Andrzej Kozioł

Konfederatka nasza szła pod Racławice, kapelusz biegł w Targowicę...

Oficerowie w konfederatkach (z prawej) na obrazie Michała Stachowicza Oficerowie w konfederatkach (z prawej) na obrazie Michała Stachowicza
Andrzej Kozioł

Obyczaje. Kontusz i żupan czy frak i kamizelka? Kapelusz czy konfederatka?

Były późne lata 60. Wbrew przekonaniu wielu prawicowych hunwejbinów, ówczesna szkoła - a przynajmniej moje krakowskie V Liceum - nie była miejscem bezwzględnej indoktrynacji.

Po Październiku zelżało, niektórzy nauczyciele uśmiechami pod nosem reagowali na nasze nieprawomyślne wybryki. Jedynie pani profesor B. pozostała wierna ortodoksyjnemu komunizmowi. Potrafiła zwymyślać nauczyciela wf-u za to, że uczniowie noszą na piersiach medaliki. Na szczęście zaatakowany mógł już pozwolić sobie na wzruszenie ramionami...

Jeszcze jeden przedstawiciel ciała pedagogicznego robił, co mógł, aby wychować nas na dobrych obywateli socjalistycznego państwa. Zamiast uczyć nas rosyjskiego, zamieniał lekcje w agitki. W efekcie nikt nie nauczył się mowy Puszkina, a raczej prawie nikt; ja - zafascynowany rosyjską literaturą - za psie pieniądze kupowałem książki w księgarni „Kalinka” i czytałem, czytałem, czytałem...

Profesor G. namiętnie zwalczał nasze upodobania do modnych strojów. Już wymarli dżolerzy, czyli bikiniarze, obcisłe spodnie („Spodnie wąskie niczym gacie/tłusta plama na krawacie” - jak szydzili zaangażowani satyrycy) zastąpiły dzwony, zwane także kloszami, spodnie szyte z cajgu, najtańszego materiału, służącego przede wszystkim ubogim chłopom. Cajg był prążkowany i portki z niego, gdyby nie szerokość ich nogawek, mogłyby uchodzić za spodnie sztuczkowe, niegdyś, w słusznie minionych czasach, towarzyszące frakowi, ulubionemu przez warstwy posiadające.

Dzwony budziły wstręt profesora G., ale najbardziej zaciekle walczył z - za przeproszeniem - „jebkiem proniemieckim”. Nie mogliśmy dociec, o jakie nakrycie głowy chodzi rusycyście. Szkolnymi przepisami zmuszani do noszenia mundurowych czapek, wbrew zakazowi preferowaliśmy berety. Groszowe, kupione w PDT, aksamitne, nieomal młodopolskie, szyte przez obrotnego kolegę, od mistrza Kurzydły z ulicy św. Jana, z komisów - „prawdziwe baski”.

Sam profesor G. nosił malutki berecik typu krosta, do tego obszerny niczym sukmana płaszcz w nieśmiertelną jodełkę i uważał ten zestaw za strój narodowy.

Za kilka lat rzeczywiście nakrycie głowy miał się stać wyrazem politycznych postaw. Marzec’68 przyniósł krótkotrwały renesans studenckich czapek. Kto był przeciwko ludowej władzy, wkładał aksamitną czapkę, bardzo podobną do czapek, których nie chcieliśmy nosić w licealnych czasach. Zapomniany już został skomplikowany szyfr kolorów samych czapek i ich otoków, ale na szczęście był pan Kurzydło, arcymistrz kapelusznictwa, który wiedział wszysto...

Ubiór a polityka, ubiór a ideologia - temat obszerny i nieco zabawny. No bo w końcu sankiuloci, dosłownie „bezportkowcy”, swą nazwę zawdzięczali upodobaniu do długich spodni i niechęci do culottes, krótkich porteczek starego reżymu.

A u nas? U nas było też śmiesznie, bo z jednej strony aż po XIX wiek hołubiliśmy kontusze, z drugiej ten narodowy strój był także uważany za symbol wstecznictwa. Krążył więc wiersz „W kontusze, bracia, w kontusze”, złośliwie strawestowany przez Hilarego Leonowicza Zaleskiego:

We fraki, bracia, we fraki!
w kamizelki, w kapelusze!
precz barbarzyńskie kubraki!
tatarskie pasy, kontusze!
(...)
Zrywała sejmy zdradziecko
bezrozumnych czupryn zgraja;
frak, rządnej wolności dziecko
uświetnił dzień Trzeci Maja.
(...)
W okropnej zagłady chwili
gdy we frakach wojownicy
pod Zieleńcami walczyli,
żupan zdradzał w Targowicy...

Dostało się nie tylko kontuszom i żupanom, ale nawet podgolonym łbom, przeciwieństwu zgrabnych, upudrowanych peruk...

Żeby panował większy galimatias, Wiesław Padurra w słynnym swojego czasu wierszu „Czapka” przeciwstawia kapeluszowi słuszną czapkę konfederatkę:

W takim wirze krwi okupem
byłaś długo dzieciom matką,
nim twój los, konfederatko,
kapeluszy stał się łupem...

I dodaje Padurra, iż konfederatka szła pod Racławice, zaś kapelusz „biegł za żerem w Targowicę”.

Obosieczna więc była Targowica. I ciągle jest...

Andrzej Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.