Michał Baran: Za późno wyjechałem z Podkarpacia
- Na początku sezonu mieliśmy stu kibiców, a pod koniec tysiąc pięćset - mówi rzeszowski koszykarz Michał Baran, który ma na koncie pięć awansów. Dwa do ekstraklasy, trzy do pierwszej ligi.
Który raz świętowałeś awans?
Piąty. W Krośnie i Tarnobrzegu wchodziłem do ekstraklasy. Były to pierwsze, historyczne awanse na ten poziom. Z Sokołem Łańcut i MOSiRem Krosno wchodziłem do pierwszej ligi. No i teraz to samo udało mi się w Krakowie.
R8 Basket AZS Politechnika Kraków miała dream team, więc była raczej skazana na sukces.
Można tak powiedzieć. Ale utworzenie mocnego zespołu w klubie budowanym od nowa nie jest proste. Szczególnie wtedy, gdy wszystko opiera się właściwie na jednym sponsorze. Zawodnicy dwa razy się zastanowią, zanim podpiszą umowę.
Przekonują ich pieniądze. Zgaduję, że zarabiałeś jak w pierwszej lidze.
Ciężko się u nas otwarcie mówi o pieniądzach. Fakt, budżet mieliśmy największy, ale skorzystanie z takiej oferty jest ryzykiem. Nie raz było tak, że dziś sponsor jest, są ambitne plany, a jutro sponsora nie ma i drużyna, a nawet klub przestaje istnieć. Przykładem Znicz Jarosław czy Stal Stalowa Wola. Wspólnie z Wojtkiem Pisarczykiem (były gracz Sokoła i Miasta Szkła - przyp. red.) podjęliśmy jednak to ryzyko i za nami poszli inni. Między innymi Michał Hlebowicki, który ma czterdziestkę na karku, ale ciągle jest bardzo dobry.
Miałeś duży wkład w awans?
Trener miał do dyspozycji dziewięnastu zawodników, w tym trzech rozgrywających. Grałem mniej więcej po dwadzieścia minut. To dobra dawka do tego, aby drużyna utrzymywała odpowiednie tempo akcji. Nie mam na co narzekać. Na boisku nie było ciężko. Przegraliśmy tylko jeden raz. Można zażartować, że trudniej było poza meczami. Nigdy tak ciężko nie zasuwałem na treningach.
A masz przecież lat...
Trzydzieści siedem. W klubie urządzaliśmy sobie urodziny. Kiedy przyniosłem tort i powiedziałem i ile mam lat, koledzy byli bardzo zaskoczeni. Oczywiście nie mam już takiej motoryki, jak dziesięć lat temu, ale mam doświadczenie.
Kraków to olbrzymia oferta kulturalna. Skorzystałeś?
Lubię mocne, rockowe granie. Byłem na paru fajnych koncertach, jak Red Hot Chili Peppers czy Linking Park. Za rok w kwietniu planujmy z kolegami wypad na Metallikę.
Kiedy oglądałeś Linking Park?
W czerwcu.
Czyli tuż przed samobójstwem Chestera Benningtona, wokalisty zespołu.
Smutna historia. Najpierw w maju odszedł Chris Cornell, wokalista Soundgarten, a teraz Bennigton. Cóż, życie artystów, muzyków nie jest łatwe. Nie wiemy, co się dzieje w ich głowach. Sława, pieniądze nie zawsze dają szczęście.
Wróćmy do basketu. Zostajesz w Krakowie?
Jeszcze bardziej się do niego zbliżę. Nie tylko przedłużyłem umowę o kolejny sezon, ale też przenoszę się tam z całą rodziną. W drugiej lidze mecz w obcej hali oznaczał zwykle tylko godzinę w autokarze. Po wszystkim mogłem szybko wracać do Rzeszowa. Teraz wyjazdy będą często dwudniowe. W takiej sytuacji czasu dla rodziny miałbym mało, więc trzeba było przeorganizować pewne sprawy.
Dzieci nie będą szczęśliwe, zostawiając kolegów.
Mateusz ma 6 lat. Szybko znajdzie nowych rówieśników. Kuba ma 11 lat i w Krakowie pójdzie do szkoły sportowej. Będzie mu o tyle łatwiej, że część kolegów już zna, bo grywał w meczach młodzieżowych, które odbywały się przed naszymi spotkaniami.
Pójdziecie za ciosem w nowym sezonie?
Celem jest ekstraklasa, ale na poziomie pierwszej ligi mocna kadra nie jest już gwarancją sukcesu. Mocne drużyny szykuje GKS Tychy, Spójnia Stargard Szczeciński. Nie będzie lekko, ale byłoby miło po raz szósty awansować.
Macie wsparcie z trybun?
Na początku sezonu oglądali nas tylko znajomi, czyli ze sto osób. Mecze play off ściągały już do hali po tysiąc pięćset kibiców.
Awansujecie do PLK i co wtedy. Powiesz pas?
Może tak, a może nie. W Krakowie przeżyłem fajny sezon, w zespole jest świetna atmosfera, klub się rozwija, profesjonalizuje. To mój pierwszy klub spoza regionu i tak sobie myślę, że za późno wyjechałem z Podkarpacia
Myślisz o trenerce?
Myślę. W Rzeszowie pomagam Piotrkowi Misiowi i Grześkowi Wiśniowskiemu w szkolenu młodzieży.
Będzie w tym mieście jeszcze kiedyś duży basket?
Na dużego sponsora raczej nie ma co liczyć, więc trzeba wyszkolić koszykarzy. Marzy nam się, że drużyna złożona z miejscowych chłopaków nawiąże kiedyś do czasów Resovii.