Historia: Katowice 1939. Tajemnica pewnego zdjęcia. Kim był fotograf?
4 września 1939 roku w Katowicach powstało kilka fotografii ludzi prowadzonych na egzekucję ulicą 3 Maja. Najbardziej znane z tych zdjęć łączy niewyjaśniona po dziś dzień tajemnica: kto jest ich autorem?
Żadnego innego dnia w dziejach Katowic nie zginęło tu tylu ludzi, co w dniu wkroczenia niemieckiego wojska do śródmieścia 4 września 1939 (na peryferia miasta Wehrmacht dotarł już dzień wcześniej). Był to dzień masowych mordów, których ofiarą padali schwytani obrońcy polskiego Śląska oraz wielu innych polskich patriotów. Ujętych w toku walk, zatrzymanych na ulicach bądź przymusem wyciągniętych z domów, przeważnie doprowadzano do niemieckiego konsulatu generalnego przy zbiegu ulic Zabrskiej i Sokolskiej. Stamtąd wyprawiani byli na śmierć przez rozstrzelanie. Ta czekała ich w podwórzu wyburzanej kamienicy na rogu rynku i ulicy Zamkowej. Na miejsce egzekucji szli grupami, pod strażą bojowników Selbstschutzu lub Freikorpsu „Ebbinghaus”. Takich grup było co najmniej kilka, bo też i skazańców było wielu, około 80, a zapewne więcej.
Jedną z tych prowadzonych na rozstrzelanie grup ktoś sfotografował. Na zdjęciu wykonanym najprawdopodobniej z mieszkania na 2. lub 3. piętrze kamienicy przy 3 Maja 21 widać, jak siedmioro odwróconych plecami ludzi - sześciu mężczyzn i kobieta - pod eskortą uzbrojonych strażników oddala się w kierunku rynku. Fotografia ta znana była już kilka, kilkanaście dni po tragedii. Ktoś podrzucał ją rodzinom pomordowanych w Katowicach i tak trafiła do skrzynek pocztowych rodzin Renców, Rzeszótko i Feige. Wraz z informacją, że zdjęcie jest też w drodze do Francji - co najpewniej miało oznaczać, że bliżej nieokreślonymi kanałami wysłano je do emigracyjnych władz RP. Znamienne, że fotografię otrzymały rodziny znanych powstańców, którzy… nie zawsze się na niej znajdowali. Owszem, jest na tym zdjęciu Nikodem Renc, ale jego syn Józef już niekoniecznie. Franciszka Feigego nie ma, a czy jest Aleksander Rzeszótko - ciężko orzec z całkowitą pewnością. Wygląda to tak, jakby fotografowi nieobce były nazwiska tych znanych polskich działaczy, ale już nie wiedział, jak wyglądali. Zarazem posiadał adresy rodzin pomordowanych. Faktem jest, że figurowały one w księgach adresowych i właściwie każdy mógł do nich dotrzeć.
Czyżby już 4 września 1939 w Katowicach działała polska konspiracja? Jaka? Zobacz wideo:
Po zakończeniu wojny okazało się, że istnieją jeszcze inne fotografie tej samej grupy skazańców. Najbardziej znane z tych zdjęć czekało na ujawnienie aż do 1957 roku, kiedy to zostało opublikowane w śląskiej prasie. Ukazało się na pierwszej stronie dziennika „Trybuna Robotnicza”, zaś w dużym, całokolumnowym formacie, zamieścił je tygodnik „Panorama”. Redakcji „Trybuny Robotniczej” przekazał tę fotografię Andrzej Różanowicz. Postać to wybitna. Zmarły w 2011 roku Różanowicz pochodził ze znanej, patriotycznej rodziny, przed wojną należał do harcerstwa, w pierwszych dniach września 1939 patrolował Katowice. Opuścił miasto po wycofaniu się Wojska Polskiego, ale po kilku tygodniach powrócił. Współzakładał „Birkuty”, jedną z pierwszych organizacji konspiracyjnych na Śląsku, był żołnierzem AK. I on to w roku 1957 zdecydował się ujawnić zdjęcie, na którym skazańców sfotografowano tym razem nie z okna, a z ulicy i z bliska.
