Komentarz Magdaleny Huzarskiej-Szumiec: Kobieta, która była kotem
Kilka dobrych lat temu wakacyjny przystanek w Trieście. Przypadkowo znaleziony nocleg w zabytkowej kamienicy, u kobiety o spojrzeniu wydziedziczonej arystokratki. Spacer po mieście i chęć wypicia tamtejszym zwyczajem popołudniowego campari. Stoliki przed sympatycznym barem i moja nieuważność. O mały włos nie siadam na miękkim futrze kota, wygrzewającego się w promieniach słońca, które już za moment schowa się za morskim horyzontem.
Stworzenie patrzy na mnie z wyrzutem i wcale nie zamierza się ruszyć. Właścicielka baru z rozbrajającym uśmiechem pokazuje mi stolik obok. Rozumiem, to miejsce ma swojego stałego klienta.
Nieopodal widzę muzeum, w którym na plakacie dostrzegam wizerunek kota. Nie mogę się opanować, muszę natychmiast zobaczyć, co jest w środku. I tak zaprzyjaźniam się z twórczością Leonory Fini, malarki, której nazwisko jedynie obijało mi się o uszy, gdy czytałam o polskiej emigracji w Paryżu, o środowisku „Kultury” i Kocie Jeleńskimi. Teraz poznaję jej twórczość i jestem zachwycona. Obrazy przedstawiające niezwykłe kobiety, którym bliżej do kotów niż do istot ludzkich. Zmysłowe kształty, zmysłowe pozy, a obok nich zadowolone z życia koty i kocie maski, za którymi kryła się malarka. Jej niepowtarzalny styl, skupiony na kobiecych emocjach i erotycznych doznaniach. Jestem zachwycona, ta wystawa zostaje mi na długo w głowie.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień