NASZE KRESY. Tajemnica dwóch portretów Marszałka
Przesyłając nam ten tekst, pani Małgorzata Ziemska poprosiła, aby ukazał się pod hasłem „Z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego”. Kolejny raz korzystamy z tej kolekcji, dzieła życia Pani Małgorzaty i Jej ojca. Oboje są strażnikami i odkrywcami wołyńskiej, kresowej tradycji.
W strzeleckich szeregach szczególnym szacunkiem darzono postać „tego, który powiódł naród ku Niepodległości”, czyli „Ukochanego Komendanta” Józefa Piłsudskiego. Uroczyście świętowano 19 marca dzień jego imienin, a później 12 maja kolejne rocznice śmierci. Portrety Marszałka oraz obrazy, związane z czynem legionowym, zdobiły ściany strzeleckich świetlic.
Statuetki, przedstawiające Wodza Narodu, czy książki jego autorstwa stanowiły cenną nagrodę w strzeleckich zawodach.
W trakcie strzeleckich uroczystości najbardziej godnym prezentem była wykonana przez miejscowego artystę podobizna Komendanta.
Właśnie taki portret w 1935 roku, na zakończenie koncentracji oddziałów strzeleckich w Łucku, z rąk wojewody wołyńskiego Henryka Józewskiego odebrał mec. Antoni Staniewicz, prezes Wołyńskiego Okręgu Związku Strzeleckiego. Wśród wołyńskich strzelców zachowała się także pamięć dwóch innych portretów Marszałka.
Właśnie obchodzimy setną rocznicę bitwy warszawskiej, warto zatem przypomnieć ciekawą historię, chętnie opowiadaną na Wołyniu w czasie strzeleckich spotkań. Choć brzmi jak anegdota, ten portret Brygadiera Piłsudskiego istniał naprawdę.
Dziwna galeria
Właśnie trwała wojna polsko-bolszewicka. Był czerwiec 1920 roku. Do Dubna nieuchronnie zbliżali się bolszewicy. W mieście nad Ikwą zapanował chaos. Zarządzono gorączkową ewakuację polskich urzędów. Mieszkańcy z nadzieją spoglądali w stronę broniącego miejscowości Polskiego Wojska. Niestety, po trzech tygodniach bohaterskich walk majora Matczyńskiego z kawalerią Budionnego, miasto dostało się w ręce bolszewików. Zwycięzcy parli dalej, w stronę Warszawy. Za oddziałami wojskowymi pojawiły się władze cywilne, które rozpoczęły rządy od aresztowań i wyroków śmierci. W dawnym gabinecie polskiego starosty rozgościł się „Predsiedatiel Rewkoma”.
Na ścianach natychmiast zawisły portrety Lenina, Trockiego oraz innych zasłużonych bolszewików. W galerii słynnych z umacniania władzy bolszewickiej osób wprawne oko ze zdumieniem dostrzegłoby wiszący skromnie w kącie... portret Marszałka Piłsudskiego.
Skąd w tym miejscu wizerunek Komendanta?! Otóż w Dubnie w 1919 roku stacjonował Oddział Żandarmerii Polowej. Jeden z oficerów, utalentowany plastycznie legionista i wielbiciel Marszałka, szybko i sprawnie namalował farbami olejnymi bardzo udaną kopię portretu Józefa Piłsudskiego w mundurze brygadiera. Obraz oprawiono w ramy i jako prezent podarowano Komisarzowi. Tak portret trafił w mury Komisariatu (starostwa). W pośpiechu zapomniano zabrać go w czasie ewakuacji polskich urzędów. Wisiał zatem na ścianie, gdy do gmachu wpadli bolszewicy.
Na bolszewickich plakatach propagandowych Naczelnika Państwa Polskiego przedstawiano w bogatym mundurze generalskim z ogromem różnych wstąg i orderów. Wśród prostych żołnierzy portret brygadiera Piłsudskiego wywołał niemałe zafrasowanie. Długo oglądano dzieło i dyskutowano: „Kak burżuj? Tak skromno odiet!”.
W ten sposób portret ocalał i przetrwał przemarsz wojska. Również władze cywilne uznały, że człowiek, przedstawiony na obrazie, ze względu na skromny strój burżujem być nie może. Dodano mu więc oprawione w ramy towarzystwo zasłużonych bolszewickich towarzyszy.
Obraz jak relikwia
Przyszedł sierpień 1920 roku. Czas cudu nad Wisłą. Uciekające w bezładzie hordy bolszewickie przeciągały z powrotem przez Dubno. Uciekinierzy z wściekłością i przekleństwami powtarzali nazwisko: „Piłsudski”. Do dubieńskiego starostwa wpadł ścigany przez Polaków oddział czekistów. Komisarz natychmiast na portrecie rozpoznał Marszałka Piłsudskiego. Zaczęła się bezładna strzelanina do obrazu, który mimo palby niemal nienaruszony spadł na ziemię. Szabla komisarza zdążyła już sięgnąć głowy i piersi postaci, gdy do sali wpadł żołnierz z informacją, że do miasta wkroczyło Wojsko Polskie. Po krótkiej walce uciekinierzy spod Warszawy znaleźli się w niewoli.
