Nie dbała o siebie, zapuściła mieszkanie, ale Pelego kochała całym ludzkim sercem
Dla jednych Pele i Zafira trafiły do zapuszczonego domu. Dla innych zwierzęta były tam szczęśliwe. Historia tej psiej adopcji w słupskim schronisku nie kończy się happy endem.
W tej sprawie nic nie jest takie, jakie na pozór się wydaje. Sprawa odebrania dwóch psów adoptowanych ze słupskiego schroniska bulwersuje w mediach społecznościowych wielu ludzi. Pani Magda, która psy straciła, oskarża schronisko. Marta Śmietanka, kierowniczka prowadzonej na zlecenie samorządów z regionu placówki, oświadczyła, że sprawa została skierowana na drogę postępowania prawnego i opublikowała zdjęcia mieszkania, w którym psy były.
Pierwsza strona medalu, czyli zdjęcia
Kierowniczka schroniska opublikowała na stronie instytucji oświadczenie. Oto jego część:
„W związku z licznymi oszczerstwami i nieprawdziwymi informacjami na temat instytucji schroniska w Słupsku i naszego pracownika ds. adopcji Michaeli, publikowanymi w Internecie przez osobę, która adoptowała ze schroniska 2 psy: Pelego i Zafirę, jesteśmy zmuszeni do sprostowania zaistniałej sytuacji. W celu obrony dóbr osobistych, a także organizacji prowadzącej schronisko dla zwierząt w Słupsku, tj. Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce o/Słupsk, przedkładamy zdjęcia z dnia interwencji”.
Zamieszczone zdjęcia mieszkania wstrząsnęły internautami. Widać na nich pokój, w którym butelki, sprzęty i śmieci, w tym brudne strzykawki, walają się po całej podłodze.
„Jak można funkcjonować w takich warunkach, nie mówię już o opiece nad istotami żywymi” - to jeden z tych komentarzy w sieci, który ciśnie się na usta na widok zdjęcia.
Inna słupszczanka napisała dosadniej: „Jak tak można żyć. Biedne pieski... osoba mieszkająca w tym chlewie powinna zgłosić się do psychiatry”.
Co niektórzy jednak zauważyli, że pokój pokojem, ale psy nie były chore czy zapuszczone. Potwierdzają to też filmy i zdjęcia z okresu, gdy żyły w tym mieszkaniu.
W przepisach adopcyjnych zwierząt ze słupskiego schroniska zapisano, że pracownicy mogą wizytować mieszkania osób, które psa czy kota adoptowały. Jeden z punktów regulaminu mówi o tym, że przyczyną odebrania zwierzęcia mogą być złe warunki.
Druga strona medalu, czyli depresja
Psy straciła młoda słupszczanka. Załamana i zdenerwowana utratą Pelego i Zafiry, a także publikacją zdjęć jej mieszkania, zaatakowała we wpisie na Facebooku pracowników schroniska. Także zapowiedziała skierowanie sprawy do organów ścigania.
„Jestem osobą chorą na depresję melancholijną, czyli zasadniczo najgorsze stadium. Od 4 lat jestem pod opieką psychiatry, biorę leki, które trzymają mnie w ryzach, ale nie pomagają. W lutym tego roku doszło do najgorszego załamania, jakie przeżyłam - rozstanie, utrata pracy, mobbing, załamanie nerwowe, batalie sądowe... Zaniedbałam siebie, zaniedbałam mieszkanie, ale psów NIE ZANIEDBAŁAM” - napisała pani Magda.
Zadzwoniła też do redakcji „Głosu” i chwytającym za serce głosem tłumaczyła swoją sytuację.
- Psy został odebrane bez poinformowania pani prezydent miasta, bez wyroku sądu! Co gorsza, Pele został pokazany teraz na stronie schroniska jako pies do adopcji. Walczę o niego. To pies, który dwa lata żył w schronisku i miał traumę po przemocy… Nikt mu tam nie pomógł, żeby żył normalnie. A wystarczyły trzy miesiące u mnie, żeby ogon znowu miał w górze - opowiada pani Magda.
Dlaczego obecność psa jest dla niej taka ważna?
- Trzeba go nakarmić, wyprowadzić na spacer, to dla mnie jedyna motywacja, żeby wyjść z domu. Cieszy się na mój widok, słucha, kiedy do niego mówię, przytula się, samo głaskanie go jest kojące - odpowiada.
Kobieta bez ogródek opisuje, jak ciężko żyć w depresji i jak ważne dla niej były jej psy. I jak strasznym dniem był ten, w którym jej je zabrano.
- Moja mama wtargnęła do mieszkania, a kiedy zobaczyła jego stan, zadzwoniła do schroniska. Przyjechała pracownica biura i zabrała psy prywatnym samochodem - tłumaczy słupszczanka. - Teraz mama żałuje tego zgłoszenia.
„Każdy ma swoje zdanie. Schronisko nigdy nie zastąpi DOMU, ani tego czystego, ani tego brudnego” - napisała w sieci pod postem pani Magdy jedna ze słupszczanek.
Inny komentarz: „Wystarczy popatrzeć na zachowanie psa, a naprawdę widać, czy jest dobrze traktowany, czy jest szczęśliwy. Czysta klatka szczęścia nie da”.
Zafiry już nie ma, Pele szuka domu
Ta historia nie kończy się happy endem. Zafira cztery dni po odebraniu jej właścicielce została uśpiona. Schronisko tłumaczy to wiekiem psa, który był schorowany od lat i w takim stanie został adoptowany. Nie łączy tego z pobytem zwierzaka w domu pani Magdy. Pele zaś może być oddany do adopcji innej osobie. Co do jego dobrego stanu, wątpliwości pracownicy schroniska nie mają.
Barbara Aziukiewicz, szefowa Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Słupsku, które prowadzi miejscowe schronisko: - W tej sprawie nie mogę się wypowiadać, bowiem trafiła do organu nadzorującego, czyli Urzędu Miejskiego w Słupsku.
- Ale w tej sprawie najważniejsze wydaje się dobro zwierząt i ludzi. Czy psy zabrane pani Magdzie były w złym stanie? - dopytujemy.
- Przepisy są tu jednoznaczne, mamy prawo sprawdzić warunki, w jakich przebywają. Każdy widział zdjęcia mieszkania. Tak, wiem, zdjęcie to jedno, można je zrobić z jednego miejsca. Obiecuję, że wraz z kierowniczką schroniska udamy się do tego mieszkania, sprawdzimy to i porozmawiamy z panią Magdą. Ocenimy, czy Pele może do niej wrócić - tłumaczy pani Barbara.
Pani Magda też napisała do ratusza. Prosi o wyjaśnienie sytuacji, w której się znalazła. Znający prawo zaś zauważają, że skoro psy odebrano ze względu na złe warunki, to sprawa powinna trafić do prokuratury. Wniosku do tej instytucji pracownicy schroniska nie wnieśli.