Moim zdaniem: Oni wiedzą najlepiej...
Martwi mnie to, że w naszym kraju, świetna dyscyplina jaką jest koszykówka, ciągle nie może zająć takiego miejsca jakie powinna.
Owszem, jest kilka miast, na czele z Zieloną Górą, gdzie jest ważną dyscypliną. Gra w naszych ligach kilku całkiem dobrych, zagranicznych zawodników. Tyle, że basket w zainteresowaniu fanów w całej Polsce, organizacji rozgrywek i jeszcze w wielu aspektach zostaje daleko w tyle za siatkówką i pewnie niedługo wyprzedzi go piłka ręczna, która zaczęła wreszcie robić się bardziej profesjonalna. Nie mam pojęcia czemu tak jest, ale wystarczy tylko zobaczyć ilu ludzi ogląda transmisje telewizyjne z meczów koszykówki na tle innych dyscyplin. Może przyczyna leży w organizacji rozgrywek? Ekstraklasa koszykarzy, jako chyba jedyna z popularnych dyscyplin halowych nie ma sponsora, strategicznego. Mecze gwiazd to już tylko wspomnienie. To prawda, że stara formuła się wyczerpała i ostatnie imprezy przed likwidacją raziły sztampą, ale nie wymyślono niczego w zamian. A kabaret po tytułem finał Pucharu Polski? Piszę o tym od lat, więc nie będę się specjalnie rozwodził. Zamiast imprezy gdzie ekipy z małych miast mogą zobaczyć najlepsze drużyny w kraju, wymyślono coś takiego, że jednego dnia odcina się osiem zespołów z góry tabeli ekstraklasy i to są finaliści. Pozostali i ekipy z niższych lig nikogo nic nie obchodzą. Ta ósemka gra sobie finał w jeden z lutowych weekendów. Na końcu zwycięzca dostaje puchar, aparatura rozdmucha konfetti i wszyscy są zadowoleni. Pozornie.
W tym roku zrobiono jeszcze większe jaja. Przeprowadzono losowanie i wyszło, że w ćwierćfinale spotkają się lider i wicelider tabeli, czyli Polski Cukier i Stelmet! Czemu nikt nie pomyślał o rozstawieniu dwóch, aktualnie najlepszych, zespołów? Skoro wyznacznikiem uczestnictwa jest tabela ligowa, to losowanie bez rozstawienia zespołów będących na jej czele uważam za fatalny pomysł, a raczej jego brak i pójście po najmniejszej linii oporu.
Chętnych do obejrzenia Waltera Hodge’a i spółki było więcej niż miejsc w tamtejszej hali
Właśnie podejście, choćby do pucharu, pokazuje słabość ludzi organizujących rozgrywki. Nie chcę się powtarzać, ale szkoda, że włodarze koszykówki nie biorą przykładu z piłki. Tam wizyta Legii czy Lecha na stadionie drugo czy trzecioligowca to wielkie święto. Tak kiedyś było w koszykówce. Pamiętam jak jeszcze Zastal po awansie do ekstraklasy pojechał na mecz pucharowy do Prudnika z drugoligową Pogonią. Chętnych do obejrzenia Waltera Hodge’a i spółki było więcej niż miejsc w tamtejszej hali. To miało sens, nawet jeśli różnica między zespołami była ogromna. Dziś kisimy się, nie wiedzieć czemu, we własnym sosie. Co najciekawsze, takie cuda są tylko w koszykówce. W siatkówce czy piłce ręcznej dawno zrozumiano jak wykorzystać puchar do popularyzacji dyscypliny. Najlepszym dowodem jest wizyta mistrza Polski ViveTauronu Kielce w Zielonej Górze przed bodaj dwoma laty i ćwierćfinałowy mecz z drugoligowym AZS-em w obecności ponad czterech tysięcy widzów.
Ale kogo to obchodzi, prawda? Oni i tak wiedzą najlepiej...