Leszek Jażdżewski to fałszywy alarm. Prawdziwy problem to fałszywe alarmy w szkołach i bezsilne państwo
Leszek Jażdżewski i jego przemowa to fałszywy alarm, który kieruje naszą uwagę na rzeczy bez znaczenia. Prawdziwym problemem są fałszywe alarmy w szkołach - pokazują bezsilność państwa, które ustami dostojników PiS obiecywało Polakom bezpieczeństwo.
Na wsi to wiedzą: krowa, która dużo ryczy, mało mleka daje. Ryk rozległ się 3 maja na Uniwersytecie Warszawskim, a wyemitował go łodzianin Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny kwartalnika „Liberte”. Przysłowie o krowach jest tu jak najbardziej na miejscu – pochodzi z tej samej obory co porównanie Leszka Jażdżewskiego, kiedy mówił o wchodzeniu w werbalne starcie z Kościołem: „...rywalizacja na inwektywy i na negatywne emocje z nimi nie ma sensu, dlatego że po kilku godzinach zapasów ze świnią w błocie orientujesz się, że świnia to lubi”.
Niewybredny, antyklerykalny ryk publicysty z Łodzi stał się przedmiotem kilkudniowej serii potępień, zachwytów, oświadczeń, kategorycznych odcięć, analiz, szczerych wyrazów poparcia, smaku i niesmaku i co tam kto sobie jeszcze dołoży.
Ale mleka z tego ryku nie widać. Rozgłos wystąpienia Leszka Jażdżewskiego wynika tak naprawdę tylko z dwóch rzeczy: z niezwykle brutalnego języka jak na intelektualistę i z faktu, że był przedmówcą Donalda Tuska, którego wykład zwyczajnie rozczarował. Nie dlatego, że był zły czy słaby, tylko dlatego, że był umiarkowany. A w dzisiejszych wariackich czasach, jak ktoś nie zadeklaruje, że chce gonić współczesnych bolszewików, albo nie zobaczy w księżach świń tarzających się w błocie, to tak jakby nic nie mówił.
Tylko co właściwie wynika z tego wystąpienia Leszka Jażdżewskiego? Ludzie w Polsce są dziś tak podzieleni, że każdy pozostanie przy swoim zdaniu, piątej ewangelii Jażdżewski też nie stworzył.
Czymś znacznie bardziej doniosłym od jego przemówienia są masowe, fałszywe alarmy w szkołach podczas matur. Jażdżewski pokazuje co najwyżej swoje emocje i poglądy, fałszywe alarmy – bezsilność państwa, które ustami dostojników PiS obiecywało Polakom bezpieczeństwo. Tym bardziej że w końcu stycznia też była seria fałszywych alarmów bombowych w urzędach wojewódzkich, marszałkowskich i skarbowych i nikt się nie chwali schwytaniem sprawców.
Jesienią ubiegłego roku weszła w życie ustawa o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa. W lutym tego roku szef MON Mariusz Błaszczak powołał pełnomocnika ds. utworzenia wojsk obrony cyberprzestrzeni. Zapowiedziano stworzenie nowych instytucji, m.in. Narodowego Centrum Bezpieczeństwa Cyberprzestrzeni oraz Inspektoratu Sił Obrony Cyberprzestrzeni.
Słowa, słowa, słowa, a ktoś gra sobie z nami w kotka i myszkę. I to dosyć długo, bo sygnały o tym, co się kroi, miały nadchodzić już od 2 maja.
Nikt nie mówi, że schwytanie sprawców fałszywych alarmów to rzecz łatwa. Ale przecież właśnie od tych trudnych rzeczy mamy państwo, jego agendy i prominentnych funkcjonariuszy. Nie od stania na murach Jasnej Góry i pilnowania, aby Jażdżewski nie podszedł za blisko.