Choć śledztwo zbliża się do końca, prokuratura chce aresztu dla głównego podejrzanego w aferze polickiej. Wtorek będzie trzecim dniem, od kiedy sąd wysłuchuje argumentów stron. To rekord.
Zarówno prokurator, jak i obrońca Krzysztofa Jałosińskiego, byłego prezesa Zakładów Chemicznych Police, mają tyle argumentów, że w poniedziałek sąd słuchał ich przez cztery godziny, aż w końcu musiał ogłosić przerwę.
- We wtorek sprawa będzie kontynuowana. Nie wiadomo, czy wtedy zapadnie decyzja - mówi sędzia Michał Tomala z Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Sąd po raz pierwszą zajął się sprawą wniosku prokuratury tydzień temu i po wysłuchaniu pierwszych argumentów uznał, że sprawa jest na tyle poważna, że będzie potrzebny dodatkowy czas na wysłuchanie stron. W posiedzeniach aresztowych takie maratony to rzadkość, tym bardziej, że wydawało się, że śledztwo w sprawie afery polickiej zbliża się do końca, bo trwa już trzy lata.
Krzysztofa Jałosińskiego nie ma w sądzie. Jest od dłuższego czasu w Afryce. Podobno nie może wrócić ze względów logistycznych, bo z powodu koronawirusa połączenia lotnicze są zawieszone. Prokuratura ma dla niego nowe zarzuty, choć ich nie ujawnia. Według nieoficjalnych informacji chodzi o oszustwo. Na początku czerwca kolejne zarzuty usłyszeli ówcześni jego zastępcy, Wojciech N. oraz Anna P., która odpowiadała m.in. za inwestycje zagraniczne. Po przesłuchaniu wyszli na wolność. Prokurator zastosował wobec nich wolnościowe środki zapobiegawcze.
- Ze względu na dobro postępowania nie ujawniamy treści zarzutów - wyjaśnia prokurator Marcin Lorenc z Prokuratury Regionalnej w Szczecinie.
Jeśli sąd zgodzi się aresztować Jałosińskiego, to będzie musiał wydać za byłym prezesem list gończy. Jego adwokat, mec. Grzegorz Wołek przekonuje, że Jałosiński przyszedłby na przesłuchanie, ale nie ma na razie, jak wrócić z Afryki i wniosek o areszt jest bezzasadny.
Wielowątkowe śledztwo w sprawie ZCh Police z lat 2013-2015 trwa od 2017 r. Wtedy zarzuty usłyszało dziesięć osób na czele z Jałosińskim. Dotyczyły m.in. działania na szkodę spółki African lnvestment Group, związanej z ZCh Police. W Senegalu miała wydobywać surowce do produkcji nawozów. Według prokuratury, Jałosiński oraz jego zastępcy wypłacali pieniądze na działania w Senegalu, choć wiedzieli, że nic się tam nie dzieje. W ten sposób mieli wyrządzić spółce szkodę na 22 mln zł.
Kolejna sprawa ma związek z zakupem ilmenitu kenijskiego. Badania wykazały, że materiał nie bardzo się nadaje do produkcji nawozów. To miało przynieść ZCh Police 4 mln zł strat. Wtedy sąd nie zgodził się na aresztowanie kogokolwiek. Obecnie w śledztwie zarzuty usłyszało już ponad 20 osób.
Najnowszy wątek dotyczy wprowadzenia w błąd rady nadzorczej ZCh Police w związku z zakupem afrykańskiej spółki African Investment Group z siedzibą w Senegalu. Według prokuratury była warta co najwyżej 5 mln zł, a ZCh Police kupiły ją za 87 mln zł. Prokuratura nie ujawnia, czy ówczesny zarząd wiedział o tej dysproporcji i czy dlatego prokuratura ściga Jałosińskiego.
- To absurd. My postawiliśmy spółkę na nogi. W jakim państwie my żyjemy - mówił trzy lata temu były prezes ZCh Police.