Na nowej płycie będzie taka muzyka, jaka dziś mi się podoba
„Jestem piosenkarzem wszystkich Polaków” - deklaruje zawsze Zbigniew Wodecki. I trudno się z nim nie zgodzić!
Panie Zbyszku - podobno kończy Pan nagrywać nową płytę. Proszę nam zdradzić konkrety.
Miała być skończona w grudniu zeszłego roku, ale nie dało rady. Właściwie dopiero ją zaczęliśmy. Pracuję ze świetnymi muzykami, ale obawiam się, że będzie to najgorsza płyta roku.
Jak to?
(Śmiech) Żartuję. Powiedziałem tak specjalnie, żeby rozbudzić ciekawość słuchaczy. Każdy teraz kupi, żeby sprawdzić, co to za cymes.
Kto towarzyszy Panu w tworzeniu nowych piosenek?
Kierownikiem muzycznym jest Rafał Stępień, rewelacyjny muzyk. Ja mówię o nim „Mozart muzyki współczesnej”. No i oczywiście jest z nami moja kapela, z którą od wielu lat gramy razem. Jej najmocniejszą stroną jest fantastyczna sekcja dęta z Kubą Trębaczem na czele - koncertmistrzem Opery Narodowej.
To będą premierowe utwory skomponowane specjalnie na potrzeby tego wydawnictwa?
Tak. Bardzo rzadko sięgam po cudze kompozycje - ale tym razem zrobiłem wyjątek dla Rafała Stępnia, który tak pięknie gra i podkłada funkcje, że czasem prowokuje do śpiewania nieco innych melodii na tych funkcjach. Dlatego komponując materiał na tę płytę, dzielimy się obowiązkami, w efekcie czego większość piosenek ze względu na moc inspiracyjną Rafała będzie firmowana jako nasze wspólne dzieła.
W ostatnich latach wielką popularność przyniosły Panu wykonane na nowo z zespołem Mich & Mich piosenki z Pana debiutanckiego albumu sprzed czterech dekad. Nowa płyta będzie kontynuowała te wątki?
To była taka muzyka, która podobała mi się kiedyś. A że odniosła sukces dopiero po czterdziestu latach - to już inna kwestia. Tym razem na płycie będzie taka muzyka, która teraz mi się podoba. I strasznie się obawiam, że ona znowu będzie popularna za jakieś czterdzieści lat.
Czego zatem możemy się spodziewać?
To będzie dobrze zagrana muzyka, łatwa i przyjemna. Nie będę nią zmuszał nikogo do przeżywania żadnych katuszy, cierpień i smutnych refleksji. Jeśli ktoś w ogóle lubi słuchać muzyki, posłucha mojej nowej płyty pod kątem aranżu wykonania. Planujemy coś w rodzaju Earth Wind & Fire czy Blood Sweat & Tears z mocną sekcją dętą.
Nagrywacie w Krakowie?
W Warszawie. W dwóch studiach - bo tak się dzisiaj pracuje. Tu dobrze słychać sekcję dętą, a tam - bębny. Niektórzy nagrywają swoje instrumenty w domu. Potem się to wszystko połączy. Tak jest prościej ze względów technologicznych. Kiedyś kapela wchodziła do studia - i się ją po prostu nagrywało. A teraz każdy cyzeluje swoje partie, potem sporo czasu zajmuje, aby to wszystko zgrać.
A co z koncertami?
Jest ich bardzo dużo. W tym roku planuję wyjątkową trasę, na którą udało mi się namówić wielką gwiazdę polskiej piosenki - Zdzisławę Sośnicką. Zaśpiewamy w kilku największych salach koncertowych w Polsce - jak ICE Kraków czy NOSPR w Katowicach. Już teraz serdecznie zapraszam!
Pani Zdzisława co prawda nagrała w zeszłym roku nową płytę, ale chyba nie występuje już od dawna. Jak się udało Panu ją przekonać?
W ogóle nie spodziewałem się, że się zgodzi. Zadzwoniłem do niej i mówię: „Dzidka, ja wiem, że ten telefon do ciebie to są wyrzucone pieniądze, ale nie mogę nie spytać: wzięłabyś udział w moich specjalnych koncertach?”. A ona: „Będzie mi bardzo miło”. „Ty słyszysz, co ty mówisz?” - ucieszyłem się. Zobaczycie państwo, jak ona nadal świetnie śpiewa, jaką jest wspaniałą artystką.
Często uczestniczy Pan w różnych niekonwencjonalnych projektach - szykuje się coś takiego na ten rok?
Staram się skupić na płycie i koncertach. Tak mam mało czasu, że odpoczywam właściwie tylko w korkach. Chociaż w styczniu może znajdę trochę więcej czasu na oddech. Lecę bowiem na siedem koncertów kolędowych do Nowego Jorku i Chicago. Ale między nimi będą cztery dni luzu, więc planuję odwiedzić kolegę na Florydzie. Tam jest teraz 24 stopnie, woda w oceanie ciepła, więc może uda się zrelaksować.