Krwawy romans pod Człuchowem. Zabił żonę i kochankę
Grudzień 1952 roku, okolice Człuchowa. - Nie martw się o dzieci. Będzie je wychowywać teść. A jak pójdę siedzieć, to będę wiedział za co – powiedział swemu podwładnemu chwilę przed zabójstwem żony 27-letni Stanisław T. Michalina T. osierociła czworo dzieci. Najmłodsze miało 7 miesięcy.
Oficer śledczy Komendy Wojewódzkiej Milicji w Koszalinie w ciągu czterech tygodni przesłuchał niemal wszystkich pracowników tartaku w Bielsku Pomorskim (pow. człuchowski).
Pytał o Stanisława T., który w listopadzie 1952 roku został komendantem brygady Powszechnej Organizacji Służba Polsce. „(...) pracownicy tartaku zaobserwowali, że T. całkowicie nie dbał o dobro brygady, gdyż bardzo często wprowadzał się w stan nietrzeźwości i po pijanemu niejednokrotnie zrywał junaków ze snu i w nocy, z na wpół ubranymi, robił ćwiczenia, względnie po godzinie trzymał ich w szeregu na mrozie. Z najbardziej posłusznego i pracowitego junaka, tj. Adama B., zrobił sobie adiutanta, który to ślepo wykonywał jego rozkazy. Mimo śniegu B. niejednokrotnie boso latał do sklepu po papierosy dla Stanisława T., który równocześnie wciągnął Adama B. do pijaństwa oraz awantur, tak iż B., mający 17 lat, był pod całkowitym wpływem komendanta T.”.
Nie wykonał jednak jednego rozkazu szefa. Nie zabił.
14 grudnia 1952 roku o godz. 21 do Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego wpłynęło zawiadomienie z posterunku milicji w Przechlewie (pow. człuchowski), że na polu w pobliżu gromady Nowa Wieś zostały zamordowane dwie kobiety. W małej społeczności identyfikacja zwłok nie była problemem. W zmarłych rozpoznano Michalinę T. i Praksadę G.
Michalina T. miała rany cięte na głowie. Silne ciosy w brzuch spowodowały szereg urazów wewnętrznych i krwawienie do jamy otrzewnej. Praksada G. miała uszkodzone naczynia krwionośne skroni. Wykrwawiła się.
Pracować nie chciał
Michalina T. z mężem Stanisławem z powiatu radomskiego na tzw. ziemie odzyskane przyjechała w 1949 roku. Małżonkowie zamieszkali w Nowej Wsi w gm. Przechlewo. Otrzymali piękny przydział – 12 hektarów ziemi. Stanisław T. chętnie korzystał z pomocy, którą Państwo Ludowe udzielało osiedleńcom. Zaciągał pożyczki, ale zamiast zainwestować pieniądze w rozwój gospodarstwa, przepijał je. Każda próba rozmowy z mężem kończyła się dla Michaliny awanturą i rękoczynami. Zdarzało się, że uciekała z domu, ratując przed ciosami siebie i dzieci.
W 1950 roku Stanisław T. uznał, że praca rolnika jest dla niego zbyt trudna. Zdał 9 hektarów ziemi. Zatrudnił się na kolei. Zarobione pieniądze przepijał. Żona utrzymywała siebie i dzieci z 3-hektarowego gospodarstwa, na którym pracowała sama.
W kwietniu 1951 roku Stanisław T. został komendantem gminnym Powszechnej Organizacji Służba Polsce. Wtedy poznał junaka Adama B., którego całkowicie sobie podporządkował. Młody, wówczas niespełna 16-letni chłopak, bez mrugnięcia okiem wykonywał każdy rozkaz – na przykład skopał pole kartofli, nie otrzymując za to grosza.
W listopadzie 1952 roku 27-letni Stanisław T. został mianowany komendantem brygady Powszechnej Organizacji Służba Polsce, która pracowała w tartaku w Bielsku Pomorskim. Złożona była z miejscowej młodzieży. Wśród junaków znalazł się 17-letni Adam B.
