Kiedy przed rokiem wyraziłem zdziwienie z powodu bardzo zaskakującej formuły Pucharu Polski koszykarzy nie liczyłem, że to co napisałem trafi do szefów PLK. Miałem jednak nadzieję, że mimo wszystko pomyślą co zrobić żeby Puchar nie był tylko turniejem kilku najlepszych zespołów, ale szansą otwarcia basketu na inne, niż ekstraklasowe, ośrodki. Nic z tego.
Tegoroczny finał odbędzie się w połowie lutego w Dąbrowie Górniczej. Zagra siedem najlepszych ekip ekstraklasy według stanu na 13 stycznia, plus gospodarz, MKS. Czyli zamykamy się w swoim towarzystwie, robimy turniej i już. Fajnie. Tyle, że puchar powinien być szansą dla zespołów z mniejszych ośrodków. Co może bardziej promować basket niż wizyta np. Stelmetu w Rawiczu czy Gnieźnie? Ale co tam małe miasta i słabsze zespoły...
Nawet zakładając, że czołowe ekipy, walczące przecież też w Europie, nie mają wolnych terminów, to przecież mogłyby przystąpić do rozgrywek w ostatniej fazie. Najpierw drugo i pierwszoligowcy graliby kilka rund wstępnych. Potem najlepsi, plus dolna połowa ekstraklasy mogliby rozegrać kolejne (oczywiście mecz tylko w hali słabszej ekipy), a potem doszłaby czołówka i odbył się turniej finałowy. To byłoby coś. Zrozumieli to dawno w piłce nożnej. Puchar po latach smuty zyskał nowy blask. W koszykówce znów poszli po najmniejszej linii oporu i patrzą tylko na czubek własnego nosa.
Tymczasem Stelmet wygrywa w lidze, ale bez blasku. Cóż, nie zawsze może być kawior... Z mistrzem Polski jest dziwna sprawa. Funkcjonują o nim dwie opinie. Oficjalna: wszystko jest OK. Czasem, jak w rodzinie są problemy i kłopoty finansowe. Nie ma powodów do paniki. Prowadzimy w tabeli i idziemy znów na mistrza. Nieoficjalna: są zaległości płacowe wobec zawodników i pracowników. Atmosfera się pogarsza. Niedługo zaczną się odejścia, a pierwszy sygnał dał trener odnowy biologicznej, który miał dość czekania na pieniądze. Która jest prawdziwa? No która?
Nie ma chyba bardziej brutalnej gry zespołowej niż piłka ręczna. Co się tam dzieje! Najgorzej mają chyba kołowi. Co z nimi wyrabiają rywale! Nie ma co, by grać na tej pozycji trzeba mieć. No wiecie co... Podoba mi się wypełniona do ostatniego miejsca krakowska hala i wspaniały doping publiczności. Piszę te słowa przed meczem z Chorwacją i wierzę, że będziemy grać dalej.
Oglądając twarz Artura Szpilki po nokaucie kolejny raz uświadomiłem sobie czemu nie lubię boksu. Wyglądał strasznie. Inna sprawa, że szybko się pozbierał. Jest jeszcze młody, jak na kandydata na mistrza wagi ciężkiej i wszystko przed nim. Mój stary kolega, kiedy tylko rozmowa schodzi na sport zawsze podkreśla swoją krótką karierę bokserską. - Rozegrałem dwie oficjalne walki, w tym dwie przegrałem - mówi z dumą. Przed Szpilką, o ile zajmie się w pełni profesjonalnie tym co robi, jeszcze wiele, wiele walk.
Laureat naszego plebiscytu, pływak typowany do wielkich wyników w Rio na dopingu! Tyle się o tym mówi, tak przestrzega i uświadamia. Nadaremnie. Ręce opadają.