Morderca Dietera Przewdzinga wciąż na wolności

Czytaj dalej
Fot. Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow

Morderca Dietera Przewdzinga wciąż na wolności

Radosław Dimitrow

Rodzina, znajomi i zwykli mieszkańcy Zdzieszowic wciąż liczą, że policja i prokuratura ustalą, kto zabił Dietera Przewdzinga. Ale wygląda na to, że śledztwo utknęło w martwym punkcie.

Był 18 lutego 2014 r. Około godziny 19.00 ktoś zapukał do drzwi domu Dietera Przewdzinga w Krępnej. Burmistrz Zdzieszowic, nie spodziewając się niczego złego, otworzył zabójcy drzwi. Ten silnym pociągnięciem nożem (lub innym ostrym narzędziem) podciął burmistrzowi gardło, przecinając tętnicę.

Ślady krwi, które odkryli na miejscu policjanci, prowadziły z przedpokoju do kuchni, a następnie pokoju gościnnego, w którym Dieter Przewdzing na co dzień spędzał czas. Po ataku burmistrz musiał zdawać sobie sprawę z tego, że mocno krwawi. Żeby zatamować krwotok, wziął jedną ze swoich koszulek i przyłożył ją sobie do szyi. Potem prawdopodobnie próbował jeszcze wezwać pomoc, ale nie miał już siły. Osunął się na ziemię.

Ciało martwego burmistrza odkrył około godz. 20.00 jego przyjaciel z Katowic. Odwiedził Dietera Przewdzinga, bo miał u niego nocować - panowie mieli zaplanowany drugiego dnia wyjazd do Poznania na jedną z uczelni.

- Zajechałem autem pod sam dom. Przez okno zauważyłem, że w środku jarzy się światło - relacjonował dziennikarzowi nto główny świadek w tej sprawie. - Wyszedłem z auta i zapukałem mocno do okna. Chciałem, żeby Dieter wyszedł na zewnątrz. Potem wróciłem do samochodu po telefon i moje rzeczy. Podszedłem do drzwi, nacisnąłem na klamkę. Wtedy ujrzałem ślady krwi. W ganku na posadzce było widać pojedyncze krople. Początkowo pomyślałem, że Dieter akurat patroszy ryby, bo raz już widziałem u niego podobny widok, gdy je szlachtował. Pomyślałem: „co on znowu narozrabiał?”. Ale chwilę później zamarłem. Na futrynach było widać bardzo dużo rozmazanej krwi.

To właśnie przyjaciel Dietera Przewdzinga znalazł burmistrza w kałuży krwi. Zadzwonił na 112, żeby wezwać karetkę. W słuchawce usłyszał, że ma reanimować nieprzytomnego burmistrza do czasu, aż przyjedzie pomoc. Znajomy próbował wykonać sztuczne oddychanie, ale już przy pierwszej próbie wtłoczenia wdechu usłyszał świst - powietrze uciekało przez przeciętą szyję. Na pomoc było już za późno. Chwilę za karetką pogotowia na miejscu zjawili się policjanci - nie tylko ze Zdzieszowic, ale także Krapkowic i Opola. Teren wokół domu Dietera Przewdzinga został otoczony w promieniu 400 metrów.

Choć od tamtego wydarzenia miną wkrótce trzy lata, rodzina, znajomi, samorządowcy, a także zwykli mieszkańcy Zdzieszowic wciąż liczą, że policja i prokuratura ustalą, kto zabił Dietera Przewdzinga. Ale wygląda na to, że śledztwo utknęło w martwym punkcie.

- Pamiętam narady, w których zawsze uczestniczył Dieter - wspomina Józef Swaczyna, starosta strzelecki, a prywatnie bliski znajomy byłego burmistrza Zdzieszowic. - Zawsze gdy rozpoczynała się jakaś dyskusja, Dieter najpierw cierpliwe słuchał, a potem wstawał i głośno mówił, co sądzi na dany temat. Ripostował zawsze prostym językiem i niezwykle celnie. Jako samorządowiec z 40-letnim stażem miał swoje zdanie na każdy temat. Nie brał przy tym pod uwagę jakichkolwiek zależności politycznych. Dla niego liczył się tylko cel, a było nim zapewnienie mieszkańcom Zdzieszowic godnego życia.

Swaczyna wspomina, że wielu samorządowców patrzyło na działania Dietera Przewdzinga z zazdrością. Szczególnie w latach 90., gdy wiele firm na Opolszczyźnie upadało.

