Mieszkańcy Kędzierzyna-Koźla mają dość ściemniania z benzenem
Wyniki specjalnie przeprowadzonych badań mieszkańców Kędzierzyna-Koźla ujawniły właśnie, że tysiące ludzi mogą mieć problemy ze zdrowiem. Bo mają w sobie za dużo ciężkiej chemii.
Problemy z trawieniem, ogólne osłabienie, nerwowość, bezsenność, zmiany skórne - na takie zaburzenia skarżą się tysiące mieszkańców Kędzierzyna-Koźla i okolic.
Część z nich od lat wskazuje winnych nie najlepszego stanu zdrowia. Ich zdaniem wpływ na to mają okoliczne zakłady chemiczne. Dotychczas nie mieli na to większych dowodów, poza przypuszczeniami popartymi jedynie teorią. Wiele wskazuje jednak na to, że teraz taki dowód będą mieli w kieszeni.
Właśnie ujawniono wyniki badań, jakie gmina zorganizowała w związku z protestami mieszkańców przeciwko niekontrolowanej emisji benzenu. Przebadano 1139 osób. U 130 stwierdzono podwyższony (do czterokrotnej wartości normy) poziom związków organicznych zwanych fenolami w organizmie.
Co gorsza, u kolejnych 14 poziom ten określono jako krytyczny!
Zwiększona obecność fenoli w organizmie powoduje dokładnie takie objawy jak wymienione na wstępie, czyli kłopoty z trawieniem, osłabienie, nerwowość, bezsenność czy zmiany skórne.
- Trzeba najpierw szczegółowo przeanalizować wyniki tych badań, za wcześnie na wyciąganie jakichkolwiek wniosków - zastrzega Helena Kozłowska, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy w Opolu, który swoją główną siedzibę nieprzypadkowo ma... w Kędzierzynie-Koźlu.
Już wiele lat temu zorientowano się, że okoliczne zakłady mogą mieć zły wpływ na zdrowie mieszkańców. Dyrektor Kozłowska niczego nie przesądza i zaznacza, że podwyższony poziom fenolu może być wynikiem palenia papierosów. Ale jak wytłumaczyć fakt, że wśród osób, u których wykryto poziom krytyczny, jest jedno dziecko?
Wyniki badań wywołały spore poruszenie w Kędzierzynie-Koźlu. Bo wiele wskazuje na to, że przekroczony poziom fenoli w organizmie może mieć nie 130 osób, ale 8 czy nawet 10 tysięcy. Bo przebadano tylko tysiąc osób, a w gminie mieszka ich prawie 60 tysięcy.
- Różne mądre głowy próbują nas przekonywać, że normy zanieczyszczeń są tak wyśrubowane, że te zakłady już nie stanowią dla nas zagrożenia. Ale powiedzcie to tym wszystkim ludziom, których wieczorami boli głowa i trzeba zamykać okna bo czuć okropny smród, jakby smoły czy innego świństwa - mówi Cyprian Dąbrowski, mieszkaniec osiedla Piastów. To właśnie z okien tutejszych bloków widać dokładnie dwa pobliskie kompleksy zakładów chemicznych: w Azotach i Blachowni. Ludzie bardziej boją się tej drugiej.
- Różnych firm i firemek jest tam mnóstwo, nie idzie ich zliczyć. Któraś z nich, a może nie tylko jedna, truje nas na potęgę - podejrzewa pan Cyprian.
Badań z Kędzierzyna-Koźla nie można na razie z niczym porównać, bo nikt w Polsce jeszcze nie przeprowadzał ich na taką skalę. Bo też i takiego zanieczyszczenia jak w Kędzierzynie-Koźlu nie ma w innych miastach.
Ludzie wiedzą, że ich trują, i chcą z tym skończyć
Kiedy wzrasta poziom zanieczyszczeń powietrza, do szpitali i przychodni od razu trafia kilkanaście procent więcej pacjentów. Takie twarde dane mają już naukowcy. Pora, by o nasze zdrowie zadbać prewencyjnie.
