Nadciąga druga rewolucja śmieciowa
Już wkrótce będziemy rozdzielać śmieci do co najmniej czterech pojemników.
Od lipca tego roku zaczną obowiązywać jednolite dla całej Polski zasady segregowania odpadów. Obecnie są one ustalane w poszczególnych samorządach.
Ministerstwo Środowiska tłumaczy, że zmiany są konieczne, bo w naszym kraju tylko ok. 26 procent śmieci podlega recyklingowi.
Poza tym, jeśli nie wprowadzimy nowych przepisów, to miałoby przepaść 1,3 mld zł unijnego dofinansowania na tzw. gospodarkę odpadową.
Największą zmianą, która bezpośrednio dotknie lublinian, będzie konieczność segregacji śmieci do czterech osobnych pojemników.
Obecnie dzielimy śmieci na dwa rodzaje: frakcję mokrą oraz suchą. Po wprowadzeniu nowych zasad segregacji, przed naszymi domami będą musiały się pojawić cztery kontenery, dostosowane kolorem do tego, co będą zawierać.
Niebieskie na papier, zielone na szkło, żółte na metale i tworzywa sztuczne, z kolei odpady ulegające biodegradacji będziemy wrzucać do pojemników koloru brązowego.
Lubelski ratusz dopiero policzy koszty. Kto zapłaci za nowe zasady odbioru odpadów?
Może się też okazać, że dla opakowań szklanych potrzebne będą dwa pojemniki: na szkło kolorowe i bezbarwne.
- Przed moją kamienicą nie ma miejsca na cztery kontenery. Gdzie będziemy musieli je postawić? Na chodniku? Ulicy? I kto za to zapłaci? - denerwuje się nasza Czytelniczka, która mieszka w Śródmieściu.
Sceptycznie do przyszłych zmian podchodzi także samorząd Lublina: - Dotychczasowy system dwupojemnikowy sprawdzał się w mieście. Pozwalał na osiągnięcie wymaganych poziomów recyklingu i jednocześnie był możliwie najmniej kosztownym rozwiązaniem - tłumaczy Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina.
- Mimo to ustawodawca nie pozostawił nam wyboru. To będzie kolejne wielkie wyzwanie dla samorządu, by przekonać mieszkańców do nowego systemu, a także sfinansować go z opłat pobieranych właśnie od lublinian - dodaje.
UML dopiero szacuje, ile ta zmiana może kosztować. Nowe zasady w Lublinie wejdą w życie najwcześniej w drugiej połowie 2018 r., bo obecne umowy z firmami odbierającymi śmieci od mieszkańców obowiązują do czerwca przyszłego roku.
Jak zmiany oceniają mieszkańcy, samorządy, spółdzielnie i firmy odbierające od nas odpady
W skrócie chodzi o to, aby każdy rodzaj śmieci (np. papier, szkło) wrzucać do innego kontenera.
Efekt? Przed naszymi domami będą stały nie dwa kontenery jak jest dziś, ale co najmniej cztery. Zasady mają być takie same w całym kraju, mimo że wcześniej gminy mogły decydować, jaki system segregacji im odpowiada. Samorządy mówią o dodatkowych kosztach, a firmy odbierające odpady o skomplikowanym procesie logistycznym.
- Obecnie poziom recyklingu czterech głównych frakcji (papier, szkło, plastik, metal) w Polsce wynosi 26 procent, podczas gdy wymóg Unii Europejskiej wynosi 50 procent w roku 2020. To jest poziom, który musimy osiągnąć. Poza tym, jest w interesie polskiej gospodarki, aby odpady były segregowane już u źródła, czyli w naszych domach - tłumaczy Paweł Mucha, rzecznik Ministerstwa Środowiska.
Mieszkańcy: kto poniesie dodatkowe koszty?
Nie tak dawno pisaliśmy o tym, że rady dzielnic Starego Miasta i Śródmieścia myślą o wprowadzeniu na części swojego terenu półpodziemnych lub podziemnych śmietników. Po to, by zaoszczędzić miejsce i powoli rezygnować z mało estetycznych, dużych kontenerów w zabytkowej części miasta.
- Dążymy do tego, aby uwolnić przestrzeń naszych podwórek, a nie dodatkowo zastawiać je kontenerami. Nie przypuszczam, aby społeczeństwo było zachwycone tym, co proponuje rząd - podkreśla Marcin Pukas, przewodniczący Zarządu Dzielnicy Stare Miasto. Wtóruje mu Krzysztof Jan Werner, zastępca przewodniczącego Zarządu Dzielnicy Śródmieście.
- Jestem zwolennikiem bardziej szczegółowej selekcji odpadów, ale zastanawiam się, czy będzie ona możliwa z powodów technicznych. Jeśli postawimy więcej, ale mniejszych pojemników, to trzeba będzie częściej je opróżniać, a to podniesie koszty wywozu. Z drugiej strony, duże pojemniki zajmą miejsce, którego w Śródmieściu brakuje - komentuje.
Jednocześnie Werner dodaje: - Ministerstwo albo samorząd powinny przewidzieć dotacje dla tak gęsto zabudowanych dzielnic jak nasza. To jedyne rozwiązanie, jeśli państwu zależy na nowych zasadach segregacji.
Na finanse zwracają uwagę także spółdzielnie mieszkaniowe.
- Gdy przepis zacznie obowiązywać, będziemy musieli znaleźć miejsce na dodatkowe pojemniki - stwierdził w środę Jan Gąbka, prezes Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, w której jest 13,5 tys. gospodarstw domowych.
- Nie będzie to znowu takie łatwe, bo nie dysponujemy aż tak rozbudowanymi altanami śmietnikowymi. Jeśli trzeba będzie je przebudowywać, to ktoś będzie musiał za to zapłacić - kwituje prezes Jan Gąbka.
