Haniu! Czekamy na Twój uśmiech. Nie poddawaj się i walcz dalej
Guza wycięto, ile się dało, a od środy Hania przyjmuje chemię - to najnowsze informacje z Wiednia
„Co u Hani?”. „Jak się czuje Hania?”. „Macie jakieś wieści od rodziców Hani?”. Takie pytania niemal codziennie dostajemy od Czytelników. Nic dziwnego - w zbiórkę pieniędzy na operacje guza mózgu u dziewczynki zaangażowało się ponad 30 tys. ludzi. Zebrano ponad 400 tys. zł, dzięki którym półtoraroczna Hania Fijak z Drezdenka mogła wyjechać do wiedeńskiej kliniki. Od 13 października są z nią tam także rodzice: Natalia i Paweł. I mamy od nich najnowsze wieści.
Teraz chemia
- W środę lekarze zaczęli Hani podawać chemię. Żeby było to jak najmniej dotkliwe, jest ona podawana bezpośrednio przez sondę. Działa od razu na guza z większą siłą i może to dać lepsze efekty. Poza tym dzięki sondzie organizm córki łagodniej odczuje skutki uboczne - wyjaśnia tata dziewczynki w rozmowie z „GL”. Dodaje, że za półtora tygodnia rozpocznie się radioterapia. Ostatecznie właśnie taką ścieżkę leczenia wybrali eksperci z wiedeńskiej kliniki.
To jednak oznacza, że w sumie Fijakowie spędzą w Austrii jeszcze nie półtora miesiąca, ale minimum dwa.
Na pewno nie zabraknie im na to funduszy - dzięki szczodrości ludzi z całej Polski w kilka godzin udało się bowiem zebrać 412 tys. zł na leczenie dziecka. I teraz to te pieniądze zapewniają rodzinie spokój. I możliwość skupienia się na dziecku. Fijakowie na każdym kroku podkreślają, jak są za to wdzięczni.
- A co ze sprawami zawodowymi? Pracą? Jak to ułożyliście?- pytam pana Pawła.
Odpowiada, że tu też mogą liczyć na wsparcie. - Szefostwo żony powiedziało, że ma sobie nie zawracać głowy pracą i ile potrzebuje czasu dla Hani, tyle ma. Moi przełożeni też okazują wiele przychylności i mogę być z córką w Wiedniu - wyjaśnia strażak.
Poważna mina
A sama Hania? Gdyby nie opatrunki, można by nie uwierzyć, że przeszła dwie operacje wycinania guza mózgu. Szybko wróciła do sił, jedynym problemem jest niski cukier. Ale z tym też na pewno raz dwa uda się uporać. Apetyt ma - choć je raczej skromnie i powoli. Co ciekawe, od zabiegów ma cały czas poważną minę. Nie płacze, nie smuci się, ale też nie uśmiecha.
- Czyli czekacie na uśmiech? - pytam pana Pawła.
- Tak, czekamy - odpowiada.
Warunki dziewczynka ma znakomite. Jej łóżeczko jest przystrojone baldachimem (no, dobrze, takim trochę udawanym), a z góry zwisa... tablet, który udaje telewizor. Otoczona jest ukochanymi maskotkami i lalami.
Fijakowie dodają, że na każdym kroku spotykają się z przychylnością ludzi, personelu, że regularnie ktoś ich odwiedza. W głosie pana Pawła słychać wyraźnie, że jest cały czas pozytywnie zaskoczony ogromnym wsparciem, jakie jego rodzina otrzymała.
Czytelnicy: trzymaj się!
O Hani i jej walce z groźnym guzie mózgu pisaliśmy w „GL” kilkanaście razy. Pewnie dlatego Czytelnicy tak... przywiązali się do dziewczynki.
„Haniu! Mam wnuczkę w Twoim wieku. I płakać mi się chce za każdym razem, gdy czytam o Tobie. Teraz to jednak łzy szczęścia. Pozdrawiam Cię serdecznie. Masz wspaniałych rodziców” - napisała do nas w mailu pani Joanna.
„Proszę przekazać tej Małej Wojowniczce uściski ode mnie i całej mojej rodziny. Kibicujemy Hani, modlimy się za nią” - to słowa wsparcia od Mirosława Nowickiego z Gorzowa.
Z kolei Czytelniczka Dorota napisała w mailu do „GL”: „Są takie chwile, gdy nabieram wiary w ludzi. Tym razem przywróciła mi ją sprawa Hani. To, że jej rodzice tak o nią walczyli. To, że ludzie z całej Polski zechcieli włączyć się w zbiórkę na rzecz dziewczynki. Razem zawsze damy radę”.