W rodzinnym domu, w jednostce wojskowej, ochronce czy Teatrze Miejskim. Wspominamy Wigilie i świąteczne spotkania sprzed lat.
Niestety, większości bohaterów tych zdjęć nie ma już z nami. Pozostały po nich fotografie i wspomnienia zapisane w pamięci ich najbliższych.
- Zdjęcie, które pokazuję Czytelnikom "Albumu bydgoskiego", przedstawia żołnierską Wigilię roku 1931 w 4. Pułku Lotniczym w Toruniu. Przebywał tam na ćwiczeniach nieżyjący już mój ojciec Brunon Gonsierowski, rocznik 1909, urodzony i zamieszkały w Bydgoszczy. Mój ojciec stoi w gronie żołnierskiej braci w drugim rzędzie od góry, piąty od lewej - opowiada Adam Gonsierowski, syn pana Brunona.
Jak dodaje, z opowieści ojca zapamiętał, że uroczystość odbyła się z udziałem dowództwa jednostki, w miłej atmosferze, przy stole suto zastawionym jedzeniem, a także alkoholem. - Stoły zostały zasłane żołnierskimi prześcieradłami, a kolędy śpiewano przy akompaniamencie gitary. Żołnierza z gitarą widzimy w górnym rzędzie, czwartego od lewej. W sali, w której odbyła się wspomniana Wigilia, ustawiono udekorowaną przez żołnierzy choinkę - dodaje Adam Gonsierowski.
Spotkania wigilijne odbywały się także w 62. Pułku Piechoty, który stacjonował w koszarach przy ul. Warszawskiej. Kilkakrotnie w takich uroczystościach brał udział Czesław Boinski, który służył w Plutonie Łączności tej jednostki.
Jak opowiadała nam Krystyna Sulińska, córka pana Czesława, podczas Wigilii żołnierze zawsze łamali się opłatkiem, składali sobie życzenia i śpiewali kolędy. Potem była pora, by delektować się tradycyjnymi, wigilijnymi potrawami, a na końcu stanąć do pamiątkowej fotografii.
Z kolei w 61. Pułku Piechoty w latach 1933-37 służył Władysław Turowski. - Tatuś z sentymentem wspominał Wigilie, które odbywały się w tej jednostce. Mówił, że żołnierze zawsze czekali na nie z utęsknieniem, bo były to wyjątkowe dni w roku - wypełnione radością, gwarem rozmów, śpiewem kolęd i zapachem świątecznych potraw - opowiada Regina Dąbrowska, z domu Turowska.
W Wigiliach uczestniczyli zawsze wszyscy żołnierze. - Zaczynały się od czytania fragmentu ewangelii z Pisma Świętego. Potem żołnierze łamali się opłatkiem, składali sobie życzenia. Następnie była wigilijna uczta. Dania przygotowywały żony, mamy czy narzeczone wojskowych. Oczywiście, zgodnie z tradycją, na stole zawsze znajdowało się dwanaście potraw. Tata, ponieważ pochodził z Zamojszczyzny, najbardziej czekał na kutię. Mówił, że zawsze była doskonała! Po wieczerzy zaczynało się wspólne śpiewanie kolęd, często przy akompaniamencie jakiegoś instrumentu, np. skrzypiec, gitary czy fletu. Przygrywał na nim któryś z żołnierzy. Raz, w 1935 albo 1936 roku, zdarzyło się, że Wigilia była otwarta, to znaczy, że każdy żołnierz mógł zaprosić kogoś bliskiego. Tata zabrał wtedy mamę, wówczas swoją narzeczoną. Na ślubnym kobiercu stanęli pod koniec sierpnia 1937 roku.
W pamięci bydgoszczan zapisały się również spotkania wigilijne z okresu, gdy mieli po kilka czy kilkanaście lat.
- Pamiętam gwiazdora, który odwiedził nas w ochronce u sióstr zakonnych przy ulicy Staroszkolnej. Miałem wtedy niecałe pięć lat, a mój młodszy brat - trzy. Przestraszył się potężnego pana z białą długą brodą, ubranego w czerwony kostium i czapkę. Rysio rozpłakał się, gdy tylko gwiazdor do niego podszedł i zapytał, czy był grzeczny- opowiada ze śmiechem Czesław Rudzki.
