Kocham sportową Łódź: Zarzeczny, Boniek, Fortuna, Popović z Czarnogóry i Magda Gessler
Trzy razy, albo i więcej, zaczynałem pisać ten felieton. Jeszcze przed nadejściem tragicznej wiadomości o śmierci Pawła Zarzecznego opisałem w tym miejscu moją z Nim kłótnię na temat legendarnego prezesa Ludwika Sobolewskiego. Inspiracją do przypomnienia oryginalnych spojrzeń na świat Pawła był pięćsetny odcinek One Man Show, którego byłem fanem.
Gdybym miał taki sam pomysł i talent, chętnie bym się w takim programie realizował, ale nie miałem, bo nie dorastałem Pawłowi do pięt, jak wszyscy inni.
Trafiony informacją o Jego śmierci miałem później ambicję, by napisać wspomnienie, ale po przeczytaniu innych takich tekstów doszedłem do wniosku, że (jak to zwykle bywa) piszący bardziej lansują swoją osobę niż wspominają zmarłego. Zresztą pisać o mistrzu pióra, to tak, jakby wykonać skok w Sapporo na cześć Wojciecha Fortuny. Niewykonalne. Ponadto o Kimś, kogo się znało 32 lata, można opowiadać w nieskończoność, miejsca w gazecie nie starczy. Dlatego wspomnienia, przynajmniej mojego nie będzie. Czytaj o Pawle na stronach Dziennika Łódzkiego.
Nie wiem, jaki wynik meczu Czarnogóra - Polska typował Paweł, ale pewnie mówił o naszej porażce, a w środku schorowanego i obciążonego serca wierzył w zwycięstwo. By później móc się wzruszać, jak po meczu z Niemcami. Prezes Zbigniew Boniek wytykał tę przypadłość (narzekania nie płaczu) Pawłowi, jednocześnie akcentował, że obecnie polska kadra nie daje powodów do satysfakcji autorom kassandrycznych przepowiedni, bo częściej wygrywa.
Czarnogóra to bardzo lubiany w Łodzi kraj, bo bardzo ważny jego mieszkaniec spędził szmat czasu w pewnym szczególnym miejscu przy ul. Wólczańskiej. Kilkaset metrów w linii prostej od naszej redakcji mieści się bowiem restauracja Montenegro, którą otworzył i prowadził Dragan Popović, menedżer z Czarnogóry. Wprowadził Dragan do łódzkich i pabianickich klubów kilka koszykarek i kilku piłkarzy. I wyprowadził ze swego klubu kilku dziennikarzy. Co prawda w wielu przypadkach miał potężne problemy z wyegzekwowaniem należności z biednych naszych klubów za transfery. Na szczęście wszyscy dziennikarze regulowali rachunki za serwowane przez Dragana w jego knajpie jadła i wspaniałą rakiję. O magicznej atmosferze restauracji Dragana przekonali się też telewidzowie, bo rzucała w niej patelniami Magda Gessler, udając, że robi porządek. Ponoć wymiotło z restauracji także Dragana.
Jakoś smutny powstał ten tekst. Jedynym radosnym tematem była rakija. Na szczęście wygrała reprezentacja.