Stanisławowi T. praca w Bielsku idealnie pasowała – żona zajmowała się domem, opiekowała się czworgiem dzieci, z których najmłodsze miało 7 miesięcy, a najstarsze 6 lat, a on bawił się, pił, spotykał z... inną kobietą. Michalina T. w każdy weekend wychodziła na stację kolejową, by wypatrywać męża. Nie przyjeżdżał. Nie przyjechał też 10 grudnia 1952 roku. Z pociągu wysiadł za to 17-letni Adam B., którego Michalina rozpoznała.
"Chodzi do jednej kobiety"
- 10 grudnia udałem się do Nowej Wsi celem doręczenia kart powołania na turnus dla junaków SP. Na stacji kolejowej spotkałem żonę komendanta brygady Stanisława T. – zeznał kilka dni później, podczas przesłuchania. - Przywitałem się. Spytała, czy jej mąż nie przyjechał. Zaczęła się żalić, że mąż nie oddaje wszystkich pieniędzy i ona nie jest w stanie z dziećmi wyżyć. Zaczęła mnie wypytywać, czy mąż nie ma kochanki w Bielsku Pomorskim. Powiedziałem, że chodzi do jednej kobiety. Miał kochankę – Gertrudę. Matkę trojga dzieci. Pracowała w tartaku w charakterze sprzątaczki. Jej mąż dostał pomieszania zmysłów. Powiedziałem Michalinie T., że najlepiej będzie, jak ona sama przyjedzie do Bielska i zorientuje się z kim jej mąż chodzi, po czym udałem się do domu, gdyż była już późna godzina.
Po powrocie do tartaku Adam B. przyznał się Stanisławowi T., że rozmawiał z jego żoną i... zdradził jego zdradę. Zapowiedział też, że najprawdopodobniej w najbliższą niedzielę kobieta przyjedzie do męża.
Chciała odejść
Załamana Michalina T. do tartaku nie chciała jechać sama. Chciała mieć świadka rozmowy z mężem hulaką. Prosiła o pomoc sąsiadów. Przy mężczyźnie czułaby się bezpieczniej. Żaden jednak się nie zgodził. Pomocy nie odmówiła jej za to sąsiadka – Praksada G. 14 grudnia 1952 roku po godz. 16 ruszyły pociągiem do Bielska, oddalonego od Nowej Wsi o 18 kilometrów.
Michalina spotkała męża w świetlicy. Siedział przy stole z trzema kompanami. Pili wino. Kobieta podeszła do męża i poprosiła go o rozmowę. – Powiedziała: „Stachu, daj pieniądze”. On zaczął tłumaczyć, że nie ma już gotówki. Zagroziła, że doniesie na niego, ale nie wiem gdzie – relacjonował 17-letni Adam B. I on pił tego popołudnia wino. Ale, jak zapewniał, „dopiero trzeci raz w życiu”.
Michalina T. oświadczyła mężowi, że odejdzie od niego. Odwróciła się na pięcie i wraz z sąsiadką poszły na stację. Pociąg powrotny do Nowej Wsi odjeżdżał o godz. 19.
17-letni Adam B. poszedł się położyć. Nie zdążył jeszcze zasnąć, gdy usłyszał pukanie w szybę. To był Stanisław T. Kazał chłopakowi ubrać się i pójść razem z nim. Zagroził, że to polecenie służbowe i jeśli 17-latek go nie wykona, nałoży na niego karę finansową.
Obaj poszli na stację kolejową. Schowali się za stertą drzewa. Zauważyli, że Michalina T. i Praksada wsiadają do pierwszego wagonu od parowozu. Dopiero kiedy pociąg zaczął ruszać, wskoczyli do niego.
Już w wagonie T. powiedział, że zabije żonę, a B. zabić ma jej towarzyszkę. Chłopak odmówił. Próbował przekonać komendanta, by wrócili do tartaku. – T. powiedział mi: „nie martw się. Ty za mnie nie pójdziesz siedzieć, a jak ja pójdę, to będę wiedział za co” – podkreślił Adam B.
