Kolorz: Najpierw zmiany systemowe, a gdy one nie pomogą - zaciskanie pasa
Ile cierpliwości ma jeszcze Dominik Kolorz i czy to nie jest tak, że podczas rządów koalicji PO - PSL te nerwy puszczały szybciej? Lider śląsko - dąbrowskiej Solidarności mówi o oczekiwaniach w sprawie mającej powstać nowej Kompanii Węglowej.
Ile ma pan jeszcze cierpliwości?
Cierpliwość jest cnotą (śmiech). Należę do ludzi cierpliwych, gorzej kiedy ta cierpliwość się skończy. Myślę, że jeszcze trochę jej mamy. Ale zarazem już się niecierpliwimy, bo sądziliśmy, że na koniec stycznia będą znane zręby programu dla całego sektora i Kompanii Węglowej. Na razie, powiedzmy sobie szczerze - jesteśmy w lesie.
Pytam o cierpliwość, ponieważ na początku października zeszłego roku ona się skończyła, zdecydowaliście się wyjść na ulice. Było to kilku dni po tym, jak rządzącej wtedy koalicji PO – PSL nie udało się zrealizować zapowiedzi, związanej z powołaniem Nowej Kompanii Węglowej (miała powstać do 30 września – przyp. red.). Teraz mamy koniec stycznia, a Kompanii ciągle nie ma. Zaczęły pojawiać się nieoficjalne głosy, że Polskiej Grupy Górniczej (tak ma nazywać się nowa Kompania – przyp. red.) raczej nie będzie do końca pierwszego kwartału, a powinna powstać 1 maja. I co dalej?
Pan minister Krzysztof Tchórzewski (minister ds. energii – przyp. red.), którego bardzo cenię, zadeklarował, że to, co podpisaliśmy z poprzednikami, będzie realizowane w ramach ciągłości władzy. Rzeczywiście była już mowa o tym, że Polska Grupa Górnicza powstanie 1 kwietnia, że będzie powrót do tych inwestorów, o których mówił poprzedni rząd, czyli energetyka, trochę też sektor prywatny. Natomiast te deklaracje padły przed świętami Bożego Narodzenia, podczas spotkania w Kompanii Węglowej. Wkrótce rozpoczyna się luty, a my nadal czekamy. Myślę, że podstawowym problemem jest to, że ciągle nie znamy zarysów przyszłości funkcjonowania górnictwa, Kompanii Węglowej i zasad funkcjonowania PGG. Tak naprawdę nie zostało zrobione nic, czego oczekiwaliśmy. Nie zostały przede wszystkim wykonane audyty w poszczególnych spółkach węglowych, który pokazywałby, jak te firmy rzeczywiście były zarządzane i jaka jest ich faktyczna kondycja ekonomiczna. Na te informację czekają wszyscy pracownicy sektora.
A to nie jest tak, że przy PO nerwy prędzej wam puszczały? Teraz nastąpiła zmiana władz, rząd Prawa i Sprawiedliwości powoli się rozkręca, a te terminy ciągle gonią...
Trzeba wziąć pod uwagę, że z PO rozmawialiśmy blisko rok, ale bez efektów. Skończyło się to olbrzymim protestem w całym regionie. Dopiero ten protest doprowadził do podpisania porozumienia 17 stycznia 2015 roku. Potem było osiem miesięcy czarowania, że to porozumienie zostanie wykonane. Tak się niestety nie stało, z przyczyn politycznych. Rząd PiS działa niespełna trzy miesiące. Związek zawodowy daje każdemu jakiś czas na to, żeby coś zaproponował. Wracając do pytania, jak długo będziemy mieć cierpliwość. W tej chwili nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że większość związkowców liczy na to, że obecny rząd będzie postępował zupełnie inaczej niż ekipa PO-PSL. Chodzi o najzwyklejszą w świecie uczciwość. Bo górnicy to są twardzi ludzie, ale najbardziej nienawidzą, gdy ktoś jest krętaczem. Ja tego też nie znoszę. Jeżeli ktoś przyjdzie i uczciwie powie: „Chopy jest tak i tak. (sytuacje finansowa przedstawiona w audytach – przyp. red.) Trzeba zrobić to i to”, no to będziemy się nad tym zastanawiać, będziemy nad tym dyskutować. Cały czas powtarzaliśmy, że najpierw muszą być wprowadzone zmiany systemowe. Chodzi o kwestie związane z polityką fiskalną wobec sektora, z samym zarządzeniem, z importem węgla, ze sprzedażą. Są deklaracje, że to będzie robione. Tylko że po pierwsze – to są cały czas deklaracje, a po drugie przez to, że PO w tych obszarach nic nie zrobiła, jesteśmy w olbrzymim niedoczasie. Rzeczywiście wszystkie spółki ledwo dyszą, cena węgla dramatycznie spada, potężne bariery i problemy stwarza unijna polityka klimatyczno-energetyczna. Jesteśmy jedynym sektorem, który jest pozbawiony środków unijnych, i nie mówię tu o pomocy publicznej, ale o tym, że nie możemy skorzystać z dofinansowań na nowoczesne technologie. Niedawno banki (ING Bank Śląski – przyp. red.) powiedziały, że nie będą finansować górnictwa. To nam utrudnia działalność.
