Odkrywamy Lublin: Tajemnice miejskich wodociągów
Dostęp do bieżącej wody jest dziś oczywistością. A wszystko się zaczęło od Jagiellonów. W XVI wieku został wydany królewski dekret pozwalający na budowę pierwszych wodociągów.
Z czasem, gdy miasto zaczęło się rozrastać, mieszkańcy wystosowali prośbę do Kazimierza Jagiellończyka o powiększenie sieci. Rozbudowa wodociągu ruszyła w 1506 r., wtedy rurmistrz Jan wraz z czeladnikiem zabrali się do budowy przepompowni, a mieszczanie przygotowywali grunty na poprowadzenie nowych ujęć wody.
- Rurmus, czyli dawna przepompownia, mieściła się na Dolnej Marii Panny, skąd prowadzono wodę do wieży ciśnień przy klasztorze Brygidek. Stamtąd woda płynęła przez ul. Przechodnią, do kościoła św. Ducha, do szpitala, do kościoła o. Karmelitów, gdzie dziś mamy ratusz, przez ul. Bramową, po dawny ratusz, pl. Farny, ul. Grodzką i pl. Rybny - opowiadała Kinga Witkowska-Mirosław z Lubelskiego Stowarzyszenia Pilotów i Przewodników Turystycznych „Pogranicze”. - Rury były zrobione z drewna, metalowe były tylko ich złącza. Dziś możemy obejrzeć ich relikty w Muzeum Historii Lublina - dodaje przewodniczka.
Rurociąg miał również odgałęzienia, woda płynęła do dawnych miejskich browarów, łaźni czy domów. Wodociągi Jagiellonów miały się w Lublinie dobrze wiele lat, jednak wojny ze Szwedami osłabiły ich konstrukcję, a miasto nie miało pieniędzy na ich odbudowę. - Rozpoczęła się kolejna era, tym razem prawie 200 lat bez doprowadzonej wody. Dominował brud, smród i błoto. Nieczystości wylewano na ulice, mieszkańcy się nie myli. Zaczęły szaleć epidemie, brak wody oznaczał także częstsze pożary - wyjaśniała Kinga Witkowska-Mirosław. W Lublinie zaczęły pojawiać się zdroje uliczne. Dwa powstały w miejscach rozpoczynających i kończących ul. Szeroką, jeden z nich, wybudowany pod koniec XIX w., możemy oglądać do dziś. Zdrój przekształcono w murowaną studnię z żelazną pompą, mającą zaopatrywać przedmieście Czwartek w wodę.
W tym samym czasie nastała era wodociągów Adolfa Weisblatta. Lublin zalany zanieczyszczeniami, wylewanymi gdzie popadnie, potrzebował ratunku. W 1896 r. miasto podpisało umowę z inżynierem, pracującym do tamtej pory w Petersburgu. Weisblatt szybko wziął się do roboty, poprowadził nowe wodociągi oraz wybudował wieżę ciśnień na pl. Wolności w 1899 roku. Neogotycka okazała wieża szybko stała się jednym z symboli miasta. Niezniszczona podczas wojny, została rozebrana po wkroczeniu Armii Czerwonej w 1944 r.
- Wodociągi Weisblatta nie docierały na peryferia, które coraz częściej były zamieszkiwane. Był to problem, inżynier nie chciał rozbudować rur, a miał wyłączność na zarządzanie wodociągiem. Dopiero I wojna światowa sprawiła, że wodociąg powrócił w ręce miasta - opowiadała Kinga Witkowska-Mirosław. W międzywojniu lubelska woda trafiła w ręce amerykańskiej firmy Ulen & Company. Amerykanie rozbudowali wodociąg, poprowadzili rury na obrzeża, do których należały wtedy między innymi Kalinowszczyzna, Tatary, Dziesiąta czy Wieniawa. Tam stanęła też nowa wieża ciśnień, która ostała się do dziś przy al. Racławickich 42.
- Firma Ulen wprowadziła do miasta niezbędną infrastrukturę i co ważne, wybudowała pierwszą oczyszczalnię ścieków oraz kanalizację. W okresie wojny Niemcy dbali o te konstrukcje, spustoszenie w naszych wodociągach wyrządziła za to Armia Czerwona - mówiła Kinga Witkowska-Mirosław. Po wojnie rury wodociągowe i kanalizacyjne trzeba było naprawić. Tego zadania podjął się MPWiK, powołany jeszcze przed wojną, w 1929 roku. MPWiK na bazie wodociągów Weisblatta oraz rozbudowań firmy Ulen & Company zarządzał połączeniami o długości 63,5 km oraz rozpoczął nowy okres w dziejach Lublina i stworzył kolejne połączenia.