Na dalszym planie tej fotografii widzimy kamienice, dokładnie więc możemy określić miejsce jej wykonania. I tu zdziwienie! Otóż zdjęcie to zostało zrobione tuż obok domu pod numerem 21. Innymi słowy, w miejscu, które widzimy na fotografii z góry! Czy zatem oba zdjęcia mogła zrobić ta sama osoba? Arkadiusz Gola, fotoreporter „Dziennika Zachodniego”, jest zdania, że nie. Te zdjęcia musiało wykonać dwóch ludzi, jeden nie przemieściłby się tak szybko z ulicy na 2.-3. piętro.
Czyżby więc była to zorganizowana akcja? Czy jeszcze 4 września 1939 podjęła w Katowicach działalność polska konspiracja? To możliwe. Sieć dywersji pozafrontowej zaczęto tworzyć jeszcze przed wybuchem wojny, przede wszystkim na bazie ZHP - podkreśla Wojciech Kempa, autor książki o Okręgu Śląskim Armii Krajowej. Tuż obok, na 3 Maja 23, znajdował się włoski konsulat. Ta placówka dyplomatyczna zatrudniała również polskie pracowniczki. Mało tego: znaleźli tam chwilowe schronienie rozbitkowie z kompanii kpt. Mariana Tułaka, ostatniej jednostki WP wycofującej się z Katowic. Byli wśród nich harcerze. Tych zresztą w mieście ukrywało się wielu, liczni przechodzili do konspiracji. Lecz fotografię z ulicy mógł też zrobić żołnierz Wehrmachtu. Oglądając zdjęcie wykonane z góry w dużym powiększeniu, u przynajmniej jednego z żołnierzy niemieckiej 239 Dywizji Piechoty, i to stojącego mniej więcej tam, gdzie zrobiono zdjęcie z ulicy, można zauważyć coś przypominającego aparat fotograficzny. 239 Dywizja była jednostką rekrutowaną na niemieckim Górnym Śląsku. A Andrzej Różanowicz tuż po wojnie organizował harcerstwo na Śląsku Opolskim...
Ale autorami fotografii mogą być także agenci gestapo. Wiemy, że zjawili się oni w Katowicach wraz z Wehrmachtem. Są też i inne tropy. Jednym z lokatorów kamienicy przy 3 Maja 21 był fotograf Franciszek Walikowic (lub Walitkowic), innym William Tysz, mieniący się „korespondentem pism angielskich”. Mieściła się tam również redakcja czasopisma „Kuźnica”, w którym swego czasu debiutował Wilhelm Szewczyk. A pod numerem 23 mieszkał dziennikarz Aleksander Choczner; tamże rezydowały oddziały Polskiej Agencji Telegraficznej „Pat” i włoskiego towarzystwa ubezpieczeniowego Assicurazioni Generali Trieste.
To nie wszystkie możliwości. Okazuje się, że istnieją dwie fotografie z piętra! Tak się jednak dziwnie złożyło, że druga, choć w sumie znana od lat, nigdy nie była publikowana łącznie z pierwszą. A ponieważ obie są bardzo podobne, nikt jak dotąd nie zwrócił uwagi na to, że mamy do czynienia z dwoma różnymi zdjęciami. W ciągu kilkunastu sekund fotograf nacisnął spust migawki dwukrotnie. Porównując ze sobą oba kadry, dostrzeżemy intrygujące szczegóły. Między innymi to, że pomiędzy skazańcami przeszła nieznana kobieta. To właśnie ona mogła potajemnie zrobić zdjęcie.
Autorstwo pamiętnych fotografii nie jest jedyną wiążącą się z nimi tajemnicą. Nie do końca bowiem wiadomo, kim są uwiecznieni na nich ludzie. Napiszemy o tym w DZ już jutro.