- Stosuj metodę drobnych kroczków, a dojdziesz do celu - mówi Dariusz Czeranowski, psycholog biznesu.
"Będę ćwiczyła co rano. Nauczę się włoskiego. Zacznę oszczędzać. Przestanę jeść słodycze". Nie tylko takie mamy postanowienia noworoczne. Nieliczni dotrzymują słowa danego samemu sobie. Dlaczego tak się dzieje?
Tego rodzaju postanowienia są typowe. Przełom roku to dobry czas, żeby zrobić bilans ostatnich 12 miesięcy. Ci, którzy z takiego "rachunku sumienia" wyciągają negatywne wnioski, planują zmiany we własnym życiu. Zazwyczaj mają one charakter prozdrowotny i rozwojowy. Nowy rok to dobry czas na wprowadzenie zmian. Zaczyna się nowe i oby to nowe było lepsze.
Ponad 30 procent ludzi rezygnuje z noworocznych postanowień już w styczniu.
Czy jeżeli ktoś obiecał sobie, że dotrzyma słowa, ale jednak nie dotrzymał, już jest przegrany?
To zależy od tego, jakie mieliśmy postanowienie. Na przykład: statystyczny Kowalski obiecał sobie, że 1 stycznia rzuca palenie. Wcześniej spalał paczkę papierosów dziennie. Przez pierwszy tydzień nie palił nic. W drugim tygodniu nie wytrzymał i zapalił jednego. Miał wyrzuty, że nie dotrzymał słowa danego samemu sobie.
A powinien myśleć inaczej?
Nawet, jeśli nie rzucił palenia, ale je ograniczył, to już osiągnął sukces. Nie taki spektakularny, jak myślał, ale poszedł w dobrym kierunku, bo już coś zmienił na plus w swoim życiu. Przekonanie, że złamanie obietnicy całkowitego rzucenia palenia to nie totalna porażka, ale „wpadka”, po której ponownie podejmujemy wysiłek, jest znacznie bardziej motywująca niż czynienie sobie wyrzutów.
Dlaczego tak wielu z nas rezygnuje z osobistych postanowień?
Bo mamy motywację, ale na krótko. Aby dotrzymać obietnic, warto stawiać sobie realne, możliwe do wykonania zadania. Nie mówmy sobie, że od teraz będziemy chodzili codziennie ćwiczyć na siłowni przez godzinę, jeszcze tego samego dnia będziemy chodzili na basen i dwugodzinny spacer. To dobrze brzmi, ale nie rokuje szans na spełnienie. Jeżeli nasze zamierzenia są przesadnie ambitne, zaczynamy je traktować zero-jedynkowo, czyli wszystko albo nic. Szansa na wytrwanie w postanowieniu maleje. Niewielka porażka często powoduje że porzucamy nasze zamierzenia w całości, skoro dziś zaniechałem spaceru to porażka. Nie udało mi się, a więc nie ma sensu dalej się męczyć. Wracamy do starych nawyków i w kolejnym nowym roku podejmujemy te same postanowienia.
Najdziwniejsze postanowienia to m.in. polubię teściową, będę kupował mniej wódki na weekend, zacznę oszczędzać na prądzie i wodzie, przestanę aż tak bardzo namawiać klientów na zakupy w moim sklepie.
Jak mamy więc do tego podejść?
Myślmy w sposób: „Nie od razu zmienimy cały świat, ale możemy powoli zmieniać siebie i świat wokół siebie”. To są drobne kroczki, o których wspomniałem. Im bardziej ambitne i nierealistyczne są nasze postanowienia, tym szybciej możemy zaliczyć porażkę. A ta będzie nas frustrowała.
To znaczy?
Przykładowo: znowu statystyczny Kowalski obiecuje sobie, że od nowego roku przestaje jeść słodycze. Jeżeli po kilku czy kilkunastu dniach zdarzy się, że zje dwie kostki czekolady, to świat się nie zawali. Fakt, nie dotrzymał słowa danemu sobie, ale przecież mimo tych dwóch kostek może dalej próbować nie jeść słodyczy. Postanowienie nie muszą być zero-jedynkowe. Nie musimy planować, że będziemy 5 razy w tygodniu chodzili na basen. Możemy popływać raz na tydzień.
Co sobie powtarzać, żeby samego siebie mobilizować?
Kropla drąży skałę. Trzeba zacząć od małego postanowienia, bo im ono łatwiejsze, tym większa szansa na jego spełnienie, a zrealizowane postanowienia wzmacniają nas. Mówiąc sobie „dałem radę”, nabieramy poczucia siły i wiary, że zmiana jest możliwa.