Nadludzizm
Nadludzizm, czy panniewiekimjajestemizm to coś, co nam zostało po latach 1945–89. Choć niektórzy twierdzą, że i w dwudziestolecie było tego pełne. W każdym razie lata dziewięćdziesiąte były tym przesiąknięte.
1.
Znałem człowieka, który dorabiał jako bramkarz w gejowskim klubie w Warszawie. Funkcja to była odpowiedzialna, gdyż bywalcy liczyli tam na choć trochę prywatności. Ostatnią rzeczą, na jakiej im zależało, było wejście w rolę obiektów obserwacji ludzi, którzy chcieli zobaczyć jak wygląda pedał. Bramka była więc dość szczelna. A – jak wiadomo – im bramka bardziej szczelna, tym więcej ludzi ma ambicje, żeby przez nią przejść.
Człowiek ów – bramkarz – opowiadał, że częściej niż „Dzień dobry”, a raczej „Dobry wieczór” słyszał zdanie: „Pan nie wie, kim ja jestem”. Słyszał od tych, których nie wpuszczał rzecz jasna. Odpowiadał, że skoro tak długo już żyje bez tej wiedzy, będzie żył tak dalej. Wśród niewpuszczanych bywali politycy (parlamentarzyści), urzędnicy, funkcjonariusze, artyści, pracownicy naukowi, ludzie biznesu, szeroko rozumiani celebryci. Każdy przekonany, że funkcja, działalność, jaką prowadzi, czyni z niego nadczłowieka.
2.
Nadludzizm, czy panniewiekimjajestemizm to coś, co nam zostało po latach 1945–89. Choć niektórzy twierdzą, że i dwudziestolecie było tego pełne. W każdym razie lata dziewięćdziesiąte były tym przesiąknięte. Z czasem coraz słabiej. Choć słyszałem legendę, że szef Kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego wysłał do Komendy Głównej Policji listę numerów rejestracyjnych samochodów, którymi policjanci się mają nie interesować. Nie musi być to prawdą, ale brzmi dość prawdopodobnie.
Po wejściu do Unii, nadludzizm urzędniczy zaczął zanikać. W jego miejsce pojawił kult wolności obywatelskich. Zakorzenionych bardziej niż w europejskich, w tradycjach Pierwszej Rzeczypospolitej. Równocześnie siłę poczuły kasty. Lekarze czy adwokaci. Ci pierwsi zbudowali system nieodpowiedzialności zawodowej, ci drudzy – potrafiąc poruszać się w gęstwinie prawa – zaczęli reprezentować dwustuletnich właścicieli kamienic. Albo – jak głosi inna legenda, o mecenasie z centralnej Polski – dilować dragami we w własnej kancelarii, gdyż ochrona tajemnicy adwokackiej nie pozwala policji na nagły tam wjazd.
3.
Dziś osiągamy kolejny etap. Otóż dla dzisiejszych nadludzi posiadanie antyrządowych poglądów ma dawać pełen immunitet. Nieważne, czy się dokonuje prostego, a nawet prostackiego wandalizmu, czy się zachowuje agresywnie wobec policjantów, czy się uniemożliwia innym praktyki religijne. Człowiek, o antyrządowych poglądach nie może być poddany śledztwu, służby nie mogą wykonywać żadnych wobec niego czynności. Nieważne, czy jest podejrzewany o kradzież, łapówkarstwo, nosi po kieszeniach woreczki z koksem, czy zadziwiająco często opowiada o konieczności współpracy z naszym wschodnim sąsiadem. Bliżej czy dalej wschodnim.
Człowiek – bramkarz w warszawskim klubie dla gejów nic sobie z panniewiekimjajestmizmu nie robił. Miał swoje zadanie, z którego się dobrze wywiązywał. Pamiętając przy tym, że gdyby przesadził w działaniach i złamał prawo, to by poniósł tego konsekwencje.
Życzmy sobie, żeby nasze Służby były jak on.