Minimum 10 mld dzisiejszych złotych - to cena strat poniesionych przez Bydgoszcz i bydgoszczan z rąk Niemców w czasie II wojny.
Skąd wiemy, ile Niemcy powinni nam zapłacić odszkodowań za zbrodnie i zniszczenia wojenne? O to zadbało poprzednie pokolenie. Bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych Polacy zabrali się do szacowania strat w oczekiwaniu, że otrzymają, tak jak po poprzednich wojnach bywało, odszkodowania, reparacje i zadośćuczynienie.
Akcja rejestracji szkód wojennych w Polsce składała się z czterech faz. Pierwsza trwała krótko - przez czerwiec i lipiec 1945 r. Wszyscy poszkodowani mieli wówczas zgłaszać się do zarządów miasta i gmin i wypełniać stosowne formularze. W 1946 r. odbyła się druga faza rejestracji szkód. Tym razem Biuro Odszkodowań Wojennych przy prezesie Rady Ministrów wezwało osoby fizyczne do zgłaszania roszczeń w stosunku do osób fizycznych, prawnych i władz Rzeszy Niemieckiej. W lipcu 1947 r. referaty szkód wojennych przy zarządach miast sporządziły kolejne listy, tym razem obejmujące straty w zakresie dóbr kultury. W grudniu 1948 i styczniu 1949 r. przeprowadzono ostatnie już, dodatkowe rejestracje szkód, tym razem dotyczące niewykonanych zobowiązań, wywiezionego majątku ruchomego, zarekwirowanych wkładów bankowych i papierów wartościowych.
Wszystkie wnioski i listy są przechowywane w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy. Jest tego kilkadziesiąt teczek. Jest też zestawienie zbiorcze, nieobejmujące jednak ostatniej rejestracji szkód. To jednak wystarczy, żeby mnie więcej oszacować sumę strat poniesionych przez miasto i jego mieszkańców. To gigantyczna kwota co najmniej 10 miliardów dzisiejszych złotych.
Suma wyliczonych odszkodowań należnych Bydgoszczy i bydgoszczanom to 930 mln według cen z 1939 roku. Mnożąc je razy dziesięć otrzymuje się podaną wyżej kwotę według obecnej wartości
Co Bydgoszcz mogłaby sobie zafundować za te pieniądze? Całe mnóstwo. Np. 40-kilometrowej długości linię metra. Kilkadziesiąt nowych mostów przez Brdę. Albo 40 takich układów komunikacyjnych jak planowana rozbudowa ul. Kujawskiej.
31 lipca 1947 roku zakończyła się trzecia faza rejestracji szkód. Do tamtej pory złożono 12 tysięcy wniosków. Pozwala to na pełne przekonanie, że wiele osób nie zgłosiło w ogóle ubytku mienia, w tym gronie przeważały całe nieżyjące rodziny i osoby, które nie powróciły po wojnie do kraju. Osobny rozdział to mienie bydgoskich Żydów i gminy żydowskiej. W tym przypadku z pewnością nie miał się kto w ich imieniu upomnieć...
Wartość poniesionych szkód, po weryfikacji i podsumowaniu danych zebranych z 12 tysięcy wniosków to suma ponad 930 milionów przedwojennych złotych. Dzisiaj tę liczbę należy pomnożyć przez dziesięć...
Stosunkowo najwięcej wyceniono straty osobowe. Przy nich widnieje kwota 280 mln złotych. Tzw. straty w ludziach szacowano na podstawie prowizorycznych obliczeń, krytykowanych z upływem lat jako zdecydowanie zawyżone, ale nigdy na nowo nie policzone i nie sprostowane. Chodzi o 36,5 tysiąca Polaków - mieszkańców Bydgoszczy, z czego 10,5 tys. to zamordowani, a 12 tys. to zmarli w obozach i więzieniach. Poszkodowanych ciężko na zdrowiu naliczono 16.500. W sumie w obozach i więzieniach przebywało 18,5 tys. polskich mieszkańców Bydgoszczy, na robotach przymusowych 40 tys., zaś wysiedlonych z miasta zostało 19 tys.
Trzeba mieć świadomość, że w momencie rejestracji strat, większość osób je zgłaszających starała się dane zawyżyć, licząc jeszcze wówczas na otrzymanie stosownych reparacji. Kiedy zatem obywatel zgłaszał stratę np. mebli i podawał ich wartość, urzędnik nie był w stanie zgłaszanej sumy sprawdzić, po prostu wpisywał taką, jaką mu podano, bowiem i w jego interesie leżało powiększanie wysokości strat.
Jest też jeszcze bardzo zawikłana sprawa własności gminnej. Koniecznie trzeba mieć świadomość, jak wiele w naszym mieście do 1920 roku Niemcy wybudowali. Co prawda po przegraniu I wojny i traktacie wersalskim musieli te tereny opuścić, byli także zobowiązania do zapłacenia stosownych odszkodowań koalicji zwycięskich mocarstw, to jednak nie jest do końca jasne, jakie to wszystko posiada skutki prawne. Bo jeśli np. Niemcy zgodziliby się na żądane i oczekiwane przez Polskę dodatkowe reparacje za II wojnę światową, to czy nie mogłyby wystawić np. gminie Bydgoszcz rachunku za korzystanie z wybudowanego przecież przez Prusy Kanały Bydgoskiego? Jak traktować zniszczenie przez Niemców fontanny „Potop” w 1943 roku, skoro to właśnie oni niecałe 40 lat wcześniej, kosztem prawdopodobnie aż 200 tysięcy marek ją sami wybudowali? Nie było przecież w tym przypadku darczyńcy prywatnego, jak przy budowie synagogi Lewina Arohnsona, bowiem fontannę sfinansowało państwo niemieckie.
Szkody poniesione przez Bydgoszcz i jej mieszkańców z rąk Niemców nie były jedynymi poniesionymi w czasie II wojny światowej. W bydgoskim archiwum spoczywają również dziesiątki teczek, w których zawarte są wnioski mieszkańców o odszkodowanie za straty poniesione na skutek działalności Armii Czerwonej. Tu na liście dużo mniej jest zniszczeń budynków i dóbr ruchomych, za to pełno zgłoszeń o kradzieży całych niekiedy zakładów przemysłowych, wywiezieniu do łagru i niezapłaceniu rachunków za użytkowanie mieszkań czy pojazdów oraz korzystanie z urządzeń. Czy i o odszkodowania z tej strony kiedykolwiek jeszcze ktoś w Polsce będzie chciał się upomnieć?