Gucieńko. Gustaw Holoubek był i pozostanie legendą
Tak, wiem, użycie przeze mnie tak familiarnego zdrobnienia ociera się niemal o bezczelność. A jednak wspominając Gustawa Holoubka, oglądając stare filmy z jego udziałem, nie mogę myśleć o tym genialnym aktorze inaczej.
Wszystko przez zaprzyjaźnionego z Holoubkiem Tadeusza Konwickiego (takoż jednego z mych ulubionych - w tym przypadku - pisarzy), który pisząc o Holoubku - chociażby we wspomnieniowym tomie „Kalendarz i klepsydra” - właśnie tak swego przyjaciela nazywa. Dlatego i ja podążam tym tropem, chociaż nigdy nie miałem zaszczytu zetknąć się z Gucieńkiem osobiście. Raz tylko, przypadkowo, pół wieku temu, co zapamiętałem do dziś, podczas pobytu w Zakopanem, trafiłem na jego spotkanie z publicznością.
Dlaczego Gucieńko przyszedł mi do głowy właśnie teraz? Bo TVP Kultura przypomniała po raz kolejny jeden z najwspanialszych filmów z jego udziałem: „Lawę” w reżyserii wspomnianego Konwickiego, genialną ekranizację kompletnie zdawałoby się niefilmowego tekstu, czyli „Dziadów”. Choć oczywiście mam ten film w swojej filmotece, i tak zawsze podczas jego emisji (podobnie jak w przypadku „Wesela” Wyspiańskiego/Wajdy, nie mogę oprzeć się chęci włączenia telewizora.
Rzecz jest absolutnie genialna. Ale bo też i któż miałby większe prawo niż Konwicki „Dziady” sfilmować? W końcu i on może z czystym sumieniem wypowiedzieć wiekopomne słowa: „Litwo, ojczyzno moja”, on jak nikt inny czuje tamtejsze klimaty, a wreszcie - dałaby się udowodnić teza, że rwana, amorficzna kompozycja wielu powieści i filmów Konwickiego wyrasta wprost gdzieś właśnie z „Dziadów”. Nie byłoby jednak „Lawy” bez Gucieńka, bez jego wspaniałej „Wielkiej improwizacji”, za każdym oglądaniem budzącej we mnie dreszcz… I do dziś żałuję, że w roku 1968 byłem zbyt młody, by załapać się na jego rolę Gustawa/Konrada w legendarnej inscenizacji Kazimierza Dejmka.
Tak, Gucieńko był i pozostanie legendą. Nie tylko ze względu na swój aktorski geniusz, ale i za sprawą wielu anegdot. Konwicki wspomina m.in. jak Gucieńko, było nie było chłopiec z krakowskiego Zwierzyńca, podczas jakiegoś meczu piłkarskiego, oburzony zachowaniem pewnego kibica, walnął jego głową o swe kolano. - Panowie, spier..lamy, bo tu granda siedzi - krzyknął prototyp współczesnego kibola.
I faktycznie, spier…