Oni też popełniają błędy trenera Franciszka Smudy [KOCHAM SPORTOWĄ ŁÓDŹ]
Zaśpiewam na gali Sportowiec Roku 2018 swoim krystalicznie czystym tenorem utwór grupy Queen „We are the champions”, jeśli na koncercie Eurowizji pierwsze miejsce zajmą przyszywani reprezentanci Polski.
Obaj dżentelmeni mogą się podobać (ale ładny jest ten frontman ze Szwecji), ale czy naprawdę trzeba było powielać decyzje Franciszka Smudy o powołaniu do kadry Polski na Euro farbowanych lisów? Zgadzam się z Janem Tomaszewskim, że nie tędy droga...
Nie mamy tyle szczęścia i pieniędzy, co Niemcy, którzy do swojej kadry włączyli Polaków z Opola i Gliwic, a ci zostali najlepszymi w historii piłkarzami reprezentacji z Czarnym Orłem na piersi. 9-letni Mirek Klose biegał za piłką w Opolu, gdy jego tata Józek strzelał gole dla Odry, m.in. pokonał raz Jana Tomaszewskiego i to na pół roku przed słynnym meczem na Wembley. Jako dwulatek wyjechał z rodzicami do Niemiec Łukasz Podolski. Może byłoby nam łatwiej znieść cudzoziemców w naszej kadrze, gdyby to byli ludzie tego pokroju. Niestety, my takiego magnesu dla stranieri nie mieliśmy i nadal nie mamy. Na koncercie Eurowizji nie będzie reprezentowała Polski Alice Merton, nie zagrali w naszej kadrze piłkarskiej Peter Schmeichel, Mirek Klose czy Łukasz Podolski.
Trener Franciszek Smuda przed Euro 2012 wyciągał za uszy z nizin niemieckiego i francuskiego futbolu. Liczył, że lepszy jest trzecioligowy gracz z wielkiej ligi niż pierwszoligowy ze słabej polskiej. Ale nawet nosząc nazwisko Polanski nie zbawi się Polski.
Tylko raz tak naprawdę w historii polskiej piłki udało się wyłowić ze świata gwiazdę i nakłonić do gry w naszej reprezentacji. To Nigeryjczyk Emmanuel Olisadebe. Jego aklimatyzacja w Polsce była łatwiejsza, bo grał nad Wisłą od trzech lat zanim otrzymał polskie obywatelstwo. Znał już na pewno doskonale jedno polskie słowo. Chociaż jego początki w polskiej kadrze też nie były łatwe. Oli strzelił co prawda gola w debiucie, ale nie zachwycił, co znalazło odzwierciedlenie w moim sprawozdaniu dla Expressu Ilustrowanego. Jak wielką siłę oddziaływania ma prasa niech świadczy fakt, że po krytycznym tekście Józef Młynarczyk (wtedy drugi trener kadry, a wcześniej kolega klubowy Józefa Klosego z Odry) zorganizował specjalne spotkanie w redakcji przy Skorupki z trenerem kadry. Jerzy Engel bardzo chciał poprawić naszą opinię o czarnoskórym Olim (pozdrowienia dla Agnieszki Jaroszewicz, której pies tak się właśnie wabił) i to się selekcjonerowi udało. Olisadebe później wprowadził nas do mundialu 2002, przerywając naznaczony klątwą Zbigniewa Bońka 16-letnią absencję Polski w elicie.
Może też mylę się w kwestii naszych reprezentantów na Eurowizję. Już trenuję śpiew. Chcecie mnie usłyszeć?