Świat się zmienia. Kiedyś przed laty namiętnie oglądałem hokej. Może nie z taką lubością jak futbol, ale meczów reprezentacji podczas mistrzostw świata czy igrzysk nie opuszczałem. Pamiętam słynny mecz z ZSRR w Katowicach i wygraną 6:4. Co z tego, że potem spadliśmy z hukiem z grupy A, przegrywając bodaj z NRF. Dokopaliśmy Rosjanom, najlepszej ekipie świata. I to się liczyło.
Do dziś pamiętam nazwiska zawodników z tamtej ekipy. Ciągle byliśmy na granicy grupy A, gdzie grały najlepsze ekipy, i B z tymi trochę słabszymi, czyli oscylowaliśmy wokół siódmego, ósmego miejsca. Potem było źle, gorzej i jeszcze gorzej. I to nie tylko z wynikami. Złapałem się na tym, że o ile nazwiska tamtych zawodników jestem w stanie wymienić, z kolejnych zaledwie Krzysztofa Oliwę i Mariusza Czerkawskiego, bo grali w NBA, i bramkarza Pawła Łukaszkę, bo porzucił hokej i został księdzem. Co się porobiło? Ale też dyscyplina u nas stale dołuje. O ile poszła w górę w krajach, z którymi kiedyś wygrywaliśmy, o tyle u nas zjechała, i to bardzo. Dowodem są mistrzostwa dywizji A1 (te dziwne oznaczenia zmieniły stare, jasne nazwy grup A, B i C), czyli drugiej ligi. Zaczęliśmy tam od porażek...
Cała ta afera jest po prostu walką o pieniądze i wpływy dwóch dużych korporacji
Ale przecież nie tylko hokej. Wystarczy wspomnieć siatkarki czy koszykarki. Było kiedyś całkiem fajnie, teraz jest może nie tragicznie, ale o wiele gorzej. W tym układzie musimy się cieszyć siatkarzami i futbolistami. Ci drudzy już niedługo staną przed prawdziwą próbą. Jestem bardzo ciekaw, jak to będzie. Na razie jest fajnie, bo nikt jeszcze nie dmucha balonika, jak to bywało przed poprzednimi wielkimi imprezami. To rzeczywiście nowość. Pamiętacie mistrzostwa świata w Korei i Japonii albo w Niemczech? Przed nimi była wielka ,,dmuchanka”, a potem straszliwy klops. Z kolei brak sukcesu w ostatnich mistrzostwach Europy,w których graliśmy, mieliśmy na kogo zrzucić. Wszystkiemu winny był angielski sędzia Howard Webb! Gdyby nie on, wyszlibyśmy z grupy, a potem poszybowali w górę.
Zawsze kiedy wpadkę dopingową zaliczy jakiś znany sportowiec, przez media przewala się dyskusja o niedozwolonym wspomaganiu. Przypomina się słynne historie, i to nie tylko z czasów, kiedy lekkoatletki z NRD musiały się dwa razy dziennie golić, ale te z ostatnich lat, kiedy nie funkcjonują już ,,brojlernie”, czyli gdy doping nie jest wprzęgnięty w machinę państwową. Zresztą niektórych numerów chyba się nie przebije. Jak choćby ten, kiedy zawodnik miał przygotowany woreczek z moczem, którego próbkę dał podczas kontroli zamiast swego, skażonego koksem. Potem okazało się, że z badania wynika, iż ... spodziewa się dziecka, bo miał mocz ciężarnej koleżanki, o czym nie wiedział.
Zresztą co tam doping. Jak żyć, kiedy cykliści kombinują z silniczkami w kołach? Niedługo biegacze zastosują mały motorek w..., no wiecie gdzie. Zapytałem kiedyś trenera czy to prawda, że jego dyscyplina jest skażona dopingiem. Spodziewałem się zaprzeczeń w stylu: ,,skąd, nie, absolutnie”. Trener spojrzał tylko na mnie i powiedział: - Wszyscy k....a biorą. Nawet juniorzy!