Jak wspomina nasz Czytelnik, gwiazdor prosił każde dziecko o wyrecytowanie wierszyka albo zaśpiewanie piosenki. Potem sięgnął do wielkiego worka i wyciągnął prezent. To był drobiazg: cukierek czy kartka z napisem „Wesołych Świąt“. - Jednak nasza radość była przeogromna. W końcu przyszedł do nas „prawdziwy” gwiazdor. Potem zdarzało się, że drugi raz odwiedzał nas w domach i znowu przynosił jakiś upominek. Dla pięcioletniego dziecka było to niepojęte, żeby gwiazdor przyszedł do niego aż dwa razy - mówi pan Czesław.
Gwiazdkę w Teatrze Miejskim do dziś pamięta Tadeusz Kotwasiński, rodowity bydgoszczanin, obecnie mieszkający we Wrocławiu. - To była druga połowa lat trzydziestych ubiegłego wieku. Zacząłem wówczas naukę w Szkole Powszechnej przy ulicy Dworcowej. Co roku, na około tydzień przed Wigilią, cała szkoła szła do teatru ma plac Teatralny. Nie, nie... Wcale nie na sztukę, ale na spotkanie gwiazdkowe. Zawsze miało ono uroczystą oprawę. Najpierw była część artystyczna: recytowanie wierszyków świątecznych, wspólne śpiewanie kolęd. Potem gwiazdor wręczał upominki każdemu dziecku. Pamiętam, że byłem bardzo przejęty, bo wtedy jeszcze wierzyłem w gwiazdora. Raz byłem bardzo niegrzeczny tuż przed tym spotkanie w teatrze. Bałem się, że gwiazdor wręczając podarunki o mnie zapomni. Ale, na szczęście, nie pominął mnie. Proszę mi wierzyć, że radość w sercu siedmio- czy ośmiolatka była przeogromna! - wspomina ze śmiechem pan Tadeusz.
Jak dodaje, z rodzicami rzadko bywał w Teatrze Miejskim na bajkach. Dlatego też co roku z niecierpliwością czekał na gwiazdkowe spotkania, które się tam odbywały. - Teatr był przepiękny, urządzony z przepychem. Miał dwa balkony, marmurowe, bardzo śliskie schody, piękne foyer, okazałe żyrandole. Spacerowałem po foyer jak urzeczony - wspomina bydgoszczanin.
Pan Tadeusz podkreśla, że w jego rodzinnym domu zawsze święta symbolizowała ogromna, pięknie ubrana choinka. - Rodzinna tradycja mówiła, żeby przystrajać ją w Wigilię rano. To było zadanie dla dzieci, czyli dla mnie i trzech młodszych sióstr. Natomiast tata wieszał na choince lampki i świeczki, i sam je zapalał. Nigdy się nie zdarzyło, żebyśmy złamali tę rodzinną tradycję - słyszymy.
Choinka zawsze była w domu Amalii i Fritza Steinborn. - To moi dziadkowie ze strony mamy. Na zdjęciu powyżej widzimy babcię, dziadka i ich syna, a mojego wujka, Helmuta Steinborna w okresie międzywojennym. Niestety, nie pamiętam, jak w mojej rodzinie obchodzono Boże Narodzenie. Rodzice na pewno byli ewangelikami - mówi Gizela Kubalewska, z domu Jahr, córka pana Willego, właściciela Pomorskiej Fabryki Rowerów (PoFaRo).
Pani Gizela przesłała nam również fotografię przedstawiającą pierwsze święta swojej siostry Ingi po repatriacji do Niemiec w 1957 roku. - Na zdjęciu jest moja siostra z córeczkami Dorotką i Brygidką w towarzystwie teściów i dwóch nieznanych mi młodych kobiet. Zdjęcie prawdopodobnie wykonał mój szwagier Edward Karow - opowiada Gizela Kubalewska.