sam nie wie, jak by się zachował w tej sytuacji. Mariusz Pieńkowski i Ludwik B. znają się dobrze od lat. Razem polują w tym samym kole myśliwskim „Świt”. Razem z burmistrzem wszyscy trzej występują też w zespole Buraky.
Świadectwa moralności wystawił Ludwikowi B. również Bank Spółdzielczy w Wołczynie oraz strażacy.
„Oprócz kwalifikacji i doświadczenia w kontroli i nadzorze nad działalnością bankową [Ludwik B. jest rolnikiem po zawodówce - red.], cieszy się wyjątkowym autorytetem społeczności lokalnej. (...) Jestem pełna uznania dla zasad, jakie reprezentuje, a także dla jego cech charakteru” - napisała Czesława Kosturek, przewodnicząca rady nadzorczej, a wcześniej wieloletnia prezes Banku Spółdzielczego w Wołczynie. Komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Kluczborku Janusz Krupa i prezes Związku OSP w powiecie Lucjan Kędzia napisali, że Ludwik B. jest rzetelny, zdyscyplinowany i wzorowy, za co dostał już siedem medali i odznaczeń.
Oba listy zostały dołączone do akt sądowych w procesie o groźby karalne.
PSL do dzisiaj nie odciął się od zachowania Ludwika B.
W lipcu centrala PSL-u napisała tylko na Twitterze, że partia podjęła decyzję o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec Ludwika B. Do dzisiaj ludowcy nie poinformowali, jakie są wyniki tego postępowania. Kiedy we wrześniu 2016. r. na wojewódzki zjazd sprawozdawczo-wyborczy Polskiego Stronnictwa Ludowego do Opola przyjechał lider partii Władysław Kosiniak-Kamysz, Ludwik B. witał go wylewnie, wzbudzając wesołość zgromadzonych na sali kolegów z opolskiego PSL-u.