Pod polskimi rządami powoli wracały ład i porządek. W gabinecie starosty rozpoczął działalność polski Komendant Miasta Dubno. Zarządził uporządkowanie urzędu.
Ze zdumieniem ze stosu śmieci i papierów wyciągnięto nieco uszkodzony portret Marszałka. Z odpowiednim napisem obraz umieszczono w poczekalni Starostwa.
W 1928 roku oprawiono go w pozłacaną ramę i umieszczono w gabinecie ówczesnego starosty dubieńskiego Adama Kańskiego. W trosce o obraz starosta zwrócił się do Wołyńskiego Urzędu Wojewódzkiego z prośbą, by obdarzone tak ciekawą historią dzieło umieścić w Muzeum Regionalnym w Łucku. W 1930 roku Starostwo przeniosło się do dubieńskiego zamku. Portret Marszałka zawieszono wówczas w gabinecie, gdzie urzędował nowy starosta dubieński, ale i komendant powiatowy Związku Strzeleckiego, Jerzy BonkowiczSittauer. Zapewne tu obraz dotrwał wybuchu II wojny światowej...
Komendant jak żywy
Dumą wołyńskich strzelców był również inny obraz, przedstawiający Komendanta. Tym cenniejszy, że podobno oryginalny Kossak. Oryginalny Kossak w Łucku! We wrześniu 1928 roku, z okazji dziesięciolecia odzyskania niepodległości przez Państwo Polskie, w Łucku odbyła się Wołyńska Wystawa Rolniczo-Przemysłowa, która była przygotowaniem do Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu. Każdy majątek, każde większe wołyńskie gospodarstwo, każda instytucja, każdy zakład przemysłowy starały się zaprezentować swój dorobek w trakcie tego ważnego przedsięwzięcia. Wśród wystawców znalazły się niemal wszystkie pisma, wydawane na Wołyniu, między innymi „Przegląd Wołyński”, „Ziemia Wołyńska”, „Echo Rówieńskie”, „Narodnyj Wisnyk” czy „Wołyner Leben”. Rolę gospodyń w stylizowanym na polski dworek pawilonie „Przeglądu Wołyńskiego” pełniły urocze korespondentki pisma, a jednocześnie członkinie Związku Strzeleckiego w Łucku: Helena Małecka, czyli komendantka Okręgu Wołyń, oraz p. Sarankiewiczowa. Trudno się dziwić obecności łuckich strzelczyń w tym miejscu. Wszak w zespole redakcyjno-wydawniczym tygodnika zasiadali: prezes Okręgu ZS Wołyń mec. Antoni Staniewicz oraz komendant Okręgu ZS Wołyń Bolesław Sarankiewicz.
Najważniejsze miejsce w ustrojonym kilimami, pasiakami i trofeami myśliwskimi kiosku „Przeglądu Wołyńskiego” zajmował oryginalny obraz olejny Wojciecha Kossaka „Piłsudski na Kasztance”.
Jak pisze korespondent miejscowego tygodnika, w pawilonie pisma trwał „nieustanny raut towarzysko-polityczny”. Wołyńskim strzelcom, dawnym legionistom i peowiakom, z których wielu osiadło na Wołyniu, zajmując często eksponowane stanowiska, „Ukochany Komendant” zdawał się jak żywy. Tak wiernie artysta odtworzył jego wizerunek z czasów kampanii wołyńskiej (w listopadzie 1927 roku Marszałek osobiście pozował do portretu w belwederskim parku). Obraz, będący hołdem dla niezwykłego człowieka, doskonale oddawał odczucia samych strzelców. Przedstawiał dumnego Wodza Legionów Polskich. Komendant, w popielatym mundurze i czapce wojskowej, zapatrzony w dal majestatycznie zastygł na ulubionym koniu na skraju urwiska...
Czy to ten sam obraz?
Zdjęcie obrazu oczywiście zamieszczono w powystawowym wydaniu popularnego tygodnika. Dzieło, które ozdobiło pawilon „Przeglądu Wołyńskiego”, a dla zwiedzających stanowiło prawdziwą sensację, było własnością mecenasa Jana Zaleskiego. Czyżby zatem wołyński adwokat był pierwszym właścicielem słynnego obrazu, namalowanego przez Wojciecha Kossaka w 1928 roku?! Później artysta wykonał jeszcze kilka różniących się tonacją czy liczbą osób wersji. Jakie były dalsze losy konnego portretu Marszałka, który znalazł się na wołyńskiej wystawie? Po drugiej wojnie światowej obraz zatytułowany „Józef Piłsudski na Kasztance” znajdował się w prywatnej kolekcji w Krakowie, skąd został skradziony w styczniu 1997 roku. Odnaleziono go dopiero w 2016 roku w jednej z warszawskich galerii. Obecnie zdobi ściany Muzeum Narodowego w Warszawie. Czy jest to jednak ten sam obraz, który wisiał w pawilonie „Przeglądu Wołyńskiego”?