Jolanta Lipska: - Nie naraziłam gminy na straty
We wtorek przed sądem pracy była pierwsza sprawa z powództwa Jolanty Lipskiej. Jej pełnomocnik stwierdził, że została rażąco skrzywdzona przez burmistrz.
Jolanta Lipska, była dyrektorka MGOPS-u, stwierdziła że sposób wypowiedzenia jej umowy o pracę - po 25 latach w MGOPS-ie i 30 w urzędzie - jest nie do przyjęcia. - Nie zgadzam się z zarzutami - mówiła. - Domniemywam, że wynikają z niewiedzy. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym narazić gminę na jakiekolwiek straty. Tym bardziej że tworzyłam ośrodek od początku.
Jej pełnomocnik stwierdził natomiast, że to zwolnienie było nie tylko rażąco krzywdzące, ale także „zaplanowane i wyrachowane przez włodarza gminy Czersk”. Zapytał swoją klientkę, czy akceptowała nienależne wynagrodzenia, co było jednym z sześciu postawionych jej zarzutów. - Absolutnie nie - odpowiedziała. - Nie akceptowałam żadnych dokumentów finansowych, które byłyby nienależnie naliczone.
Zwolnili, wyprowadzili
Lipska dodała, że nie mogła się odnieść do protokołu z kontroli, bo zaraz po wręczeniu jej wypowiedzenia dyscyplinarnego 15 maja została wyprowadzona przez dwie osoby.
Kluczowa jest Poradnia Leczenia Uzależnień w SP ZOZ i podział środków na tzw. terapię pogłębioną alkoholików. Zarzut: z gminnych funduszy leczono osoby spoza gminy. Obrona: rolą Lipskiej było zapewnienie terapii, a nie pacjentów. Mogło się zdarzyć, że nie było pacjentów, ale najważniejsze, że byli terapeuci gotowi do niesienia pomocy. A co do ewentualnych pacjentów spoza gminy Czersk - Lipska nie miała możliwości poznania ich personaliów, bo dane te kwalifikowano jako wrażliwe.
Lipska zauważyła, że istotny jest też meldunek czasowy. Wyjaśniła, że jako szefowa MGOPS miała wgląd do danych pacjentów kierowanych na leczenie przez pracownika socjalnego lub komisję rozwiązywania problemów alkoholowych. Podpisywali oni wówczas oświadczenia umożliwiające później zebranie informacji, czy faktycznie kontynuują leczenie. Jeżeli nie, składano do sądu wniosek o przymusowe leczenie.
Tomasz Pepliński, pełnomocnik samorządu, wytknął, że MGOPS miał płacić za prowadzenie terapii, a nie gotowość i podał przykład, że od grudnia 2012 do września 2013 r. terapii nie prowadzono, a mimo to Lipska wypłaciła wynagrodzenia i przekazał na to sądowi dokumenty.
Lipska: - Psychoterapia to nie tylko zajęcia w grupach i maratony. Na przełomie grudnia i stycznia po detoksie pacjentów trzeba było przygotować, co nie oznacza, że wtedy nie była prowadzona terapia indywidualna. Tych pacjentów cechuje duża roszczeniowość. Gdyby terapię przerwano, zbulwersowani takim faktem, mówiliby o tym.
Jankowska na celowniku
Pepliński dodał, że terapii nie prowadzono łącznie przez... 18 miesięcy (lata 2010-2014). Wczoraj w sądzie była też mowa o podziale środków. Pepliński pytał, jak MGOPS prowadził rozeznanie, kto mógłby prowadzić terapię i dociekał, kiedy zapytania ofertowe wysyłano do dwóch podmiotów. Koniecznie chciał poznać daty i nazwy placówek. Usłyszał, że w latach 2011-2013 na pewno dwukrotnie. Znaczenie ma tu fakt, że przez lata terapię prowadziła Hanna Jankowska, żona byłego burmistrza Czerska. Drugim terapeutą był Janusz Sikorski (niedawno zwolniony). Lipska przyznała, że w 2014 r. nie była z Jankowską podpisana pisemna umowa. Na pytanie, dlaczego w czerwcu 2011 r. zawarto umowę do końca 2012 r., choć radni stosowny program uchwalili... w grudniu, Lipska stwierdziła, że był to okres przejściowy. Kolejna rozprawa 2 lutego. To będzie maraton - sąd wezwał aż sześciu świadków: dwóch byłych pracowników Poradni, którzy nadal pracują w ośrodku, a także Janusza Sikorskiego, Hannę Jankowską, Grażynę Ziehlke i Jolantę Fierek.