- On w tych trudnych czasach, sobie tylko znanym sposobem, pozyskiwał nowych inwestorów - dodaje Swaczyna. - Jeśli chodzi o biznesowe rozmowy, to stronił od oficjalnych spotkań pod krawatem. Zamiast tego zapraszał ważne osobistości do swojego domu w Krępnej. Ludzie zwali to miejsce ranczem, bo znajduje się pod lasem na odludziu. Ale ta okolica miała swój urok, co w połączeniu z niezwykłą otwartością Dietera Przewdzinga pomagało mu w załatwianiu wielu spraw.

To, że ranczo burmistrza znajdowało się na odludziu, niestety ułatwiło też działanie mordercy. Dieter Przewdzing nie miał ogrodzonego terenu, co sprawiło, że zabójca mógł się zakraść niepostrzeżenie np. przez las. Co więcej, mógł przyjść pieszo, ale mógł też przyjechać np. na rowerze - na spacerowicza lub rowerzystę mało kto zwróciłby uwagę, tym bardziej że w dniu zabójstwa było dosyć ciepło (temperatury sięgały 8-10 stopni Celsjusza).

Nowe, nieznane okoliczności

Ze względu na dobro śledztwa prokuratura od samego początku dosyć zdawkowo informuje o swoich pracach. Jest to zrozumiałe - sprawca wciąż jest na wolności i może śledzić publikacje prasowe.

Lidia Sieradzka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu, zapewnia, że mimo iż od zabójstwa wkrótce miną 3 lata, to śledztwo wciąż jest intensywnie prowadzone.

- Sprawca tej zbrodni nie został dotąd wykryty, żadnej osobie nie przedstawiono zarzutów - czy to związanych bezpośrednio z zabójstwem, czy zarzutów popełnienia innego, powiązanego z tą zbrodnią przestępstwa - tłumaczy Sieradzka. - Obecnie ustalane są nowe okoliczności, które mogą mieć związek ze sprawą, a które początkowo były nieznane i wymagają sprawdzenia. W sytuacji bowiem, gdy nie wykryto sprawcy i motywów jego działania, nie można pominąć żadnej hipotezy. Stąd też nadal badane są różne wątki i wersje zdarzenia. Do dziś odbyło się około 300 przesłuchań świadków, kilkadziesiąt razy powoływano tłumaczy i biegłych.

W ciągu trzech lat prokuratura dokonała też licznych przeszukań. Śledczy proszą jednak, by nie utożsamiać tych czynności z ustaleniem sprawcy przestępstwa. Ważne w całej sprawie były tzw. eksperymenty procesowe - miały one pomóc prokuraturze w ustaleniu okoliczności i przebiegu zabójstwa.

- Poszukując śladów zabójstwa, m.in. wypompowano wodę ze stawów w pobliżu miejsca mordu, sprawdzano także okoliczne pola i lasy, poszukiwano nagrań z monitoringów w sąsiednich miejscowościach - dodaje Lidia Sieradzka. - W ostatnim czasie dokonano licznych przesłuchań świadków i uzyskano szereg dokumentów, weryfikując jedną z badanych, początkowo nieznanych wersji śledczych. Uzyskano opinie biegłych ukazujące profil psychologiczny nieznanego sprawcy. Trwa sporządzanie kompleksowej analizy kryminalistycznej w tej sprawie.

Trudne śledztwo

Postępy w pracy policji i prokuratury od początku śledzi znany kryminolog prof. Tadeusz Cielecki, który kierował kiedyś opolską komendą policji.

- Doskonale znałem Dietera Przewdzinga, bo przez pewien czas pracowałem w komendzie w Krapkowicach - tłumaczy Cielecki. - Ta sprawa należy do niezwykle trudnych, a policjanci, którzy ją prowadzą, zgromadzili z pewnością ogromną ilość materiału dowodowego: od odcisków palców, przez ślady butów, po najmniejsze kosmyki włosów. Prawdopodobnie wciąż analizują całość.

Prof. Cielecki tłumaczy, że w tego typu sprawach policjanci muszą wczuć się w rolę zabójcy, by ustalić, jaki miał motyw, jak przygotował zbrodnię, w jaki sposób dostał się na miejsce i gdzie ukrył następnie zakrwawione narzędzie.

- Okoliczności śmierci burmistrza wskazują, że to nie była przypadkowa śmierć, bo np. ktoś chciał ukraść 100 złotych - dodaje Cielecki. - Sprawca był zdeterminowany, żeby zabić i miał konkretny motyw. Rolą kryminalnych jest teraz nakreślenie odpowiedniego scenariusza, który doprowadzi ich do ustalenia sprawcy.

Zdaniem kryminologa policjanci wyróżniają trzy motywy, które są w stanie popchnąć sprawcę do tak radykalnego czynu, jak pozbawienie życie drugiej osoby. To motyw: polityczny, majątkowy lub związany z kobietą.