Na stacji Nowa Wieś wysiedli z pociągu od strony pola – tak, by nikt ich nie zauważył. Dobiegli do jednej z polnych dróg. – T. pokazał mi zamek od karabinu KBK, mówiąc, że tym zabije żonę. Zamek był rozebrany, gdyż widać było iglicę – relacjonował 17-latek.
Czekali. Usłyszeli rozmowę kobiet. – T. ponownie powiedział, że zabije swoją żonę, a ja mam zabić G. Powiedziałem, że nie mam takiego serca, żeby zabić. I nie mam za co. T. kazał więc mi ją przytrzymać, by nie uciekła. A jeśli bym puścił, wtedy to on mnie zabije – opisywał junak.
T. zaatakował żonę. B. trzymał jej koleżankę. Ta przewróciła go. – Słyszałem wtedy, jak żona T. wołała do niego: „kochany Stasiu, co robisz, puść mnie!”. Uderzył ją około dziesięciu razy nogami oraz ręką, w której trzymał zamek. Nie było już słychać nic, za wyjątkiem odgłosów łamania kości. Kiedy nie dawała już znaków życia, doleciał do mnie i kopnął parę razy silnie G. w głowę. Później bił ją w głowę zamkiem – zeznawał B.
"Trudno ją było dobić"
Michalina T. jeszcze żyła, kiedy w oddali pojawił się ktoś ze światłem. B. i T. schowali się w zaroślach. Kobieta nie miała siły już krzyczeć. Człowiek ze światłem poszedł w innym kierunku. Stanisław i Adam wrócili na miejsce zbrodni – Stanisław zabrał płaszcz i raportówkę. Do tartaku wrócili pieszo – przez pola. Po drodze T. ostrzegł, by Adam B. milczał. Zagroził, że jeśli piśnie choć słówko – nie zawaha się. Zamorduje go. – Spytałem, co mam powiedzieć księdzu na spowiedzi. Powiedział, że nic mam nie mówić, bo jestem niewinny. On zamordował obie kobiety sam – zeznawał 17-latek. Od komendanta usłyszał jeszcze: „Wiesz Adam, ale moja żona miała twarde życie, gdyż trudno ją było dobić...”.
Po drodze w kałuży mężczyźni opłukali ręce. Zmyli krew z butów i zamka. Położyli się spać. Rankiem zostali zatrzymani.
Stanisław T. przyznał się do morderstwa. - Żonę postanowiłem zamordować dlatego, że kłóciła się ze mną, a dnia krytycznego przyjechała do mnie z G. i również urządziła mi awanturę, żądając pieniędzy. Żona odjeżdżała tego dnia o godz. 19 z minutami pociągiem w kierunku Człuchowa. Postanowiłem, że pojadę z nią tym samym pociągiem i gdy będzie szła ze stacji do domu, to ją zamorduję. W tym celu zabrałem ze sobą zamek od KBK, który miałem w raportówce. Aby raźniej było mi wracać do domu, zabrałem ze sobą junaka Adama B. – skwitował.
Sprawa przeciwko 17-letniemu Adamowi B. została wyłączona do odrębnego postępowania. Proces 27-letniego Stanisława T. toczył się przed Sądem Wojewódzkim w Koszalinie na sesji wyjazdowej w Człuchowie. 25 maja 1954 roku zapadł wyrok – Stanisław T. został skazany na karę śmierci. W uzasadnieniu wyroku sędziowie podkreślili, że oskarżony nie wykazał żadnej, nawet najmniejszej skruchy za swój bestialski czyn.
Stanisław T. starał się o ułaskawienie. Rada Państwa nie skorzystała z tego prawa.
2 czerwca 1953 roku o godz. 6 Stanisław T. został powieszony.
KLIKNIJ>>> Zbrodnie Pomorza - mroczna historia regionu