Pierwszym punktem zapalnym wydają się teraz czternastki.
W zeszłym roku sytuacja była podobna i czternastki zostały podzielone na raty. Teraz, jeśli rzeczywiście zarządy pokażą nam czarno na białym, że „chopy nie da się w terminie i trzeba to wypłacić na raty”, to też nie będziemy się upierać, że jest inaczej i nie powiemy, że się nie zgadzamy. Tutaj trzeba podkreślić, że czternastka nie jest jakąś dodatkową wypłatą. To są pieniądze, które są potrącane co miesiąc ze średniego wynagrodzenia i potem dostaje się to w całości. Kiedyś, bardzo dawno temu, zdecydowano się wprowadzić czternastkę jako dodatkową pensję, bo w okresie zimowym jest najlepsza koniunktura. Natomiast patrząc na to, co stało się w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, gdzie nasi koledzy związkowcy poszli na bardzo duże ustępstwa płacowe i dostali z tego tytułu bardzo duże rózgi od pracowników, myślę, że zrobili to w poczuciu dużej odpowiedzialności za firmę i ludzi. Ale teraz widać, że nawet te ustępstwa nie dają światełka w tunelu, że samo zaciskanie pasa bez rozwiązań systemowych nic nie daje. Rząd musi sobie zdawać sprawę, że te wszystkie rozwiązania, które były przewidziane w porozumieniu z 17 stycznia 2015 roku, muszą zostać bardzo szybko wprowadzone. Każdy tydzień opóźnienia jeszcze mocniej pogłębia złą sytuację całego sektora.
Ten nieoficjalny maj, kiedy PGG miała by zacząć działać, to może być już za późno?
To ostateczna ostateczność. Jak będzie jeszcze później, to obawiam się, że może rzeczywiście zabraknąć środków na wynagrodzenia.
Jak pan zareagował na decyzję związków w JSW ws. czternastek?
To jest akurat racjonalne porozumienie. Nasi członkowie zdecydowanie bardziej negatywnie zareagowali na porozumienie wrześniowe, które tak naprawdę obniżyło wynagrodzenie roczne o ponad 20 proc. Decyzja ta była na pewno bardzo trudna, ale koledzy mieli tak naprawdę przystawiony pistolet do skroni, bo zarząd i instytucje bankowe mówiły im, że jak tego nie podpiszą, to za tydzień zostanie ogłoszona upadłość. Nie chcę wchodzić w szczegóły. Być może mogli wspólnie z zarządem zapytać ludzi w referendum, czy zgadzają się na takie rozwiązanie, czy są w stanie zacisnąć pasa jeszcze bardziej, zaznaczając, że niepodpisanie tej ugody może skutkować upadłością spółki. Ale przypomnę jeszcze raz, że pasa zacisnęli już po słynnym lutowym strajku.
Pokutuje takie przekonanie, że związki zawodowe wiecznie się czegoś domagają, co czasem kłóci się z rachunkiem ekonomicznym. Ale mówi pan: pokażcie nam audyty, być może na pewna ustępstwa pójdziemy.
Przez wiele lat w Kompanii Węglowej bez względu na to, kto by nie rządził, byliśmy na bieżąco informowani o faktycznej sytuacji ekonomicznej. Dostawaliśmy sprawozdania przygotowane dla urzędów skarbowych, sprawozdania ZUS-owskie, dynamikę płac i innych kosztów. Co najmniej od trzech lat koledzy tego nie dostają i muszą na słowo wierzyć zarządom. Przynajmniej w KW, nie wiem jak jest w innych spółkach. Informacji na temat sytuacji ekonomicznej firmy nie ma do dzisiaj i niestety nikt z tym nic nie robi.
… czyli chcecie być po prostu traktowani jako równorzędny partner.
Dokładnie. Obojętnie kto by nie rządził i nie będzie rządził, zawsze postępujemy według biblijnej myśli: za dobre wynagradzać, a za złe karać. Koniec kropka.
