Kraina liliputów? Nie! To centrum Gorzowa w miniaturze
Gdy patrzy się na makietę centrum Gorzowa, człowiek czuje się jak Guliwer w krainie liliputów. Bo na przykład wielka Przemysłówka, w rzeczywistości 9-piętrowy wieżowiec, jest wielkości... najwyżej serdecznego palca. Gdyby więc w tym świecie jeździły np. tramwaje, byłyby rozmiaru najmniejszego paznokcia.
Makieta jest już niemal w całości gotowa. Nie jest to jednak doskonała kopia centrum - co to, to nie. Bo choć najważniejsze budynki i ulice są kalką z mapy ewidencyjnej, to jednak niektóre rozwiązania istnieją tylko tu, a nie w rzeczywistości - bo to w końcu autorska wizja śródmieścia, stworzona na potrzeby pracy inżynierskiej o rewitalizacji Gorzowa.
Stąd np. deptak koło katedry, rondo koło Białego Kościółka i kilka drobniejszych zmian. - Zostały mi do wytyczenia jeszcze przystanki tramwajowe. Myślę także, czy nie ułożyć szyn z drucików. Jednak to już tylko kosmetyka - mówi gorzowianka Paulina Kwapis, która studiuje gospodarkę przestrzenną na Uniwersytecie Adama Mickiewicza, a rewitalizacja śródmieścia Gorzowa to jej praca inżynierska.
Filcowy park
P. Kwapis (o jej niecodziennej pracy pisaliśmy w „GL” kilka razy, zaczęliśmy we wrześniu ub. roku, gdy dopiero planowała wyklejanie gigantycznej planszy) ze śmiechem zdradza, że „łatwo nie było”. Do tej pory poświeciła na makietę przynajmniej 50 godzin, a zranień od ręcznego wycinania budynków nie zliczy.
Musiała też po drodze rozwiązać kilka problemów. I tak: rzeka Warta powstała z niebieskiej farby, Park Wiosny Ludów z zielonego filcu, a drzewka to pocięta na kawałeczki listewka - skąpana w zielonym barwniku. Już pod koniec pojawił się też dylemat, co jest wyższe: Przemysłówka czy katedra. Z pomocą „GL” udało się ustalić, że katedra (porównania dokonaliśmy na podstawie panoramicznych zdjęć centrum z różnych wzniesień), więc... trzeba było pilnie dokleić nieco drewna i w ten sposób podwyższyć kościół o kilka metrów.
Sporo życzliwości
Gorzowianka studiująca w Poznaniu przyznaje, że wielką pomocą była życzliwość jej współlokatorek (dzielnie znosiły piłowanie drewienka po nocach, donosiły herbatę) i przychylność promotora: dra Przemysława Ciesiółki, który zgodził się na taką formę obrony.
A co będzie z makietą, gdy już P. Kwapis zdobędzie tytuł? - Myślę, czy nie stworzyć z niej przedmiotu codziennego użytku - zdradza studentka. W grę wchodzi oryginalny obraz albo... stolik.