Nie żyje kard. Macharski. Godnie zastępował Jana Pawła II w Krakowie

Czytaj dalej
Fot. Piotr Idem/ Polska Press
Grażyna Starzak

Nie żyje kard. Macharski. Godnie zastępował Jana Pawła II w Krakowie

Grażyna Starzak

Kard. Franciszek Macharski niechętnie mówił o sobie. - Stoję w tle. Nie lubię się lansować - zaznaczał. Zmarł wczoraj we wtorek, 2 sierpnia, w szpitalu.

Inteligencja, pracowitość, intuicja w ocenie spraw religijnych, ludzkich i społecznych – takimi przymiotami, w ocenie przyjaciół i współpracowników był obdarzony kard. Franciszek Macharski. Wszyscy, którzy zetknęli się z byłym metropolitą krakowskim, wiedzą, że miał również duże poczucie humoru. Na pytanie, jak spędza czas na emeryturze, odpowiadał z tajemniczym uśmiechem: „Nie spędzam, sam leci”.

Gdy w czerwcu 2005 r. przestał pełnić urząd metropolity, mówiło się, że nadal będzie mieszkał przy Franciszkańskiej 3, w pałacu krakowskich biskupów. Piętro wyżej nad apartamentem, w którym obecnie mieszka kard. Stanisław Dziwisz. Mieszkanie dla kard. Macharskiego w budynku krakowskiej kurii było już urządzone. Niemal w ostatniej chwili na miejsce, gdzie chciał spędzić ostatnie lata życia, wybrał sanktuarium św. Brata Alberta Ecce Homo.

Postać „biedaczyny z Krakowa” fascynowała Franciszka Macharskiego od wczesnej młodości. W 1946 r. ks. prof. Konstanty Michalski, jego wykładowca na Wydziale Teologicznym UJ, podarował mu swą książkę o Bracie Albercie. Nie rozstawał się z nią. Zarówno w kurii, jak i w klasztorze na Woronicza zawsze leżała na jego biurku.

Korzystając z zaproszenia sióstr albertynek, zamieszkał w małym, skromnie urządzonym domku na terenie sanktuarium. Ci, co dobrze znali kardynała, mówili, że podjął taką decyzję, aby nie narzucać się swoją obecnością następcy. Ale był też inny powód tej przeprowadzki. Kardynał chciał być trochę dalej od kurialnego zgiełku, bo zamierzał nadal pracować. Nie tylko, jako duszpasterz, ale również, jako teolog.

Pomimo tego, że został emerytem, niełatwo go było zastać w nowym lokum. Często latał do Watykanu. Wyjeżdżał na rozmaite konferencje do Niemiec i USA. Otrzymywał wiele zaproszeń z różnych regionów kraju i świata. Przed świętami Bożego Narodzenia bywał w wielu krakowskich instytucjach. Brał udział w spotkaniach opłatkowych m.in. w siedzibie Telewizji Polskiej na Krzemionkach i w przytulisku dla ubogich i bezdomnych. Pojawiał się, choć na chwilę, właściwie wszędzie tam, gdzie bywał przez lata, jako metropolita krakowski. Emerytowani biskupi, jeśli tylko są w dobrej formie, mają wyznaczone dni dyżurów w krakowskie kurii. Kard. Macharski nie pełnił dyżurów w kurii, ale można się było z nim umówić, dzwoniąc do sióstr albertynek. Jeśli tylko był w domu, siostra pełniąca dyżur w centrali telefonicznej, bez przeszkód łączyła z kardynałem. Gdy pełnił obowiązki metropolity, dostęp do niego był bardziej utrudniony. Jednakże, kto bardzo chciał, mógł usiąść w salonie-poczekalni apartamentów metropolity i uzbroiwszy się w cierpliwość - czekać na posłuchanie. Zwykle z dobrym skutkiem.

Byłego metropolitę nierzadko można też było spotkać po prostu na krakowskiej ulicy. Bo kard. Franciszek Macharski przemierzał miasto głównie na piechotę. W dalszą podróż jeździł czarną skodą octavią. Samochód prowadził przez wiele lat ten sam kierowca. Zmarły w 2011 r. Marian Sala, który wyznał mi przed laty, że kard. Macharski bardzo lubił szybką jazdę. Podobno licznik samochodu, którym razem jechali, pokazał kiedyś nawet 220 km na godzinę!

Sam Kardynał niechętnie mówił o sobie. - Stoję w tle. Nie lubię się lansować - powiedział kiedyś. - Może to wychowanie rodzinne? Nie wiem - zastanawiał się, wspominając swoje dzieciństwo i kulig pod Krakowem. W okolicy Balic. - Byłem małym chłopcem i pamiętam, że bardzo przeżywałem to, że jestem najmłodszy i stoję ze swoimi sankami z tyłu. Wytężałem wtedy wszystkie siły, by dorównać starszym, doścignąć ich, być najlepszym. To dobre zachowanie, byleby tylko nie przesadzić, nie zniszczyć, nie stworzyć niezdrowej konkurencji...

Byłem małym chłopcem i pamiętam, że bardzo przeżywałem to, że jestem najmłodszy i stoję ze swoimi sankami z tyłu

Zasadę nie lansowania swojej osoby szanowali ludzie, którzy stykali się z nim. Bardzo trudno było namówić ich na rozmowę o kardynale. Siostra Ludmiła, która przez prawie 27 lat przygotowywała posiłki kard. Macharskiemu w krakowskiej kurii, na pytanie, co jadał, odpowiadała krótko: „tyle, co ptak”.

