Młodzi lekarze mówią: dość!
Porozumienie Rezydentów od kilku lat walczy o poprawę sytuacji w służbie zdrowia. Zapowiada protest, podczas którego będą walczyć o lepsze warunki zatrudnienia.
23 sierpnia, późny wieczór. 28-letnia lekarka rozmawia ze swoją koleżanką podczas dyżuru w szpitalu w Niepołomicach. Wcześniej (jak będą potem donosić media) na swoim facebookowym profilu skarżyła się, że jest bardzo przemęczona. Za kilka dni ma zacząć urlop. Nagle, w połowie rozmowy, upada i traci przytomność. Nie udaje się jej uratować.
Okazuje się, że wcześniej była w pracy w jednej z krakowskich klinik - od 8 do 16. Zaraz po tym pojechała do Niepołomic, gdzie dyżur zaczęła o 18 i miała zostać na nim do 8 rano następnego dnia.
Co było przyczyną śmierci? Szuka jej prokuratura. Sekcja zwłok nie dała odpowiedzi na to pytanie, więc teraz będzie prowadzone badanie histopatologiczne. Przesłuchano też świadków, ale na razie nic więcej nie wiadomo.
Jej koledzy po fachu nie mają wątpliwości - winne jest przemęczenie. A ono wynika z patologii polskiego systemu.
- Istnieje dyrektywa unijna mówiąca, że lekarze powinni pracować maksymalnie 48 godzin tygodniowo. Tylko że w Polsce nikt jej nie przestrzega - mówi dr Bartłomiej Guzik z Okręgowej Izby Lekarzy w Krakowie, kardiolog. - Wynika to z tego, że mamy po prostu za mało lekarzy. Gdyby się trzymać tych 48 godzin, służba zdrowia by upadła - tłumaczy.
Przytacza też dane mówiące o tym, że w Polsce na tysiąc osób przypada 2,3 lekarza - niemal dwa razy mniej niż w Niemczech. Średnia europejska to 3,5.
- W Krakowie co roku studia medyczne kończy 300 osób. 140 lekarzy umiera. Bilans wychodzi na zero - podkreśla dr Guzik. - Co więcej, 10 proc. wszystkich zgonów lekarzy, stanowią zgony młodych ludzi - dodaje.
Te wszystkie liczby, a także niskie zarobki (między 2,2 tys. a 2,5 tys.) i kolejne śmierci lekarzy na dyżurach (przykłady z ostatnich miesięcy - lekarz z Włoszczowy zmarł po 24-godzinnym dyżurze; pracownicy szpitala w Białogardzie znaleźli zwłoki 44-letniej anestezjolog w dyżurce; 57-letni anestezjolog zmarł na zawał w szpitalu w Sosnowcu) doprowadziły do decyzji Porozumienia Rezydentów - organizujemy protest. Zaplanowano go na 2 października. Część rezydentów (czyli lekarzy z pełnym prawem do samodzielnego wykonywania zawodu, a w czasie specjalizacji) planuje oddać krew w dniu protestu, by przysługiwał im wtedy dzień wolny. Lekarze zapowiadają też głodówkę.
Czego się domagają?
- Po pierwsze, zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia w Polsce - mówi Daniel Łuszczewski z zarządu Porozumienia Rezydentów. - W 2016 roku wydaliśmy na nią 4,4 proc. PKB, podczas gdy np. Czechy - aż 6 proc. Nie mówiąc już o Niemczech, gdzie wydano 9,5 proc. Tu chodzi o bezpieczeństwo pacjentów - mówi.
Pracownicy ochrony zdrowia zrzeszeni w Porozumieniu Zawodów Medycznych przygotowali także obywatelski projekt ustawy, który miałby regulować kwestie warunków ich zatrudnienia. Mieli zebrać przynajmniej 100 tys. podpisów. Zebrali niemal 240 tys. Ale w międzyczasie Ministerstwo Zdrowia przygotowało swoją ustawę, która przeszła przez Sejm i Senat w ciągu 36 godzin, a niedługo potem uzyskała podpis prezydenta. Zakłada ona nowy sposób obliczania wynagrodzenia dla osób pracujących w sektorze ochrony zdrowia. Dla niektórych będą to podwyżki, dla innych obniżki. Szczegóły będą znane dopiero 15 września. Wtedy też zapadną ostateczne decyzje w sprawie protestu.
- Jest oczywiście cień szansy, że zmiany będą dla nas korzystne. Patrząc jednak na nasze dotychczasowe doświadczenia, szczerze w to wątpię - mówi Łuszczewski. Na stronie Porozumienia Rezydentów wymienione są jego cele. Wśród nich kwestia zarobków (pensję wypłaca nie szpital, ale resort zdrowia, co praktycznie uniemożliwia szanse na jakiekolwiek premie) i dyżurów, ale też jakości kształcenia.
- Dajmy na to, że rezydent chce się specjalizować w chirurgii ogólnej. Operuje więc pod okiem swojego opiekuna, który przez to musi przesuwać swoje inne obowiązki. Skutkuje to tym, że zostaje on po godzinach, a z opieki nad rezydentem nie ma żadnych benefitów. Poza tym braki kadrowe nie pozwalają na kształcenie młodych lekarzy w takim zakresie, w jakim powinni być oni kształceni - uważa Łuszczewski.
Zwraca uwagę także na nieodpowiedni system rekrutacji rezydentów. - Nie ma rekrutacji centralnej, aplikuje się do danego województwa. Dochodzi do takich sytuacji, że np. w województwie mazowieckim lekarz nie dostanie się na wybraną specjalizację, a mógłby realizować ją w kujawsko-pomorskim. W efekcie lekarz zostaje bez specjalizacji, a kujawsko-pomorskie z niewykorzystanym, pustym miejscem - tłumaczy. O to wszystko lekarze będą walczyć 2 października. Daniel Łuszczewski zapowiada, że łatwo się nie poddadzą i dodaje: - Nie chcemy wyjeżdżać, chcemy pracować w Polsce, ale jak to zrobić przy takich warunkach, jakie są nam oferowane?