Moim zdaniem: "Traktory, tory i fair play"
Zmorą żużla jest deszcz i przekładanki meczów. To prawda, że w stosunku do tego co było przed kilkunastoma laty wiele się zmieniło. Przypomnijmy. Kiedyś decyzję o przełożeniu spotkania podejmował sędzia bezpośrednio w dniu spotkania. Nawet jeśli w mieście w którym ma się odbyć mecz trwałaby powódź, a stadion zanurzył się w odmętach, dopóki nie przyjechał sędzia nie orzekł: nie jedziemy, formalnie powinny trwać przygotowania do meczu. Od kilku lat jest lepiej. Zagląda się w prognozy pogody, decyzje często zapadają na kilka dni przed planowanym spotkaniem. Niektóre mecze, kiedy wiadomo że pogoda jest niepewna zyskały status zagrożonych. Powołano komisarzy torów, którzy powinni czuwać na nad tym by nikt nie usiłował poprawiać nawierzchni, szczególnie jeśli spodziewane były opady. To z pewnością dobre pomysły, ale jak to zwykle bywa gorzej z realizacją.
Przykładem jest ostatnia niedziela w Zielonej Górze
Komisarz był już w sobotę, a w niedzielę od rana obserwował jak pada sobie deszczyk i na torze robi się mazidło. Dla wszystkich było jasne już w południe, że skoro nie ma szans na słońce, a prognozy mówią o chmurach i opadach nie ma szans by ten mecz się odbył. Czemu więc nie podjęto decyzji żeby nie uruchamiać całej meczowej machiny? Bo tak jak kiedyś decyduje sędzia. Arbiter pojawił się na trzy godziny przed meczem i jak było do przewidzenia, odwołał zawody. Nie mógł zrobić tego w oparciu o opinię komisarza powiedzmy o 13.00? Ano nie... W sumie od rana kibice pytali, dzwonili czekali w niepewności, a w momencie kiedy sędzia odwoływał mecz część przyjezdnych była już w drodze. Po co to wszystko?
Inna sprawa, że taki komisarz, który już dzień przed meczem czuwa żeby nikt nie wpadł na tor z bronami albo z walcem, to fajny pomysł.
Pamiętam jak przed wielu laty wracaliśmy ekipą gazetowo-telewizyjną, bodaj z meczu koszykówki z Przemyśla. Wjechaliśmy do miasta około 5.00 rano w niedzielę i co ujrzeliśmy? Na W-69 o tej porze buszował traktor. Na drugi dzień tor wyglądał jak kartoflisko, dodatkowo spadł deszcz i mowy nie było o meczu. Oczywiście napisałem o tym co widzieliśmy. Co ciekawe działacze poszli w zaparte. Stwierdzili, że 1. Nikt nie jeździł traktorem o piątej rano. 2. Musiałem się pomylić. 3. Zmęczony drogą z Przemyśla miałem chyba halucynacje. 4. Mam się zająć piłką, ewentualnie koszykówką i nie wtrącać się do żużla.
Apropos piłki
Dawno nie było takiej głupawki jak ta związana orzeczeniem Trybunału Arbitrażowego przy PKOl dotyczącego odebrania punktu Lechii. Na szczęście gdański klub widząc jakie powstało zamieszanie zrezygnował z dochodzenia swoich praw i śmiesznie było tylko przez trzy dni. Zaskoczył mnie też regulamin. Jak się okazuje kiedy zespoły mają tyle samo punktów, takie same wyniki uzyskały w meczach między sobą, mają taką samą różnicę bramek i tyle samo zdobytych, o miejscu nie decyduje na przykład liczba zwycięstw, ale jakiś śmieszny współczynnik fair play, który w dużej mierze zależy od subiektywnych ocen zachowania kibic ów itd. To trzeba zmienić, I to szybko!