Miłosny koszmar z ulicy Miłosnej. Wyrok za usiłowanie zabójstwa
Pięć i pół roku więzienia. To ostateczny wyrok dla Dominiki S., którą białostocki sąd skazał za usiłowanie zabójstwa rywalki o serce tego samego mężczyzny. 23-latka zadała kobiecie kilka ciosów nożem. Ofiara cudem przeżyła
Dominika S. twierdzi, że się tylko broniła, a nóż miała przy sobie, bo... akurat robiła sałatkę. Sąd uznał, że jedno pchnięcie nożem, może i byłoby obroną, ale nie cztery. W dodatku w brzuch. Ranna 25-latka straciła śledzionę. Śmierć już zaglądała Renacie w oczy.
- Tylko dzięki natychmiastowej pomocy kolegów obecnych bezpośrednio przy zdarzeniu, szybkiemu przyjazdowi karetki i interwencji chirurgicznej, nie doszło do zgonu pokrzywdzonej - podkreślał w czwartek sędzia Jerzy Szczurewski z Sądu Apelacyjnego w Białymstoku. Oddalił odwołanie obrońców. Wyrok jest prawomocny, a historia - zawiła jak w telenoweli. Pokazuje zawziętość zakochanej i zazdrosnej kobiety. W przeciwieństwie do scenariuszy ze szklanego ekranu, nie kończy się jednak happy endem.
Bohaterki to 23-letnia Dominika S. i 25-letnia Renata R. - Już nie nastolatki, ale osoby z pewnym bagażem doświadczenia życiowego. Chcemy, czy nie chcemy, musimy to uwzględnić, a nie tylko działanie pod wpływem emocji - podkreślił sędzia.
W ciągu kilku lat obie natrafiały na tych samych facetów, z którymi się wzajemnie zdradzali. Jeden miał dziecko z Renatą. Zostawił ją dla Dominiki. Po kilku latach sytuacja się odwróciła. Renata zaczęła się spotykać z innym. Jak się później okazało, on był wtedy w związku z... Dominiką, która kiedyś odbiła jej partnera. Wet za wet.
- Ona spotykała się kilka lat temu z ojcem mojego dziecka, gdy ja z nim jeszcze byłam. Na skutek tych spotkań rozstałam się z moim partnerem - opowiadała przed sądem Renata. Po kilku latach poznała nowego chłopaka. - Zaczęłam się spotykać z Rafałem. Okazało się, że był w związku z Dominiką. Poznał mnie i zakończył z nią znajomość.
Można powiedzieć, że obie białostoczanki były kwita. Ale trwający latami konflikt wciąż narastał. Latem zeszłego roku kobiety miały sobie wszystko wyjaśnić. Był 19 czerwca. Kobiety kłóciły się przez telefon, wysyłały sobie nienawistne SMS-y. Miały się spotkać. 23-latka zwodziła jednak starszą rywalkę. Dwukrotnie nie pojawiła się w umówionym miejscu. To tylko rozwścieczyło Renatę. Dowiedziała się, że Dominika S. imprezuje u koleżanki w domu jednorodzinnym na os. Leśna Dolina (o ironio przy ul. Miłosnej). Świętowali urodziny gospodyni - Karoliny F. Renata pod właściwy dom dotarła około 4 nad ranem. Przyszła z grupą znajomych.
Dominika była właśnie w kuchni, gdzie kroiła warzywa do sałatki. Wzięła duży stalowy nóż kuchenny z szerokim ostrzem o długości ostrza 20 centymetrów i udała się w stronę wejścia. Stanęła w drzwiach. Czekała na rozwój wydarzeń. Nóż miała schowany za plecami.
