Rozmowa z Henrykiem Wróblem, wójtem gminy Dobrzeń Wielki, który nie zamierza przyjąć pomocy finansowej ze strony Opola.
- Czy to prawda, że nie przyjęcie pomocy ze strony Opola w wysokości 9,9 miliona złotych skutkuje brakiem możliwości uchwalenia przyszłorocznego budżetu gminy, a także funkcjonowania jej w 2017 roku?
- Owszem, wiele razy ostrzegałem, że nasza gmina nie poradzi sobie w sytuacji, kiedy nagle traci jedną trzecią terytorium, a co za tym idzie znaczne wpływy z podatków. Niebawem naszym przypadkiem, będzie się musiała zająć Regionalna Izba Obrachunkowa, ale szczerze mówiąc to niewiele zmieni. Od stycznia zaczną się kłopoty finansowe. Nie będziemy mogli regulować wszystkich zobowiązań.
CZYTAJ Dobrzeń Wielki i Dąbrowa nie przyjmą pieniędzy od Opola
- Ale to oznacza zarząd komisaryczny, czyli wejście komisarza, którego mianuje premier.
Wiemy co nas czeka. Mówię wiemy, bo do domu pójdę nie tylko ja, ale również rada gminy. Pełnię władzy w gminie przejmie kamikadze.
- Dlaczego kamikadze?
- Komisarza czeka piekielne trudne zadanie, a przeciwko sobie będzie mieć też mieszkańców gminy. Z drugiej strony dostanie pewnie pełne poparcie rządu, który podjął decyzję o podziale gminy, wbrew mieszkańcom. Niech więc rząd bierze teraz za swoją decyzję odpowiedzialność.
- Stolica regionu oferuje inne rozwiązanie. Dlaczego nie chce pan przyjąć pomocy ze strony miasta, mimo że rozmowy w tej sprawie się odbyły?
Nie tylko ja, ale także radni oraz duża grupa mieszkańców nie chcą tych pieniędzy. Ich przyjęcie tylko przedłuży agonię gminy, którą przez wiele lat budowaliśmy. Co z tego, że przyjmiemy pomoc, skoro nie wiadomo, czy i jaka będzie za rok? Poza za tym, czy to jest normalne, że aby gmina funkcjonować, potrzebuje wsparcia od sąsiada w wysokości 9,9 mln zł? Gdy cały proces powiększania miasta startował, prezydent i urzędnicy ratusza przekonywali, że Dobrzeń Wielki jakoś sobie poradzi. Jak widać nie poradzimy sobie.
- W Polsce i na terenie województwa są gminy z mniejszymi budżetami niż Dobrzeń, pomniejszony na rzecz Opola.
- Tak, ale nie można tego tak wprost porównywać. My mamy określoną liczbę szkół, mamy np. Gminny Ośrodek Kultury, który bardzo prężnie działa. W GOK funkcjonuje np. sekcja akrobatyki sportowej, gdzie trenują niezwykle utalentowane dzieci. Na tyle zdolne, że w przyszłości mogą być olimpijczykami. Niestety po powiększeniu Opola nie będziemy mogli wspierać tej sekcji. Nie mam serca do tego, aby podejmować takie decyzje, niech podejmuje je rządowy komisarz. Po 1 stycznia 2017 roku stracimy nie tylko pieniądze z podatków, czy tereny inwestycyjne. Utracimy również tożsamość gminy, na którą pracowaliśmy przez wiele lat. Nie mamy złotych klamek - jak to niektórzy mówią w Opolu - jesteśmy natomiast mocno przywiązani do swojej małej ojczyzny. Niestety mało kto to rozumie.
- Naprawdę nie widzi pan sensu funkcjonowania gminy w nowym, okrojonym kształcie?
- Gmina może działać, ale trzeba będzie likwidować szkoły, zwalniać pracowników urzędu. Oczywiście mogę sobie wyobrazić, że ktoś ten proces przeprowadzi. Że znajdzie się taki kamikadze. Ja kimś takim być nie zamierzam.
- Szuka pan już nowej pracy?
- Nie. Teraz czekają mnie spotkania z mieszkańcami sołectw, którym chce przedstawić sytuację gminy. Spróbuję wytłumaczyć wiele spraw, jak choćby tę z podwyżką opłat za ścieki. Ona nie wynika ze złej woli, ale m.in. z faktu, że nasze sieci znajdą się na terenie Opola. Ostateczną decyzję co do stawek, podejmuje jednak zawsze rada miasta. To ona może uchwalić np. dopłatę dla mieszkańców sołectw, włączanych do Opola. Ruch jest po stronie prezydenta, który blisko rok temu rozpętał burzę, ale nie przewidział jej skutków.
ZOBACZ Większe Opole. Dobrzeń Wielki i Prószków szykują duże podwyżki za ścieki [wideo]