Honory dla seniora Pilaczyńskiego [zdjęcia]
Jestem zszokowany tym, co dla mnie przygotowano - jeszcze kilka dni po benefisie Romuald Pilaczyński nie może ochłonąć z nadmiaru wrażeń.
Spodziewał się spotkania z młodzieżą Zespołu Szkół Samochodowych w Bydgoszczy, jakich wiele już odbył, a czekała go niespodzianka. Dyrektor szkoły Janusz Tomas potraktował jako pretekst niedawne 88. urodziny pana Romualda - seniora organizacji związanych ze sportem motorowym w Bydgoszczy, by przygotować spotkanie w innej formie i innym gronie.
Młodzież przygotowała film ze wspomnieniami Jubilata. On zaś udostępnił archiwalne filmy kręcone przed wojną przez jego ojca, przedstawiające obrazki z życia rodziny, które z taśmy zamienił na wersję cyfrową.
- Nie spodziewałem się, że usłyszę tyle ciepłych słów. Do wieczora nie mogłem dojść do siebie - wspominał później pan Romuald. Gdy go zapraszano, słowo „benefis” nie padło.
Po części niespodzianką byli też zaproszeni goście - znajomi z dawnych lat, niektórych z nich dawno nie widział. Andrzej Bukowski (Precyzja), Marek Staszczyk - dyrektor WORD w Bydgoszczy, Bogdan Gorzycki oraz Andrzej i Piotr Karpińscy (trenerzy kartingu), Grzegorz Landowski, Jacek Sadkiewicz (zawodnicy) - każdy z nich to pretekst do wspomnień.
A wspominać pan Romuald lubi i ma co opowiadać, bo życie miał ciekawe, bogate w wydarzenia i gorzkie, i radosne.
Usamodzielnił klub
Pan Romuald miał skąd czerpać wzory. Jego ojciec, znany przed wojną w Bydgoszczy kupiec, Józef Pilaczyński, najpierw był członkiem Automobilklubu Wielkopolskiego, a potem jego delegatury w Bydgoszczy, by w końcu zainicjować usamodzielnienie się delegatury i powstanie samodzielnego Automobilklubu Pomorskiego (czyli Bydgoskiego). Wniosek w tej sprawie został złożony w sądzie ostatniego dnia 1928 roku.
Józef Pilaczyński, właściciel pierwszego specjalnego magazynu wypraw w Bydgoszczy i firmy - wytwórni kołder, bielizny, czyszczalni pierza - był człowiekiem, którego stać było na kupno samochodu. I to nie jednego.
Najpierw był firmowy fiat 508, a od 1936 r., rodzina jeździła chevroletem. Tego chevroleta 8-letni Romuś odbierał z ojcem w firmie przy ul. Mazowieckiej.
Józef Pilaczyński z wojny nie wrócił, zginął w Katyniu.
W ślady ojca
W dorosłym życiu z motoryzacją formalnie związał się na dobre 30 czerwca 1949 roku, kiedy wstąpił do Automobilklubu Bydgoskiego. Ale już rok wcześniej uczestniczył w imprezach. Dla wielu ówczesnych członków był synem ich przyjaciela, pomagali młodemu chłopakowi, jak mogli. O tym, gdzie zginął Józef lepiej było nie rozmawiać.
W 1966 r. został sekretarzem zarządu. Pracował w AB do 1993 r, do przejścia na emeryturę. Później przeszedł do Polskiego Związku Motorowego. Ale to w czasach automobilklubu pan Romuald zaangażował się w sport kartingowy (wyścigi gokartów - dop. jz), w latach 60. rzecz całkowicie nową.
- W 1961 roku, na skwerze przy ul. Wyspiańskiego i Sielanka, odbył się pierwszy wyścig! - wspomina Romuald Pilaczyński.
Pamięta też nazwiska pierwszych zawodników. Pierwsi zawodnicy, którzy wtedy startowali na skwerze przy ul. Sielanka to: Gabriel Stefański, Eryk Werner, Ryszard Kowalski.
Z drugą grupą zawodników: Edward Bitowt, Bretes i Małanowicz w l. 60. pan Romuald jeździł na zawody do NRD. Po 1970 r. zaczęły się kontakty ze szkołą samochodową, bo pan Romuald pomyślał, że jeśli kogoś ten sport ma zainteresować, to właśnie uczniów tej placówki.
Dyrektor szkoły Romuald Lis podszedł do pomysłu przychylnie, ale postawił warunek: - Powiedział - wspomina pan Romuald - że jeśli będzie tor, to będą wyścigi, bo ściganie się na ulicach jest niebezpieczne.
Choć prezesem Zarządu Okręgu PZMot. był wtedy wiceprezydent miasta Józef Wiśniewski, budowa kartodromu wcale nie była łatwa. Przeszkód piętrzyło się wiele. Koniec końców, w 1976 roku, tor kartingowy przy ul. Oksywskiej był gotowy. Mają w tym swój udział także uczniowie „samochodówki”.
- Było więcej dużych ośrodków kartingowych w Polsce, ale bydgoski tor był najnowocześniejszy i dzięki temu Bydgoszcz stała się stolica kartingu w Polsce - wspomina Pilaczyński.
- Kartingiem cieszę się szczególnie, bo budowa toru to było porywanie się z motyką na słońce. Kłopotów było wiele, nie tylko materiałowych.
Niemiecki otworzyłmu drzwi
Równolegle z kartingiem drugą pasją był karawaning. Dzięki bardzo dobrej znajomości języka niemieckiego mógł pan Romuald reprezentować polskie organizacje w zagranicznych stowarzyszeniach. W zarządzie głównym PZMot. pracował w Głównej Komisji Turystyki. Został na sześć lat oddelegowany jako przedstawiciel PZMot. do FICC (Międzynarodowa Federacja Kempingu i Karawaningu) w Brukseli i tam zasiadał w Rally Commission, zajmował się organizacją światowych zlotów karawaningu.
- Zaproponowałem zmianę statutu tej organizacji, by Polska mogła zostać członkiem zwyczajnym, a nie tylko stowarzyszonym - opowiada. - Udało się.
W 1993 roku zaczął pracować w PZMot., pałeczkę prezesa okręgu przejął od Józefa Wiśniewskiego i pełnił tę funkcję przez trzy kadencje.
Obecnie Romuald Pilaczyński cieszy się godnościami prezesów honorowych Automobilklubu Bydgoskiego i Zarządu Okręgowego PZMot. w Bydgoszczy. Ma wiele odznaczeń zasłużonego w różnych dziedzinach, m.in. turystyce, bezpieczeństwie ruchu drogowego, Automobilklubu, PZMot., medali od prezydenta miasta. Ale najważniejsze to Złoty Krzyż Zasługi (1977 r.) i Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (1985 r.)