Obie kobiety zaczęły obrzucać się wyzwiskami. W pewnym momencie 25-latka wbiegła po schodach do wejścia i uderzyła Dominikę ręką w twarz. Wtedy właśnie oskarżona zadała jej trzy ciosy nożem w okolice brzucha oraz biodra, a czwarty w okolice czoła. Między kobietami doszło do szarpaniny, przewróciły się na ziemię. Renata zaczęła tracić przytomność. Wtedy ich towarzysze zorientowali się, że jest poważnie ranna. Udzielili 25-latce pierwszej pomocy i wezwali pogotowie ratunkowe. Renata trafiła do szpitala. Miała silny krwotok wewnętrzny, uszkodzone jelito i pękniętą śledzionę, którą trzeba usunąć.
Jeszcze przed przyjazdem policji napastniczka i Karolina F. zmyły plamy krwi, wyczyściły pod bieżącą wodą i schowały zakrwawiony nóż. Tak ustalił sąd, który wspólniczkę za pomoc w zacieraniu śladów przestępstwa skazał prawomocnie na karę 5 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata.
- To, co zrobiłam w łazience to był odruch. Kiedy to robiłam, nie widziałam co się wydarzyło na zewnątrz - tłumaczyła 22-latka. Do końca nie przyznawała się do winy. Tak samo jak Dominika S. Podkreślała, że to „pokrzywdzona” przyjechała do niej. To ona jako pierwsza się na nią rzuciła z pięściami, połamała jej nos. A po co był jej nóż? - Miałam w ręku nóż, ale nie miałam zamiaru jej nic zrobić - tłumaczyła 23-latka. - Wzięłam go ze sobą dla obrony.
Przypomniała, że Renata przysłała SMS-a, w którym napisała, że „przyjdzie je zabić”. Zupełnie inny przebieg wydarzeń przedstawiła przed sądem pokrzywdzona.
- Padały wulgaryzmy, wyzwiska dotyczące mojego spotykania się z jej byłym chłopakiem. Ale nie groziłam jej - zapewniała. Ostateczne starcie przy ul. Miłosnej w Białymstoku wspomina tak: - Zdążyłam tylko do niej podejść i poczułam ciepło z lewej strony brzucha. Ona miała jedną rękę schowaną, w niej nóż, którym zadała cios - relacjonowała 25-latka zachowanie Dominiki S. - To ona pierwsza zaatakowała i kilka razy mnie dźgnęła.
Sądy obu instancji z dystansem podeszły do tych relacji. Z jednej strony wcale nie kryły: Renata przyczyniła się do całego zdarzenia, wyprowadziła też pierwszy cios. Z drugiej - nie miały wątpliwości, że Dominika S. chciała zabić znajomą, a przynajmniej, że zadając ciosy nożem działała z zamiarem ewentualnym i godziła się na śmierć ofiary. Sąd całkowicie odrzucił też forsowaną przez obronę teorię o obronie koniecznej.
- Okoliczność w postaci trzymanego w ręku noża schowanego za plecami, w zestawieniu z pierwszą fazą zdarzenia, „nakręcaniem się” słownym w postaci wyzwisk, dowodzi jednej rzeczy: oskarżona wyszła z mieszkania przygotowana do konfrontacji - podsumował sędzia Szczurewski. Przeciwko przyjęciu, że S. działała w obronie koniecznej, świadczy też lokalizacja obrażeń i liczba zadanych przez nią ciosów.
Zanim wyrok się uprawomocnił, do sądu apelacyjnego trafiły trzy odwołania, m. in. pełnomocnika R, który walczył o wyższe odszkodowanie. Obrońcy oskarżonych wnosili o uniewinnienia lub warunkowe umorzenia sprawy powołując się na te same argumenty, co w pierwszym procesie. Wszystkie oddalono.
Prokurator nie wnosił apelacji, mimo iż sąd pierwszej instancji wydał wyrok niższy niż wnioskował. Dominika S. dostała 5,5 roku więzienia. Groziło jej 8 lat, a śledczy domagali się 9. Sąd okazał się łaskawy wobec młodej kobiety i matki - nadzwyczajnie złagodził jej karę. Sąd apelacyjny ten tok myślenia utrzymał tłumacząc, iż to pokrzywdzona przyczyniła się do całego zajścia.