Oszukują, ale i tak prawda wyjdzie na jaw
Wielu kandydatów, aby zwiększyć swoje szanse podczas rozmowy o pracę, wysyła CV zawierające nieprawdziwe informacje.
Statystycznie co trzeci Polak koloryzuje rzeczywistość w CV i liście motywacyjnym. Co ciekawe również co trzecia osoba zajmująca się rekrutacją najbardziej w swojej pracy nienawidzi, gdy kandydat oszukuje. Przedstawiamy najdziwniejsze przypadki kłamstw, na jakich rekruterzy przyłapali kandydatów do pracy.
Pan Y chciał zostać kucharzem w chińskiej restauracji. Podkreślał na rozmowie, że od lat specjalizuje się w chińszczyźnie. Nie dodał, że chodziło mu o odgrzewanie gotowych chińskich zupek z paczki.
Pan Z aplikował na stanowisko kierownika działu produkcji w dużej firmie. W swojej ofercie wspominał, że wcześniej miał do czynienia z taką posadą. Fakt: pracował jako kierownik. A konkretnie: kierownik samozwańczy, bo prowadzony przez niego zakład był jednoosobowy.
Pan X nie mógł znaleźć pracy, więc zdecydował się zostać kurierem. Zapewniał, że ma prawo jazdy. I nie mylił się z prawdą: akurat je miał. Myliłby się natomiast ten, kto pomyślałby, że pan X potrafił kierować samochodem. Okazało się bowiem, że kandydat nie siedział za kółkiem od ładnych 20 lat. Na dodatek w przeszłości trzy razy stracił prawko za jazdę po pijanemu.
Pani Y zamierzała zostać fryzjerką w renomowanym salonie fryzjerskim. Podała w CV, że ma międzynarodowe doświadczenie w branży. I trochę prawdy w tym było: w poprzednim miejscu pracy do pani Y przychodziła raz na miesiąc klientka z Czech na strzyżenie i modelowanie włosów.
Pan Z aplikował na stanowisko informatyka. Firma rekrutacyjna pierwszy etap przesiewu kandydatów prowadziła telefonicznie. Rekruterzy dzwonili do kandydatów i odpytywali ich z zagadnień branżowych, które potem przydadzą im się w pracy. Pan Z zdał bezbłędnie test przez telefon. Został zaproszony na rozmowę do siedziby firmy, czyli na drugi etap. Tam jednak nie potrafił odpowiedzieć na żadne pytanie. Nawet te o wiele prostsze niż mu zadano przez telefon. Wyszło na jaw, że rekruter rozmawiał przez telefon z kolegą pana Z, który akurat wtedy był u niego w mieszkaniu.
Pani X starała się o posadę opiekunki osób starszych i przewlekle chorych. Do potencjalnego pracodawcy przyszła z referencjami, rzekomo od dyrektora DPS oraz z prywatnego ośrodka opieki nad seniorami. Wszystkie referencje były napisane odręcznie, podobnym charakterem pisma, co wzbudziło podejrzenia. Okazało się, że to teściowa postanowiła pomóc bezrobotnej synowej i spreparowała papiery.
Pani Y starała się o zatrudnienie w dziale marketingu. Miała sprzedawać powierzchnie reklamowe. W CV wymieniła ponad 20 szkoleń branżowych. Można było pomyśleć, że tyle zakończyła. To wydawało się dziwne. Okazało się, że kandydatka miała zapał do poszerzania swoich zainteresowań, ale, niestety na krótko. Najczęściej zdarzało się, że fakt już samego zapisania się na kurs uważała za taki, którym warto pochwalić się w CV.
Pan Y miał nadzieję zostać magazynierem w markecie. Podał w CV, że w poprzednim sklepie pracował 7 lat. Rekruter sprawdził. Sklep, o którym wspominał kandydat, istniał od pół roku, a pan Y został zwolniony w trybie dyscyplinarnym.
Pani Z chciała zostać ekspedientką w sklepie zoologicznym. Wpisała, że ma 5-letnie doświadczenie w branży. Gdy jednak komisja poprosiła o powiedzenie paru słów na temat poprzedniego pracodawcy, pani Z rzuciła:
- To mój tata. Jest na rencie i ma działkę letniskową, na której hoduje króliki, a ja mu pomagam.
Pani X odpowiedziała na ofertę dotyczącą pracy dla księgowej. Nie miała być to wprawdzie główna księgowa, ale jednak księgowa. Pani X podała, że wcześniej pracowała na takim stanowisku aż 12 lat. Teoretycznie tak, ale praktycznie była raczej asystentką księgowej (i kadrowej jednocześnie), a jej praca polegała na drukowaniu gotowych już danych i układaniu segregatorów.