Marek Szołtysek: Żur i spaghetti
Choć z Katowic do Wenecji jest tysiąc kilometrów, to przez ostatnie sto lat nie brakowało kontaktów między Italokami a Ślązokami.
Pierwszy z nich nastąpił w latach 1920-1922 w związku z powstaniami śląskimi. Wtedy na Śląsk przyjechały alianckie wojska rozjemcze, które miały pilnować spokoju podczas planowanego plebiscytu. Wśród tych wojsk znajdowało się 4 tys. Włochów, których rozlokowano w Strzelcach Opolskich, Głogówku, Koźlu, Głubczycach, Opolu, Raciborzu, Cieszynie, Katowicach, Bytomiu, Prudniku i w Rybniku. Ponoć wielu włoskich szeregowców zapoznało się wtedy ze śląskimi dziołchami i doszło do niejednego ślubu.
Kolejnym momentem intensywnych kontaktów śląsko-włoskich był czas drugiej wojny światowej. Oto konkretny przykład! W 1942 roku młodego górnika Wilhelma Szulika z podrybnickich Jankowic – podobnie jak dziesiątki tysięcy innych Ślązoków - hitlerowcy przymusowo powołali do armii. Następnie po szkoleniu skierowano go do miejscowości Porto San Giorgio, w środkowych Włoszech nad Morzem Adriatyckim. Był to już rok 1943, kiedy od południa Włoch nacierali alianci, czyli wojska amerykańskie, brytyjskie a z nimi II Korpus Polski pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Wówczas Wilhelm Szulik, razem z około 20 śląskimi kolegami, postanowił uciec od Niemców, zdezerterować. Ucieczka się udała, a Amerykanie natychmiast przekazali ich do Korpusu Polskiego i tak Wilhelm Szulik stał się polskim żołnierzem. Walczył pod Monte Cassino, a później przy wyzwalaniu Rzymu i Bolonii.
W maju 1945 roku wojna się skończyła, ale żołnierze ciągle stacjonowali we włoskich miastach. Pan Wilhelm jakiś czas mieszkał w lombardzkim mieście Mantova, gdzie zakochał się i ożenił z Margherita Salardi. Ślub wzięli we wrześniu 1946 roku w Mantovie a w 1947 roku młoda para wyjechała specjalnym pociągiem repatriacyjnym z Włoch do Polski, do Jankowic – rodzinnej miejscowości Wilhelma. Chcieli się rozejrzeć i wówczas zdecydować, czy będą mieszkali na Śląsku czy we Włoszech. W Polsce jednak rządzili już komuniści i o powrocie do Włoch nie było mowy. Podobnych mieszanych małżeństw śląsko-włoskich było kilkaset (!).
Młodzi Szulikowie zamieszkali w Jankowicach, a Margherita Salardy, teraz już Małgorzata Szulik, przez długi czas nie potrafiła się zaaklimatyzować na Śląsku.
„Płakałam dniami i nocami tęskniąc za Italią. Nic mi nie smakowało, a zwłaszcza kartofle, żur, kluski... U nas takie coś jak żur to dawali świniom – wspominała Małgorzata - ale trzeba było żyć!”
Jednak stopniowo Włoszka zaakceptowała swoje nowe, śląskie miejsce na ziemi, choć i tak u Szulików zawsze woniało, czyli pachniały włoskie spaghetti, lasagna, casarecce, farfalle i inne