PGG, próba ratowania KW. Wszystko to zmierza do konstrukcji inwestorskiej. Nie obawia się pan, że na pewnym etapie trzeba będzie zrezygnować z tych świadczeń, które dzisiaj funkcjonują? Tak stało się np. w kopalni Silesia, gdzie czternastki jako takiej nie ma, jest premia od zysku ekonomicznego
Jeżeli właściciel, którym jest Skarb Państwa, podejmie wszystkie kroki, które postulujemy, jeśli wtedy np. po 6-7 miesiącach okaże się, że sytuacja na rynku nadal jest dramatyczna i nadal lecimy w dół i firmie grozi upadłość, to przecież nie jesteśmy idiotami. Trzeba będzie wtedy wyjść do ludzi i powiedzieć im: „chopy zrobiono wszystko i niestety sytuacja nadal jest katastrofalna, trzeba zacisnąć pasa”. Od samego początku mówiliśmy, że koszty osobowe, jeśli będzie taka konieczność, trzeba będzie ponieść. Ale podkreślam: nie możemy tego odwracać, mówiąc, że musimy zaciskać pasa, nie wprowadzając zmian systemowych.
Ktoś kiedyś powiedział o panu, cytując fraszkę Jana Sztaudyngera: „on był stały, tylko one się zmieniały”. To w kontekście zmieniających się prezesów w spółkach węglowych i pana stałości w roli lidera Solidarności. Jakie cechy pana zdaniem powinien mieć prezes PGG?
Wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Powinien to być dobry menadżer, który zna się na sprzedaży, na kosztach, na ekonomii, ale który przede wszystkim ceni najważniejszy element w firmie, czyli człowieka. Nie starczyłoby pewnie stron w Dzienniku Zachodnim, gdybym zaczął wymieniać wszystko to, czego poszczególne zarządy Kompanii Węglowej nie zrobiły i jakie straty ten grzech zaniechania spowodował. Takim prostym przykładem jest wspominana przez nas śruba z Castoramy, która w sklepie kosztuje 40 groszy, a kopalnie kupują ją za 5 zł, bo taka śrubka musi mieć odpowiednie certyfikaty. Dlaczego jest tak, że na kopalniach jak grzyby po deszczu powstają firmy zewnętrzne, których właścicielami są kolesie z tego samego układu górniczego? Kiedy nadsztygar lub dyrektor idzie na emeryturę, to na następny dzień już zakłada firmę i jego kolega dyrektor zapewnia mu pracę na kopalni. Nie może być takich sytuacji, że na górnictwie będą zarabiać wszyscy z tej karuzeli, a tylko górnikowi cały czas będzie się mówić, że ma zaciskać pasa, mniej zarabiać, grozić zwolnieniem. To jest patologia. Moim zdaniem Kompania Węglowa powinna mieć swoją jedną , góra dwie spółki – córki, które powinny świadczyć usługi na powierzchni i pod ziemią. W tej chwili mamy ich kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset. To są najdobitniejsze przykłady rezerw kosztowych. Ktoś mi kiedyś powiedział, że gdybyśmy kupowali materiały u producentów, to cały sektor mógłby na tym zaoszczędzić kilkaset milionów złotych. Gdybyśmy mieli normalną sprzedaż węgla, o której mówił sam Donald Tusk, że miała być jedna firma z udziałami poszczególnych spółek górniczych, to na tym też można byłoby zyskać dziesiątki, jak nie setki milionów złotych. Wszystkie to nie zostało zrobione. To jest potężny grzech zaniechania. Nie wiem, czy nie przyznać racji tym, którzy snują teorie spiskowe mówiące o tym, że ktoś specjalnie doprowadził do sytuacji, gdy wszystkie spółki stoją na skraju upadłości, żeby wykupić je za symboliczną złotówkę i mieć potem z tego fajne zyski, a ludzie pracowaliby za 2-2,5 tys. zł.
Jaki to będzie rok?
Kiedy w grudniu 2014 roku mieliśmy tutaj spotkanie opłatkowe, to trochę jak Kasandra przepowiadałem, że 2015 rok będzie najtrudniejszym rokiem dla górników, dla Śląska. Niestety ta przepowiednia się sprawdziła. Teraz przy opłatku mówiłem, że chyba to, co najgorsze, mamy już za sobą. I chcę w to wierzyć. Abstrahując od polityki, wierzę tak normalnie i po ludzku, że jeśli rząd będzie nas słuchał, pracodawcy też dołożą pozytywną cegiełkę, lobbyści z innych gałęzi gospodarki, a zwłaszcza tych energetycznych oraz bankierzy nie będą przeszkadzać, to damy sobie radę.