Według danych Światowej Organizacji Zdrowia z powodu zanieczyszczeń powietrza przedwcześnie umiera rocznie aż 44 tysięcy Polaków. - Związek z zanieczyszczonym powietrzem mają nie tylko zaostrzenia astmy, przewlekła obturacyjna choroba płuc czy rozwój częstych infekcji układu oddechowego, ale również udary i zawały - podkreśla Piotr Dąbrowiecki, przewodniczący Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP, ekspert Wojskowego Instytutu Medycznego. - Zaburzenia rytmu serca, które powodują, że pacjent trafia do szpitala, mają związek z poziomem zanieczyszczenia powietrza w miejscowości, w której dana osoba żyje.
Śląsk Opolski należy do najbardziej zatrutych regionów w Europie.
Tak źle jak u nas jest jeszcze tylko w województwie śląskim, w południowej Rumunii i na niewielkich obszarach na północy Włoch oraz Serbii. Według ekspertów Europejskiej Komisji Gospodarczej zanieczyszczenie powietrza pyłem PM 2.5 w naszym regionie i wyżej wymienionych statystycznie skraca życie przeciętnego mieszkańca o jeden rok. W mocno uprzemysłowionych Niemczech, do których Opolanie często wyjeżdżają za pracą, zanieczyszczone powietrze zmniejsza żywotność przeciętnie o pół roku, a w Skandynawii problem jest praktycznie nieodczuwalny. Lekarze podkreślają co prawda, że największy wpływ na zachorowalność na nowotwory płuc ma palenie papierosów, ale drugą kolejną z przyczyn jest właśnie jakość powietrza, którym oddychamy.
Według danych organizacji Heal Polska, która analizuje wpływ środowiska na zdrowie obywateli, aż 13 procent przypadków zachorowalności na raka płuc na Opolszczyźnie spowodowane jest nadmiernym zapyleniem atmosfery. Rocznie na Opolszczyźnie na raka płuc umiera kilkaset osób. Z tego wynika, że co najmniej kilkadziesiąt osób traci życie tylko dlatego, że oddycha złym powietrzem. A nowotwory nie są jedyną przyczyną zgonów, za którymi stoi zanieczyszczone powietrze. Do tego trzeba doliczyć choroby serca, układu krążenia i wiele innych.
To zresztą problem nie tylko Opolszczyzny.
Z danych Heal Polska wynika, że w naszym kraju zanieczyszczenia powietrza spowodowane samym spalaniem węgla w elektrowniach wywołują rocznie 3500 przedwczesnych zgonów, 1600 przypadków przewlekłego zapalenia oskrzeli oraz 800 tysięcy utraconych dni pracy, czyli sytuacji, w których pracownik choruje, bo oddycha zanieczyszczonym powietrzem. W promieniu nawet 300 km od elektrowni zwiększa się zapadalność na choroby układu oddechowego i krążenia, takie jak astma, przewlekła obturacyjna choroba płuc lub nowotwór płuc, a także ryzyko przedwczesnego zgonu z powodu zawału serca czy udaru mózgu.
Kędzierzyn-Koźle ma problemy z benzenem, Opole ze smogiem, a Głubczyce z benzo(a)pirenem. Jak żyć?
Emisja tylko z elektrowni rybnickiej, która znajduje się zaledwie 15 kilometrów od granic woj. opolskiego, zdaniem ekspertów od ochrony środowiska skutkuje blisko 600 przedwczesnymi zgonami. Najbardziej niebezpieczną elektrownią w Polsce zdaniem ekologów jest ta w Bełchatowie. Ekolodzy „oskarżają” ją o ponad 1000 zgonów rocznie. To oczywiście tylko szacunki, ale coraz więcej namacalnych dowodów wskazuje na to, że zanieczyszczenie powietrza to bardzo poważny problem, który ma daleko idące skutki dla naszego zdrowia.
Jeśli nad miastem wisi smog, to znaczy, że przyjęć będzie więcej
Lekarze ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu zbadali, jaki wpływ ma wzrost stężenia smogu w powietrzu na liczbę pacjentów z zawałami serca i udarami w szpitalach. To pierwsze takie badanie w Polsce. Przyniosły zaskakujące wyniki. Okazało się, że w dniach, w których zanieczyszczenie powietrza było duże i rosło stężenie smogu, wzrastała też liczba chorych w szpitalach i poradniach. Specjaliści doszli do wniosku, że kiedy występuje wysoki poziom dwutlenku azotu, szpitale przyjmują o 12 proc. więcej chorych z zawałem serca. Udarów mózgu jest wtedy o 16 proc. więcej, a przypadków zatorowości płucnej aż o 18 proc. O 14 procent wzrastała także w takich dniach liczba wizyt u lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej.