- Samorząd nie ma prawnej możliwości dofinansowywania systemu odbioru i zagospodarowania odpadów z budżetu miasta - mówi z kolei Beta Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina.
Związek Miast Polskich krytykuje zmianę
Rozporządzenie ministra środowiska w sprawie szczegółowego sposobu selektywnego zbierania wybranych frakcji odpadów wejdzie w życie 1 lipca 2017 roku.
W Lublinie w drugiej połowie kolejnego roku, bo w czerwcu 2018 kończą się umowy z firmami odbierającymi śmieci.
Nie ma jeszcze odpowiedzi na pytanie, ile to nas będzie kosztować, ale można się domyślić, że na pewno taniej nie będzie.
Urząd Miasta Lublin dopiero będzie liczył koszty.
- Rozbicie obecnej frakcji suchej na minimum trzy grupy odpadów (papier, szkło, tworzywa sztuczne razem z metalami) oraz zbiórka odpadów ulegających biodegradacji, wiąże się z zakupem dodatkowych pojemników oraz częstszym ich odbiorem - przypomina Beata Krzyżanowska, rzeczniczka lubelskiego ratusza.
- Rozporządzenie wygeneruje szereg dodatkowych kosztów, które w szeregu gmin mogą być nieadekwatne do uzyskanych korzyści - uważa Beata Krzyżanowska.
Krytycznie o centralizacji zasad odbioru śmieci wypowiedziały się już Związek Miast Polskich i Związek Gmin Wiejskich Rzeczpospolitej Polskiej.
- Zdaniem członków Zarządu Związku Miast Polskich, gminy powinny mieć zagwarantowaną możliwie szeroką swobodę realizacji sposobu selektywnego zbierania odpadów i dostosowania określonych rozwiązań prawnych do swojej specyfiki i uwarunkowań lokalnych - tłumaczy Joanna Proniewicz, rzeczniczka Związku Miast Polskich.
W stanowisku ZMP w tej sprawie jest mowa o tym, że wprowadzenie nowych rozwiązań przełoży się na „wzrost stawek opłat za gospodarowanie odpadami komunalnymi”.
Związek Gmin Wiejskich Rzeczpospolitej Polskiej już w październiku 2015 roku pisał, że „zmuszanie gmin do zamiany przyjętego przez nie systemu na taki, jakiego oczekiwałaby centralna administracja, po prawie trzech latach od pierwszego etapu rewolucji śmieciowej jest nie do przyjęcia”.
- Przy czterech rodzajach frakcji musi się zmienić logistyka odbioru odpadów. To oczywiście przełoży się na koszty: bo trzeba będzie montować grodzie w śmieciarkach albo kupować nowe, po jednej dla jednego typu odpadów - słyszymy od szefa jednej z lubelskich firm odbierających śmieci.
Nasz rozmówca dodaje, że koszt jednej śmieciarki to wydatek 500 - 600 tysięcy złotych.
Zwraca też uwagę, że może powtórzyć się problem z rewolucji śmieciowej, która weszła w życie 1 lipca 2013 roku: wtedy okazało się, że w niektórych miastach brakuje kontenerów na śmieci, bo nagle w jednym czasie zaopatrywały się w nie firmy z całego kraju.
Ministerstwo uspokaja: będą okresy przejściowe
- W kwestii wymiany pojemników na odpady, na takie we właściwych kolorach, został wprowadzony pięcioletni okres przejściowy. Poczekamy też na zakończenie już obowiązujących umów z firmami odbierającymi śmieci, nawet do 30 czerwca 2021 roku - powiedział Kurierowi Paweł Mucha, rzecznik resortu środowiska.
- To wyjście naprzeciw potrzebom samorządów i ukłon w ich stronę, bo zdajemy sobie sprawę, że bez współpracy z gminami nie osiągniemy właściwego poziomu recyklingu - dodał Mucha.
Jak z rewolucją było
Możliwe, że czeka nas powtórka z tego, co działo się po 1 lipca 2013 roku. Wtedy właścicielem odpadów stały się gminy, jednocześnie w Lublinie wszedł w życie system segregacji odpadów w gospodarstwach domowych: na frakcję suchą i mokrą.
Trochę inny w blokach, a inny w domach jednorodzinnych.
W pierwszych tygodniach od wejścia w życie nowych zasad nie brakowało problemów.
Lublinianie skarżyli się, że nie są w stanie dodzwonić się do Kom-Eko i MPO, dwóch firm odbierających od nich wtedy śmieci.
Telefony urywały się także w naszej redakcji. Mieszkańcy mówili na przykład, że ich adresu nie ma w harmonogramie odbioru śmieci albo nie dostali worków na odpady.
Wiele pytań dotyczyło także tego, jak w szczegółach wyglądają zasady segregacji. Okazało się też, że w mieście mamy śmieciową szarą strefę, czyli mieszkańców, którzy do tej pory nie mieli podpisanej żadnej umowy na odbiór odpadów.
Po niecałych trzech latach ratusz jest zadowolony z przyjętego systemu.
- Mieszkańcy Lublina dość dobrze segregują odpady. Zdecydowana większość, w szczególności osób mieszający w zabudowie jednorodzinnej, bardzo dobrze przyswoiła obecnie obowiązujące zasady selektywnej zbiórki odpadów - informuje Krzyżanowska.
Ratusz, powołując się na sprawozdanie prezydenta Lublina z realizacji zadań z zakresu gospodarowania odpadami komunalnymi za 2015 rok, podaje np., że poziom recyklingu papieru, metali, tworzyw sztucznych i szkła wyniósł 46,4 proc.