W poniedziałek osobiście zapukał do bramy zakładu karnego, aby dać się aresztować. Sąd już po raz drugi uznał go winnym zabójstwa prostytutki. I skazał na 25 lat więzienia
Ciemna strona miasta
Ta historia jest niesamowita, nie tylko ze względu na brutalność sprawcy, który zadał ofierze ponad sto ciosów nożem. Równie wstrząsający jest fakt, że zabójca nie planował zbrodni, a mimo to udało mu się nie zostawić żadnych bezpośrednich śladów wskazujących winę. Zostały tylko poszlaki. Ale były tak logiczne i spójne, że już drugi skład sędziowski nie miał wątpliwości, że zabójcą mogła być tylko jedna osoba.
Niepozorny fotograf
Patryk K. 36-lat, wykształcenie średnie. Imał się różnych zajęć, ale nie na długo. Wolał ponoć fotografować zwierzęta. Przed zabójstwem mieszkał z dziewczyną na szczecińskim Podzamczu, gdzie wynajmowali mieszkanie. Nie wiedziała, że od pewnego czasu jej niedoszły narzeczony zamiast zarabiać pieniądze woli podpatrywać ptaki przy Jeziorze Głębokim. Jego drugą tajemnicą były kontakty z damami do towarzystwa. Szczególnie z tymi dojrzałymi, które klientów traktowały poważnie.
Jolanta S.
Jedną z takich profesjonalistek była Jolanta S., jedna z najstarszych szczecińskich prostytutek. Patryk K. spotykał się z nią kilka razy. Ostatni raz 6 września 2013 r. w jej mieszkaniu przy alei Jana Pawła II.
Dzwonił na jej komórkę dwa razy przed godz. 19. Początkowo nie chciała się spotkać, bo miała inne plany. W końcu uległa i zaprosiła go do siebie. Na jego prośbę miała założyć pończochy i stringi.
Do mieszkania ofiary Patryk K. przyszedł po godz. 19, do czego się przyznał. O godz. 19.44 wykonał trzecie połączenie. Twierdził, że dzwonił już z Podzamcza, bo postanowił jeszcze raz tego dnia skorzystać z usług Jolanty S. Sąd uznał, że kłamie, bo z logowania telefonu wynika, że wciąż był w pobliżu domu ofiary.
- Oczywiście tego połączenia ofiara nie odebrała, bo już nie żyła. Oskarżony kłamał. Jego telefon logował się w okolicach mieszkania kobiety. Można przyjąć, że dzwonił z jej mieszkania, bo szukał jej telefonu po zabójstwie, aby zniszczyć kartę i ukryć, że był jej ostatnim klientem. Ofiarę znaleziono ubraną w stringi i pończochy, tak jak tego chciał oskarżony. Nikomu tak ubrana nie otworzyłaby drzwi - uzasadniała wyrok sędzia Magdalena Łopuszko.
Patryka K. zdradziła też pedanteria ofiary. Według świadków, kobieta wręcz obsesyjnie dbała o czystość w mieszkaniu. Nawet rodzinie kazała zdejmować buty przed wycieraczką. To samo zapewne spotkało Patryka K., dlatego na podłodze zabezpieczono krwawe ślady stóp podobne do śladów stóp oskarżonego. Jest na to opinia biegłego.
- Te ślady traseologiczne nie są tak pewnym dowodem jak choćby odciski palców, czy DNA, ale są poszlaką wskazującą na oskarżonego - mówiła sędzia.
Kolejna poszlaka to zużyta prezerwatywa w mieszkaniu ofiary ze śladami biologicznymi pary.
- Trudno uwierzyć, że tak drobiazgowa i dbająca o czystość kobieta nie usunęła takich śladów, gdyby miała się jeszcze z kimś spotkać po wizycie oskarżonego - dodaje sędzia Łopuszko.
Linia obrony
Patryk K. nie przyznaje się do winy. Linia obrony szła w kierunku innego sprawcy. Obrońca, mec. Mikołaj Marecki sugerował, że zabójcą jest inny klient lub osoba, z którą ofiara była skonfliktowana. W szafce znaleziono list zaadresowany do prokuratury, w którym kobieta napisała, że ktoś ją prześladuje . Żadnego nazwiska jednak nie wymieniła, a listu nie wysłała. Według sądu nie pojawiły się żadne dowody, które wskazywałyby na innego sprawcę.
Zbrodnia w afekcie
To nie była zaplanowana w szczegółach zbrodnia. Zdaniem sądu sprawca działał w afekcie.
- Oskarżony działał z zamiarem zabójstwa, zadając tak dużo ciosów, ale nie planował tej zbrodni - mówiła sędzia Łopuszko.
Musiało się więc zdarzyć coś, co spowodowało, że chwycił za nóż i zadał ofierze 137 ciosów. Było ich tak dużo, że biegły patolog musiał liczyć rany dwa razy. Sąd nie chciał spekulować na temat motywu.
- Nie wiemy, dlaczego doszło do tego zabójstwa - mówiła sędzia.
Wcześniej pojawiały się wersje, że zabójca mógł wpaść w furię, bo ofiara wyśmiała jego możliwości seksualne, albo dowiedział się o czymś, przez co chwycił za nóż.
Tajemnica siostry
Po wyjściu z mieszkania Jolanty S., Patryk K. zadzwonił do siostry i zażądał spotkania. Nie od razu się do tego przyznał. Dopiero w sądzie powiedział, że chciał się dowiedzieć dlaczego została prostytutką. Dowiedział się tego od Jolanty S.? Nie wiemy jak przebiegało to spotkanie, bo siostra oskarżonego odmówiła zeznań, jako osoba najbliższa dla niego.
Ale trochę jednak wiemy. Kamery monitoringu zarejestrowały Patryka K. jak na nabrzeżu Odry wychodzi z samochodu siostry z torbą i idzie w kierunku wody. Nie ma na to dowodów, ale sąd podejrzewa, że wyrzucił wtedy obciążające go dowody. Co prawda zabezpieczono jeden nóż znaleziony blisko klatki schodowej ofiary, ale nie ma pewności, czy tym nożem dokonano zabójstwa. Sąd pominął sprawę koszulki biurowej ze śladem krwi ofiary, znalezionej na podłodze samochodu siostry K. Ten wątek okazał się nie do wyjaśnienia. Adwokat oskarżonego podnosił, że koszulki nie ma na zdjęciach, które policja wykonała zabezpieczając samochód. Przesłuchania policjantów dokonujących oględzin auta też niewiele wyjaśniły, co działo się z ta koszulką i skąd ta kropla krwi.
- Dlatego sąd ten wątek pominął - mówiła sędzia.
Będzie trzeci proces?
Mec. Mikołaj Marecki po ogłoszeniu wyroku złożył wniosek o uzasadnienie . To oznacza, że będzie apelował.
- W tej sprawie są naprawdę duże wątpliwości - mówi.
Jeśli sąd apelacyjny uchyli wyrok, sprawa wróci na wokandę po raz trzeci. Ale może też utrzymać go w mocy. Dowiemy się tego za kilka miesięcy.
Na razie Patryk K. w poniedziałek stawił się w areszcie. W drugim procesie odpowiadał z wolnej stopy, bo uchylając w 2015 r. pierwszy wyrok (też 25 lat więzienia) sąd apelacyjny uchylił też areszt, w którym oskarżony siedział od 2013 r. Teraz z powrotem trafił do celi. Posiedzi w nim co najmniej do czasu rozpatrzenia apelacji.