- Jako przedstawiciele służby zdrowia nie jesteśmy w stanie w sposób bezpośredni wpływać na zmniejszenie emisji zanieczyszczeń powietrza. Dlatego też czynimy starania, aby podnieść świadomość zwłaszcza wśród pacjentów z grup ryzyka chorób sercowo-naczyniowych - podkreśla prof. Mariusz Gąsior ze Śląskiego Centrum Chorób Serca. Wspólnie z Wydziałem Inżynierii Biomedycznej Politechniki Śląskiej i Zakładem Biostatystyki Śląskiego Uniwersytetu Medycznego pracuje on nad systemem do wczesnego ostrzegania, edukacji i nauki odpowiednich zachowań w przypadku niebezpiecznych dla zdrowia stężeń zanieczyszczeń.
W Głubczycach też się mocno trują
Co ciekawe, zanieczyszczenia występują nie tylko tam, gdzie w bezpośrednim sąsiedztwie znajdują się duże zakłady przemysłowe. Najwyższa Izba Kontroli pochyliła się niedawno nad problemem jakości powietrza w Polsce i sprawdzała m.in. poziom zanieczyszczenia tzw. benzo(a)pirenem, czyli silnie rakotwórczym węglowodorem. Okazuje się, że największe zanieczyszczenie nim w Polsce (przekroczenie normy dziesięciokrotne) występuje w Głubczycach na Opolszczyźnie i w Nowym Sączu.
- Praktycznie wszędzie poziom zanieczyszczenia benzo(a)pirenem przekracza normy - zaznacza Manfred Grabelus, dyrektor Departamentu Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego Woj. Opolskiego.
- W Głubczycach najprawdopodobniej jest związany z tak zwaną niską emisją, czyli ogrzewaniem domów.
I nie chodzi tylko o węgiel, flot czy miał, które mocno zanieczyszczają atmosferę. Okazuje się, że nawet palenie w kominkach niedosuszonym drewnem powoduje emisję rakotwórczych substancji. W Kędzierzynie-Koźlu zintensyfikowano właśnie kontrole w przydomowych kotłowniach. Do końca grudnia przeprowadzono ich 150. Nałożono 3 mandaty na właścicieli domów, którzy palili w piecach śmieciami.
Palenie śmieciami to najgorsze, co możemy sobie robić
- Zanieczyszczenia powietrza powstające z powodu spalania śmieci stanowią najgroźniejszą formę zatruwania środowiska - podkreśla Piotr Dąbrowiecki. - Ekspozycja na takie zanieczyszczenia pociąga za sobą szereg poważnych konsekwencji chorobowych i przyczynia się do rozwoju m.in. astmy oskrzelowej, przewlekłej obturacyjnej choroby płuc, alergii czy też chorób układu sercowo-naczyniowego. Mikroskopijne cząsteczki pyłów, benzoalfapiren, tlenki azotu i siarki przyczyniają się do miejscowego uszkodzenia błony śluzowej oskrzeli oraz funkcji rzęsek, wiodąc do zalegania śluzu w drzewie oskrzelowym oraz destrukcji miąższu płuca. Ułatwia to rozwój infekcji bakteryjnych i wirusowych. Zaostrza przebieg astmy i POChP. Narażenie na powstające ze spalania śmieci zanieczyszczenia uszkadza także układ krążenia. Jest związane z upośledzeniem reakcji śródbłonka naczyń u osób z chorobą wieńcową. Może indukować zaburzenia rytmu serca, incydenty udarowe i zawały serca.