- Kawalątko chleba, jeden, dwa ziemniaczki. Jak się mu nałożyło na talerz trochę więcej niż zwykle, zaraz wołał, żeby połowę z tego ubrać. Nieraz zastanawiałam się, czym ten człowiek żyje. Ktoś inny na jego miejscu, pracując tak intensywnie, już by nie żył - podkreśla.

Kardynałowi dieta służyła. Choć szczupły, wręcz chudy, energii mu nie brakowało. Po grypie i poważnej infekcji górnych dróg oddechowych, na które zapadł tuż po przejściu na emeryturę, szybko dochodził do siebie. Dobry humor nie opuszczał go nawet wtedy, gdy poślizgnąwszy się na chodniku w swoim domku, upadł i złamał miednicę. Tym razem rehabilitacja trwała dłużej niż w przypadku infekcji, ale był bardzo dzielny – jak mówią siostry, które się nim opiekowały. Gdy po tym wypadku, zaniepokojona zadzwoniłam do zaprzyjaźnionego z kardynałem Andrzeja Baca, jednego z głównych organizatorów słynnego „Białego Marszu” w 1983 r., ten uspokajał mnie, mówiąc, że rehabilitacja przebiega dobrze. - Codziennie do siebie ślemy SMS-y - dodał Andrzej Bac.

Kardynał Macharski nigdy nie był pasjonatem technicznych nowinek. Dał się jednak namówić na telefon komórkowy. Po śmierci Jana Pawła II przez bodaj tydzień wysyłał z Rzymu SMS-y do młodzieży zgromadzonej pod „papieskim oknem” przy ul. Franciszkańskiej 3. Jeśli chodzi o media, były metropolita krakowski przyznawał się do słuchania Radia Watykańskiego i czytania jednego dziennika ogólnopolskiego. W ogóle nie oglądał telewizji. Jak twierdzi ks. Andrzej Fryźlewicz, były osobisty sekretarz kardynała, wyjątek zrobił w czasie transmisji mszy św. z Watykanu, kiedy papież Franciszek ogłosił Jana Pawła II świętym.

Na emeryturze kard. Macharski przez wiele lat był aktywny. Latał do Rzymu, jeździł do Warszawy. W Krakowie pełnił funkcję przewodniczącego Rady Patronów Centrum „Nie lękajcie się” Jana Pawła II w Łagiewnikach. Był bardzo związany z Łagiewnikami. Zwłaszcza z tamtejszym sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Mówiło się, że były krakowski metropolita uważał, iż przed laty został uleczony z ciężkiej choroby za wstawiennictwem siostry Faustyny, do której modlił się często i żarliwie. Sam kardynał nigdy o tym nie wspominał. Przyznawał, jedynie, że Faustyna, a także brat Albert, i Franciszek to jego ulubieni święci.
Przyjaciele kardynała są pewni, że wstawiennictwu właśnie tych świętych a także św. Jana Pawła II zawdzięczał to, iż dożył 89 lat, pomimo różnych, poważnych perturbacji ze zdrowiem, które były jego udziałem w ostatnich latach. W grudniu 2011 r. poślizgnął się na dywaniku w łazience swojego mieszkania. Doszło wówczas do pęknięcia kości miednicy. Trafił do szpitala imienia Gabriela Narutowicza, gdzie przeszedł operację. W grudniu 2013 r. miał kolejny, nieszczęśliwy upadek. Złamał nogę. I tym razem konieczna była operacja.

O modlitwę w jego intencji prosił wiernych metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz. Modlitwy były skuteczne. Po wielomiesięcznej rehabilitacji kard. Macharski wrócił do zdrowia. Ograniczył obowiązki duszpasterskie, ale wciąż można go było spotkać np. w czasie uroczystych nabożeństw w katedrze na Wawelu.

W sobotę, 2 kwietnia tego roku modlił się przed obrazem Matki Bożej w sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. W tym dniu obchodził 66. rocznicę święceń kapłańskich. Przyjaciele kardynała cieszyli się, że widzą go w dobrej formie, chociaż mówiło się, że musi bardzo uważać, bo stwierdzono u niego osteoporozę. Ta podstępna choroba, która rujnuje kości, dała o sobie znać 12 czerwca, w niedzielę. Kard. Macharski właśnie wychodził z siostrą Doloroso, albertynką, na przechadzkę po ogrodzie.

Na schodach swojego domu potknął się, przewrócił i stracił przytomność. W takim stanie odwieziono go do Centrum Urazowego Medycyny i Katastrof Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Tam okazało się, że złamał kręgosłup. Kilka dni później, będąc cały czas w śpiączce farmakologicznej, przeszedł udany – jak mówili lekarze – zabieg „stabilizacji potyliczno-szyjnej kręgosłupa”. Stan hierarchy po operacji medycy określali, jako „ciężki, ale stabilny”. „Raz jest lepiej, raz gorzej” - mówiła nam siostra Doloroso, albertynka, opiekująca się kardynałem, prosząc o modlitwę w jego intencji. - Wszyscy mamy nadzieję, że z tego wyjdzie - mówiła s. Dolorosa. Modlitwy w intencji powrotu do zdrowia kard. Macharskiego trwały we wszystkich kościołach archidiecezji krakowskiej.

Ceremonia pogrzebowa odbędzie się w piątek w Katedrze na Wawelu. Zostanie pochowany także w tym miejscu.

Autor: Grażyna Starzak

Grażyna Starzak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.