Trzy możliwe motywy

W kwestii politycznej, dla nikogo nie jest tajemnicą, że poglądy burmistrza w ostatnim okresie urzędowania były coraz bardziej radykalne. W sierpniu 2013 r. Dieter Przewdzing wpadł na odważny pomysł utworzenia autonomii gospodarczej na Śląsku. Chciał, by pieniądze z podatków nie trafiały do budżetu państwa, a zostawały w gminach. Proponowana przez niego autonomia zyskała ogromne poparcie u wójtów i burmistrzów m.in. z Mysłowic, Krzanowic, Tarnowa Opolskiego i Chrząstowic.

- Wiem, że znajdą się osoby, które będą próbowały przyprawić mi gębę oszołoma, próbującego przyłączyć Śląsk do Niemiec - mówił wtedy Przewdzing, który był blisko związany z mniejszością niemiecką. - Otóż nie. Zależy mi na totalnej niezależności bez podziału na to, kto jest Polakiem, kto Niemcem, a kto biały albo czarny. Chodzi mi tylko o to, żeby pieniądze zostały tu na miejscu, a nie były transferowane do Warszawy.

Co więcej, Przewdzing w ostatnich dniach swojego życia był o krok od pojednania członków Ruchu Autonomii Śląska z politykami mniejszości niemieckiej.

Motyw majątkowy profesor Cielecki rozumie natomiast w taki sposób: - Dieter Przewdzing urzędował przez wiele lat i podejmował w tym czasie rozliczne decyzje - tłumaczy. - To oczywiste, że jedne decyzje mogą dawać konkretnym osobom szansę na rozwój i wzbogacenie się, a drugie wręcz przeciwnie. Policjanci muszą zatem ustalić, czy burmistrz miał takiego wroga, który byłby gotów zabić.

Dieter Przewdzing urzędował przez wiele lat i podejmował w tym czasie rozliczne decyzje. To oczywiste, że jedne decyzje mogą dawać konkretnym osobom szansę na rozwój i wzbogacenie się, a drugie wręcz przeciwnie. Policjanci muszą zatem ustalić, czy burmistrz miał takiego wroga, który byłby gotów zabić.

Natomiast motywy damsko-męskie są brane pod uwagę przez śledczych niemal rutynowo, niezależnie od tego, jak dobrą opinię miała dana osoba w swoim środowisku.

To, że sprawa dotyczy znanej osoby na wysokim stanowisku, paradoksalnie nie ułatwia policjantom pracy. Dieter Przewdzing kontaktował się z wieloma różnymi ludźmi, a na przestrzeni lat podjął ogromną liczbę decyzji.

- Trzeba jednak pamiętać, że nie ma zbrodni doskonałej. Policjanci często ustalają sprawców nawet po wielu latach od popełnienia przestępstwa. Czasami o dotarciu do zabójcy decyduje właściwe połączenie śladów lub poszlak. Ale znane są też przypadki, że sprawca sam doprowadza do siebie policjantów, bo np. rozwiązał mu się język i komuś o sprawie opowiedział. Ja wierzę, że zabójcę Dietera Przewdzinga ostatecznie uda się ustalić. Trzymam mocno kciuki, żeby się udało.

Trzecia rocznica śmierci Dietera Przewdzinga minie 18 lutego. Mieszkańcy Zdzieszowic już teraz zapalają jednak znicze na grobie burmistrza, który spoczywa na cmentarzu w Żyrowej pod Zdzieszowicami.

Radosław Dimitrow

Jako dziennikarz „Nowej Trybuny Opolskiej” i portalu nto.pl staram się być wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Zajmuję się sprawami, które są istotne dla mieszkańców. Relacjonowałem już m.in. przejście tornada, powódź, liczne procesy sądowe, a także ujawniałem informacje niewygodne dla władz: przypadki mobbingu i nieprawidłowości w pracy urzędów. Uważam, że praca dziennikarza polega nie tylko na opisywaniu, ale także naprawianiu rzeczywistości, dlatego przy okazji klęsk żywiołowych niosłem pomoc poszkodowanym, a podczas epidemii koronawirusa organizowałem wsparcie dla służby medycznej.

Na co dzień szczególnie bliskie są mi sprawy mieszkańców powiatów strzeleckiego i krapkowickiego. Jeśli jest coś, o czym powinienem widzieć, to dzwoń lub pisz.

Moją pasją jest filmowanie. Od 2017 r. pełnię w redakcji funkcję wydawcy wideo oraz kieruję pracą studia nto tv, które działa w Opolu. Jestem twórcą programów telewizyjnych i dokumentalnych.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.