Sęk w tym, że głównie na wsiach palenie śmieci nie jest wcale postrzegane jako coś złego. Mało tego, niedawno zachętę do spalenia śmieci w jednym z popularnych programów telewizyjnych obejrzały setki tysięcy osób, a biorąc pod uwagę powtórki - nawet miliony. Uczestnicy programu, namówieni przez prowadzącą, na własnym podwórku urządzili ognisko, do którego trafiły np. kolorowe czasopisma czy lakierowana drabina (choć, sądząc po zachętach do spalenia „wszystkiego” oraz widoku pogorzeliska, prawdopodobnie przedmiotów tych było dużo więcej. Przez media społecznościowe przetoczyła się fala oburzenia, jednak niektóre komentarze internautów nie pozostawiają wątpliwości: niektórym to wciąż nie przeszkadza.
Z drugiej strony trwająca od września afera z benzenem w Kędzierzynie-Koźlu i protesty kędzierzynian są dowodem na to, że świadomość sporej części mieszkańców jednak rośnie.
- Badania obecności fenoli w organizmie zostaną powtórzone - zapowiada prezydent Kędzierzyna-Koźla Sabina Nowosielska. - Dzięki temu będzie mogło z nich skorzystać więcej osób, a także będziemy mieli materiał porównawczy.
Urzędnicy odpowiedzialni za ochronę środowiska przekonują jednak, że żadnego powodu do paniki nie ma, ponieważ dużo ważniejsze od kilkugodzinnych wzrostów poziomu benzenu są tzw. normy średnioroczne. A z nimi nie jest tak źle.
Średnioroczne stężenie benzenu w 2005 r. wynosiło 13,1 mikrograma na metr sześc., w 2006 r. - 12,4, w 2009 - 6,9, w 2015 - 2,8, a w 2015 - 4,9. Zgodnie z polskim prawem norma wynosi 5 mikrogramów na m sześc., a więc do jej przekroczenia nie doszło.
Gdy występuje wysoki poziom dwutlenku azotu, liczba udarów wzrasta nawet o 18 procent
Z kolei maksymalne jednogodzinne stężenie tej substancji w powietrzu w Kędzierzynie-Koźlu wynosiło w 2005 r. (30 sierpnia o godz. 3.00) 634 mikrogramy na m sześc., w 2006 (6 lutego, godz. 5.00) - 798, w 2009 (8 kwietnia, godz. 4.00) - 609, w 2015 (20 stycznia o 24.00) - 254. W 2016 r. najwyższe było 22 maja o godz. 5.00 i wynosiło 362 mikrogramy na m. sześc. Dla porównania: zgodnie z prawem godzinna dawka dla osób pracujących z benzenem osoby w ciągu ośmiogodzinnego dnia pracy nie może przekroczyć 1600 mikrogramów na m sześc. Za dawkę śmiertelną uznawane jest od 10 do 65 milionów mikrogramów.
- Urzędnicy od lat tłumaczą się tymi normami średniorocznymi. Ale wyniki badań pokazują jednak, że coś jest nie tak - mówią mieszkańcy Kędzierzyna-Koźla. - Poza tym wielu ludzi nie wierzy w te normy roczne.
Lokalne władze samorządowe wysłały pismo do Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska o zmianę przepisów prawa, które mają pozwolić namierzyć truciciela bądź trucicieli, bo dziś nawet o kontrolach trzeba uprzedzać. - Bez nich nie będziemy mogli ustalić, w jaki sposób dokładnie następuje uwalnianie benzenu i kto za to w danym momencie odpowiada, barierą są po prostu przepisy prawa obowiązujące w kraju - mówią samorządowcy.
Urzędnicy od marszałka podkreślają z kolei, że z powodu szumu medialnego dotyczącego benzenu w Kędzierzynie-Koźlu jakieś działania wreszcie zostaną podjęte i sytuację uda się poprawić w przyszłości. Ale to tylko benzen. O zmniejszaniu poziomu zanieczyszczeń innymi trującymi związkami, będącymi na przykład skutkiem palenia kiepskiej jakości węglem, nikt specjalnie nie myśli.
- Ludzie wiedzą, że palenie flotem albo węglem brunatnym szkodzi, ale póki co od zdrowia ważniejszy wydaje się ich portfel - mówi pan Jan, mieszkaniec kędzierzyńskiego osiedla Cisowa, które ma typowo wiejską zabudowę. Powiedz tam ludziom, że to nieekologiczne. To wzruszą tylko ramionami...