Jogin, którego czas się nie ima [ZDJĘCIA]
Czesław Beer nie ma o czym rozmawiać z rówieśnikami, bo oni rozprawiają wciąż o chorobach. A on zapomniał już dawno, co to tabletki. Jest najstarszym nauczycielem jogi w Polsce, zdrowo się odżywia, ćwiczy. No i jest szczęśliwy.
Ukończył pan Politechnikę Krakowską i Akademię Górniczo-Hutniczą. Pracował pan w kopalni, uczył młodzież, szkolił adeptów tenisa ziemnego, aż w końcu trafił na jogę. To było właśnie to, co odmieniło całe życie.
Faktycznie. Mój czas z jogą to już prawie 50 lat. Wtedy, przed laty, była ona traktowana jako obca kultura, która niszczy nasze socjalistyczne korzenie, a dobrze rozwijała się na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych. Pierwszą książkę o jodze kupił mi stypendysta historyk, który był w Ameryce. Kupił ją za 40 dolarów, a wtedy zarabiało się 15 dolarów miesięcznie. To było bardzo drogo.
Często joga postrzegana jest jako religia, a wcale tak nie jest. To praca nad własnym zdrowiem i ciałem. Jeśli będziemy regularnie ćwiczyć, to mamy gwarancję osiągnięcia wyznaczonych sobie przez nas samych celów. Joga jest dla każdego. Dla tych, którzy mają mało ruchu, ale też dla tych, którzy są nim obciążeni dość mocno.
Czy może być zatem sposobem na to, by pogodnie wejść w wiek dojrzały, a nie czuć się staro?
Ludzie w moim wieku mają takie specjalne pudełeczka na pastylki. Połykają ich niezliczone ilości, wydają na nie po kilkaset złotych. A niewiele z tego wynika. Dlatego ludzie dojrzali, często po sześćdziesiątce, chętnie przychodzą na zajęcia jogi. Między innymi po to, by poradzić sobie z problemami, wobec których medycyna była i jest bezsilna. Medycyna to takie wspomaganie zewnętrzne, a najważniejszym frontem walki o dobre zdrowie i samopoczucie jest praca nad sobą. I ta praca na poziomie ciała przekłada się potem na psychikę. Podstawowy kłopot we współczesnych czasach to kręgosłup. Kiedy pojawia się ból, trzeba delikatnie, systematycznie pracować. Nie potrzeba siłowni, maszyn. Wystarczą regularne ćwiczenia, skłony w rozkroku, skręty i półprzysiady. I tego też uczę na zajęciach.
A co z dietą? Pewnie tłuszcze i cukry trzeba odstawić raczej na bok?
One nikomu nie służą. Warto spożywać dużo kapusty kiszonej, ogórków kiszonych. Wartościowe jest mleko sfermentowane, najlepiej grzybkiem tybetańskim. U mnie ten grzybek się cały czas rozmnaża i ja go dzielę wśród uczniów. Takie mleko ma o wiele większą wartość niż jogurty, kefiry, często robione na bazie mleka z proszku, sprowadzanego w dodatku z Chin. Pomoże nam również stosowanie się do reguły trzy „c”, a więc wprowadzenie do menu cebuli, czosnku i cykorii. Regularnie, codziennie, w małych ilościach. Ja, jak się tylko zbudzę, wypijam pierwszą miksturę, przygotowywaną wieczorem. To 10 mililitrów soku z aloesu, tyle samo oleju z pestek winogron i soku z cytryny. I to jest mój pierwszy posiłek. Moja kolacja to są natomiast trzy surowe żółtka w towarzystwie natki pietruszki i koperku. A białko, które zostaje, służy następnego dnia do robienia chapati. To są placuszki indyjskie. Ja robię je z ziarna kiełkującego. A kapustę kiszę sobie sam na swoim balkonie.
Co jeszcze może wspomóc nasze zdrowie?
Ja aplikuję sobie po przebudzeniu trzy cykle po kilka sekund naprzemiennych strumieni wody. A więc pod prysznicem woda gorąca i potem zimna. To wartościowy masaż kontrastowy, bardzo dobry dla skóry. Najlepsze kosmetyki świata przy tym się kryją. Ludzie się wzdrygają przed tą zimną wodą, ale warto się przełamać.
Joga wypełnia panu całe życie. Jest czas na coś poza dbałością o kondycję i zdrowie?
Muszę się cały czas rozwijać, dbać o siebie, bo jeśli moi uczniowie by to zauważyli, że następuje stagnacja, to by mnie poniechali. A ja bardzo lubię z nimi przebywać, a oni ze mną. Często dostaję SMS-y, w których piszą, że nie mogą się doczekać zajęć. Poza tym sprzątam, robię zakupy, trochę gram na gitarze. Sporo czasu zajmuje mi znalezienie dobrych, świeżych produktów, warzyw i jajek. Tego szukam na naszym dąbrowskim targowisku. Dużo jeżdżę, prowadzę warsztaty. W Szczyrku lub Istebnej są to takie trzydniówki. Najbliższa edycja w Szczyrku będzie miała miejsce w marcu, od 17 do 20. I tam planowane są moje 80. urodziny.
80. urodziny na horyzoncie
W marcu 2017 Czesław Beer, mieszkaniec Dąbrowy Górniczej, skończy 80 lat. Jego żona zmarła 8 lat temu na raka trzustki. Dziś ma partnerkę Basię, z którą połączyła go oczywiście joga. Kibicują mu też córka (robi kurs instruktorski jogowy), wnuczka, wnuk i 2-letni prawnuk, który też ma swoją matę i ćwiczy jogę.